sobota, 4 lutego 2012

Lutek i refleksje


Naczytaliśmy się w mądrych książkach i w internecie, po czym poznaje się że koza wkrótce będzie rodzić. Wydawało nam się, że tacy mądrzy jesteśmy, koza miała nie jeść, pokładać się i wstawać, więc obserwowaliśmy pilnie Gale. Nic takiego się nie działo, jedynie w środe wieczorem po karmieniu, Galusia zaczęła meczeć, meczała tak przez chwilę i przestała. Jeszcze do niej zaglądaliśmy, ale nic się nie działo. W czwartek rano, poszłam do nich z owsem, Galusia wpałaszowała jak zwykle pierwsza, znowu pomekując pod nosem i trzymała się cały czas jednego rogu boksu, czego wcześniej nie robiła. No pomyśleliśmy sobie, że chyba się szykuje, mamy dużo czas, przecież żadne wody nie odeszły, nic takiego się nie dzieje. Tomek pojechał na dół odebrać zamówioną lampę do ogrzewania koźlątek, miał jeszcze wpaść do apteki po różne potrzebne rzeczy przy porodzie, po jego powrocie mieliśmy oddzielić Hrabiankę i Fidela od Gali, baliśmy się, że mogą jej przeszkadzać. Ja biegałam do koziarni, idę raz, nic się nie dzieje, minęła godzina, idę drugi raz. Wchodzę i widzę Fidela i Hrabiankę, stojących róg przy rogu wpatrzonych w Galę, która wylizuje malutkiego koźlaka ledwie stojącego na chwiejnych nóżkach. Pomna mądrości naczytanych w książkach, poleciałam do chałupy nalałam garnek ciepłej wody, wymieszałam z glukozą i biegiem z powrotem, po drodze złapałam jeszcze ręcznik, żeby malucha osuszyć, w koziarni było - 3. Na to wszystko przyjechał Tomek, któremu wrzasnęłam że Gala urodziła. Od tego momentu zaczęliśmy nagrzewać koziarnię, Tomek zawiesił lampę do ogrzewania, niestety okazