Od dłuższego czasu mam wrażenie, że wsiedliśmy do jakiegoś pociągu, którego maszynista nieprzerwanie gna naprzód, żeby to jeszcze była spokojna podróż, gdzie to można z pasażerami pogawędzić, książkę poczytać, czy porozmyślać. O nie, ta niekończąca się podróż owocowała w rozliczne przygody, czasami zabawne, aczkolwiek mało pożądane. Jak to z Galą i Lutkiem było pisałam już w poprzednim poście, sporo nas to nerwów kosztowało, ale było, minęło, zapanował chwilowy spokój. Do czasu tlustego czwartku, o którym to Tomek szczegółowo wkradłszy się na mojego bloga opowiedział. Zasypało nas, oj zasypało, ale co się dziwić, jak to nasz sąsiad powiedział, "przecież luty na kalendarzu, to i jeszcze z meter śniegu spadnie" i spadło, mało tego wciąż to białe szczęście sypie się na nasze skołatane głowy, gdyby nie pomoc Gminy, która koparkę do nas wysłała, pewnie do wiosny tkwilibyśmy w chałupach, drepcząc z plecakami po prowiant. Dwa dni koparka pracowała na naszej drodze, żeby nas do cywilizacji przyłączyć, ale się udało, za co wypada Gminie Tokarnia, a w szczególności naszemu Wójtowi serdecznie podziękować, co niniejszym czynię.
Gala z Lutkiem byli w domu cztery dni, naiwnie myśleliśmy, że jak wrócą do koziarni zapanuje sielska idylla i tu się zdziwiliśmy, bowiem okazało się, że dziewczyny zaczęły się między sobą prać niemiłosiernie. Prym wiodła Hrabianka, która na swoich rogach chciała roznieść Galę, a ta nie była jej dłużna, mimo iż rogów nie posiada, walczyła jak lwica. Cóż było robić, trzeba było panny rozdzielić i tak Gala z Lutkiem zamieszkali w jedynce, a Hrabianka z Fidelem razem. Myśleliśmy, że jak Hrabiostwo urodzi, zmienią się relacje między matkami i znowu będą mogły w zgodzie wychowywać swoje dzieci. Mijał dzień, za dniem Hrabiankowy brzuch opuszczał się coraz niżej, czyli blisko już - myślimy. Jednego dnia, jak co rano zaniosłam kózkom owies, Hrabianka wpałaszowała swoją porcję i wszczęła burdę z Fidelem o jego miskę, tak, że nic nie wzbudziło moich podejrzeń, więc ze spokojem wróciłam do chałupy i zaczęłam przygotowywać obiad dla gości. Tak gdzieś koło południa Tomek poszedł zajrzeć do koziarni. Wraca i mówi, że Hrabianka wylizuje drugiego koźlaka, pognałam tam i zobaczyłam dwa mokre białaski, stojące na chwiejnych nóżkach. Masz ci babo placek, co my teraz zrobimy z Fidelem, baliśmy się zostawić go w jednym boksie z maluchami, żeby ich przypadkiem nie rozdeptał. Do wieczora zbijaliśmy przegrodę dla kozła, zamiast obiadu, była obiadokolacja, a ja do pierwszej w nocy latałam do maluchów, żeby sprawdzić czy wszystko w porządku. Następny dzień nie był wcale lepszy, Tomek poszedł do kóz i nagle wbiega do chałupy wrzeszcząc coś niezrozumiałego. Okazało się, że Fidel tak był ciekawy co też dzieje się w przegródce Hrabianki, ze spadł Tomkowi na głowę forsując przegrodę, dobrze, że nie trafił w żadnego malucha, bo byłaby z niego miazga. Wymyśliliśmy, że damy Fidela do Gali i Lutka, który już podrósł i nie tak łatwo go rozdeptać i tu znowu pojawił się problem, bowiem dowiedzieliśmy się od znajomego hodowcy kóz, że po upływie trzech tygodni od porodu, kozy są gotowe do rozrodu, czyli, jeżeli zostawimy Fidela z Galą, jak nic za jakieś pięć miesięcy będziemy szczęśliwymi posiadaczami nowych małych koźlaków, a gdzie moje sery, mleko? Ręce mi opadły i powiem Wam szczerze miałam moment zwątpienia, tyle komplikacji, nieprzewidzianych wydarzeń, jeszcze raz się okazało, że o hodowli kóz nie mamy zielonego pojęcia. Cały następny dzień Tomek rżnął i przybijał deski, ja uszczelniałam szpary między balami słomą, przyszła odwilż, deszcz lał nam na głowy, wiatr smagał po plecach i tak zbudowaliśmy oddzielny boks dla Fidela. Chwilowo zapanował spokój, każda kózka ma swój oddzielny boks, tak, że niechciane ciąże, tudzież lądowanie Fidela na Tomkowej głowie, nam nie grożą. Pociąg zwolnił bieg, może maszynista też się trochę zmęczył, my łapiemy oddech, a maluchy rosną. Lutek biega i dokazuje, ćwiczy skoki i podskoki i tak sobie myślę, że warto było wsiąść do tego pociągu, mimo zmęczenia, nerwów, nieprzewidzianych okoliczności, jak idę do koziarni i patrzę na te nasze kózki, to zapominam o trudach i o tym, że kiedykolwiek wątpiłam. U nas po chwilowej odwilży nadal zima, śnieg sypie i mróz niewielki trzyma, oj dała nam w tym roku ta biała pani popalić, nie tylko w piecach.
Fot. T. Olszówka
Fot.T. Olszówka
Fot. T. Olszówka
Fot. T. Olszówka
Fot. T Olszówka
piękne te wasze kózki :)
OdpowiedzUsuńi wierzę, że pracy przy nich macie dużo, no i trosk, bo to przecież jeszcze maleństwa :)
dużo spokoju i odpoczynku życzę Jolu
Kózki w kubraczkach :))) ależ słodziaki. Oj dzieje się u Was dzieje! Spokojności życzę. I trzymajcie się cieplutko, byle do wiosny:)
OdpowiedzUsuńcudowne koźlątka!:)
OdpowiedzUsuńCudowne kózki. Aby do wiosny, a jest już za progiem o czym ptaszki ćwierkają. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJakie mają kubraczki piękne!!!cuda!ściskam!
OdpowiedzUsuńJolu, te kózki normalnie się uśmiechają! Daję słowo! Są śliczne, a w tych sweterkach wyglądają bajkowo :)
OdpowiedzUsuńWiem, że zima dała Wam w kość, ale na zdjęciach wygląda przepięknie...
Oj, zwolnij Jolu, bo przegapisz jakąś ciekawą stację ...
Spokoju w sercu i na co dzień życzę
Kasia K.
świetnie się czyta Twojego bloga, bo pióro masz lekkie; zdjęcia kózek urocze, no bo jak tu nie kochać takich cudnych maluchów:) Ale roboty dziewczyno to Ty masz tyle, że dziwię się, że Ty jeszcze dajesz radę tak literacko się udzielać... Podziwiam!
OdpowiedzUsuńWitam i gratuluję koźlątek i cudownego artykułu w werandzie country!!!!
OdpowiedzUsuńDobrze, że z tego wszystkiego jest satysfakcja i miłość jaką czuję czytając twoje posty.
Życzę wszystkiego dobrego!Pozdrawiam serdecznie:)
Jolu, cudowna ta kozia rodzinka. Kubraczki dla maluchów mnie rozwaliły. :-))) Poza tym podziwiam Wasz hart ducha i nawet jeśli pojawiają się chwile zwątpienia to najważniejsze, że idziecie dalej do przodu. Każda nowa ciąża i kolejny poród będą już dla Was łatwiejsze, bo i w doświadczenia będziecie bogatsi. pozdrawiamy :-) i Was i kózki malutkie
OdpowiedzUsuńWszystko to nic,jesteście teraz bogatsi o doświadczenia których nie zastąpią żadne książki,stadko pięknie rośnie.Koniecznie musicie ponawiać próby połączenia stada,oczywiście na początku pod kontrolą.Co do Fidela i krycia kóz po 3 tygodniach to ktoś mocno przekombinował :)a was wpędził w dodatkową robotę. Nie ma takiej obcji ,kozy będą miały ruje teraz gdzieś około końca sierpnia(koza nie jest zwierzęciem poliestrycznym - wielorujowym ,ruja zależy od długości dnia (pory roku).
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy Was i sciskamy kciuki za dalsze doświadczenia :)
jak zwykle wszystko wiesz lepiej, ale nie do końca...
UsuńJolu piękne te twoje koźlęta tfu tfu tfu oj piękne, piękne :D Polecam czerwone kokardki haha :D
OdpowiedzUsuńZosiu i Januszu, jeżeli tak jest, to ja odetchnę z ulgą, no bo, co my mielibyśmy z biednym Fidelem robić, nie sposób go cały czas izolować, jak zwykle jesteście pomocni, dziękuję, ale nie ma tego złego...bowiem Fidel teraz ma przestronną zagródkę i nie musimy się martwić, że przy swoich wyskokach stratuje choćby przypadkiem jakiegoś malucha. Lepiej na zimne dmuchać, niż potem szaty rozdzierać :)
OdpowiedzUsuńNo nie mogę się na te Wasze słodziaki cudowne napatrzeć i jęczę tu cały czas do Padre, że "ja też chcęęęę takieee..." ;-)) Byliście bardzo dzielni, ale chyba za Wasze trudy satysfakcja jest ogromna i macie się z czego cieszyć ;-))
OdpowiedzUsuńA nie uwierzysz, Jolinko, ale u nas sypie... śnieg!
Ściskam czule całą Waszą gromadkę ;-)
Jolu droga, moje gratulacje ;-) Ależ się u Was dzieje, niesamowite same cuda. Zdjęcia cudne. Pozdrawiam Cię gorąco ;-), Grzegorz. Przepraszam, że tak krótko ale smuteczek mnie ogarnął ale co tam niedługo wiosna. Dobranoc.
OdpowiedzUsuńMalusie cudaczki w serdaczkach, jak z obrazka! wszystkie małe stworzenia budzą w człowieku bardzo ciepłe uczucia, no to z wiosną całkiem pokaźne stadko wyruszy na łąkę ze swoją pastereczką, serdeczności na Jaworzyny ślę, pa.
OdpowiedzUsuńWszystko się powoli uspokoi.
OdpowiedzUsuńJak Lutek troszkę podrośnie i zacznie się interesować dziewczynami, to Fidel może go tępić jako przyszłą konkurencję. Lutek będzie się musiał nauczyć nie prowokować i schodzić pokornie z drogi.
Stado się pięknie skonsoliduje na dużej, pastwiskowej przestrzeni. W zamkniętej koziarni to dosyć trudne.
Co do podwójnych rui, to są one wielką rzadkością, ale jednak się zdarzają. W stadzie naszego znajomego koziarza, występują co roku ruje wiosenne i wykoty wczesnojesienne, u kilku kóz, z dużego stada. Jakaś taka anomalia.
Kózki masz cudowne! I wszystkie maluchy się uśmiechają!
Wszystkiego dobrego!
Kózki mają urocze wdzianka:-))) Ale "atrakcji" nie zazdroszczę...
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy serdecznie i życzymy wiosny!!!!
O mateńko,jakie one CUDOWNE!!!!!!!!!Chyba złapie za sznurek i zrobię kózkę,taką malutką:)))))No a te kubraczki -brak słów zachwytu.Cieszę się bardzo ,że to wszystko wraca WAM pomału do normalności.Chociaż czytając o "występach artystycznych" tych maluchów i nie tylko, to nie wiem czy można mówić o normalności?
OdpowiedzUsuńZapewne zależy co kto uzna za normalność.No ale w przedszkolu musi być dużo zamieszania.Prawo dzieci:))))))))
Pozdrawiam WAS najserdeczniej jak można:)))
witam
OdpowiedzUsuńprzypomniało mi się, jak moje pierwsze maluchy brykały w rękawach od starych swetrów...
jakieś 15 lat temu,
i zdarzały się dwa mioty w roku jednak,
wciąż kozy hoduję
pozdrawiam
maria z bystrzycy
Jolu,czytam i uśmiecham się do Ciebie i tych wspaniałych kózeczek.Podziwiam Was za to wszystko,co robicie i czego dokonaliście.Dzielni i silni.W chwilach zwątpienia,smuteczku,zajrzeć do Ciebie,poczytać i znów zobaczyć,że Świat piękny jest!I warto,warto,warto! wszystko warto!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam najlepiej jak potrafię,Rena
Jolu, tak się cieszę, że wszystko poszło, "jak z płatka". Bo poszło super, sama wiesz, a te wszystkie przygody są męczące, ale się je wspomina potem z uśmiechem. Kózki cudownie śliczne, bielutkie, jak aniołki. I jak gustownie odziane. Ale bym je całowała w pyszczki. W moim stadzie mam kilka takich dam, które w zaawansowanej ciąży i po porodzie nie znoszą swoich towarzyszek i toczą straszne boje, nawet do krwi, bo zawzięte te owcze baby strasznie, ale potem na pastwisku nie ma problemów. Mam nadzieję, że teraz trochę odetchniecie i ta zima w końcu pójdzie sobie od Was. Serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKozki cudowne, a kozkowe wdzianko z fredzelkami bardzo eleganckie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
A.
Kozie kubraki są rewelacyjne! Zazdroszczę maluchów! My się w tym roku nie zdecydowaliśmy...i trochę żałuję! Cudnie jest patrzyć jak brykają sobie po zielonej trawce na wiosnę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!!
Śliczne kózki, a w dodatku jakie one eleganckie. Miło popatrzeć na zdjęcia, które nie są robione aparatem, a ... sercem :-) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńWczoraj pisalam ale moj internet andyjski jest kaprysny bardzo, wiec dzisiaj skoro swit spiesze z wyrazeniem moich zachwytow nad przeslicznymi kozkami,a juz w kubraczkach wygladaja jak najprawdziwsze maskotki..ladny jest ten Wasz swiat i nie szkodzi ze wymaga trudow , przeciez warto. A zima ciagle jeszcze piekna, nic z blocka i roztopow, pelna i bardzo piekna biel! serdecznie pozdrawiam i czekam na dalsze relacje!
OdpowiedzUsuńKoźlęta całuśne bardzo, a jeśli chodzi o pociąg - najgorzej w podroży smakuje Nuda. Wam nie grozi i dobrze!
OdpowiedzUsuńPzdr.
Te małe są przecudne, aż sie człowiekowi do nich gęba smieje;)
OdpowiedzUsuńsuper zwierzaki są słodkie
OdpowiedzUsuńZazdroszczę tych uroczych maluszków są Boskie i takie eleganckie .Też jakbym miała miejsce to z przyjemnością bym takie miała .Mam tylko kilka kurek no ,ale mam .Pozdrawiam .Aneta .
OdpowiedzUsuńDziękuje w imieniu maluchów, rzeczywiście są słodkie, jak każde małe stworzonko. Można siedzieć godzinami i się na nie gapić, wygladają niczym maskotki, to znacznie lepsze od każdej telewizji, a na dodatek bardzo lubią kontakt z człowiekiem.
OdpowiedzUsuńMagdo właśnie o takiej rui mówił nasz znajomy, że może ona wystąpić, dlatego woleliśmy zapobiegać :)
Inkwizycjo i Ty doczekasz się takich słodziaków okraszonych odrobiną zwątpienia, bo warto, myśle, że Padre w końcu się złamie :)
Anonimowy ja raczej poszukuję, niż wiem.
to było do Zosi....
UsuńRogata Owco bardzo bym chciała, żeby dziewczyny przestały ze sobą walczyć, przecież kiedyś się dogadywały i nie było awantur. Hrabianka tłucze Lutka przez kratkę i warczy na niego jak pies, Gala obwąchała Hrabiankowe maluchy i nie wykazywała agresji. Spróbujemy za jakiś czas, pod kontrolą doprowadzić ponownie do spotkania.
OdpowiedzUsuńBajki musicie zacząć pisać jak nic np o kózkach i ich przygodach , dla dzieciaków i te ubranka dla małych kóz,niesamowite. Uwielbiam czytać ten blog. Pozdrawiam z mokrego Mazowsza. Ila
OdpowiedzUsuńWitam-no te kubraczki są bombowe.Pozdrawiam Elżbieta O.
OdpowiedzUsuńJak żeż ja uwielbiam te maluchy! Jak one skaczą, brykają, dokazują! Ten widok wart jest każdego wysiłku. A żupanki sprawiliście im świetne :) Teraz na pewno nie zmarzną :):)
OdpowiedzUsuńAleż ten zwierzyniec jest cudny. Jolu, na zdjęciach wszystko wygląda tak bajkowo, a to za sprawą Waszej ciężkiej pracy. Ale opłaca się Wasza kraina jest piękna, a te maluchy rozbrajające. Pozdrawiamy cieplutko Ania i Janek. Buziaczki dla maluszków:))
OdpowiedzUsuńFantastyczne ujęcia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAniu i Janku dziękujemy
OdpowiedzUsuńZielonaMilo. Znasz ten film "Zielona mila", bardzo dobry, oglądałam go już ze dwa razy.
I u nas też łopaty poszły w ruch bo zasypało przez noc dość solidnie. Na szczęście mamy już to za sobą . Teraz wypatruje wiosny;-)))))
OdpowiedzUsuńGratulacje przesyłam bo widzę że kozia rodzinka się powiększyła;-)))))
Całuski dla Ciebie i Tomka
ps.Czekam na odwiedziny w wolnej chwili
cieszę się ze zdjęć, maluchy w sweterkach są CUDNE !!!! A jeden z nich na zdjęciu wyraźnie się uśmiecha. Całuję - ciocia M.
OdpowiedzUsuńJola, z zachwytem przyglądamy się maluchom :)
OdpowiedzUsuńGratulacje!
Jednak jeśli chodzi o sweterki to po zrobieniu zdjęć lepiej je zdjąć bo w przeciwnym razie nie wyrośnie grube futerko maluchom.
A co do kłopotów to Maciek mówi, że to nie koniec, resztę powiemy przez telefon.
Uściski i buziaki!
Jagoda i Maciek
Marysiu,bo one się uśmiechają :)
OdpowiedzUsuńJagódko, nie strasz, bo już się boję, co do sweterków, maluchy są już dawno rozebrane, bo i cieplej się zrobiło :)
Koźlątka są urocze. Sama słodycz:) U mnie zima chyba już odpuszcza. Mam nadzieję, że już nas nie zaskoczy! Pozdrawiam wiosennie ! S.
OdpowiedzUsuńJolu, z zachwytem czytalam Artykul w Country o was i waszych kozkach! Jak pieknie mieszkacie! Podziwiam was i wasza prace, ale piekniejszej nagrody niz te przeslodkie kozki w kubraczkach chyba nie ma! Pozdrawiam goraco!Jadwiga
OdpowiedzUsuńJolu trochę mnie u Ciebie nie było, bo zaaferowana jestem życiem wiejskim, a tu takie wiadomości. Gratuluję kozich dzieciątek i trzymam kciuki żeby wszystko było dobrze. U nas też rodzina się powiększyła - o 2 psy, jest wesoło. Rychłej wiosny Wam życzę :)
OdpowiedzUsuńSiedzę cicho i czytam... ale muszę napisać :))) Cudownie wyglądają w ubrankach, nie padłabym na to. Chcę Ci bardzo podziękować, z ten blog i podzielenie się doświadczeniem na temat hodowli kóz. Tak jak wcześniej napisałaś ,,może się to komuś przyda." O tak... Bardzo... Trochę skakałam po twoim blogu do przodu do tyłu, porami roku... gdzieś trafiłam pomysł napisania książki. Koniecznie!! Sama z przyjemnością bym ją kupiła. A jak zamieścisz w niej swoje doświadczenia z hodowlą to będzie to mega źródło hodowlane :)))) Koniecznie napisz książkę :)))) Wracam do czytania...
OdpowiedzUsuń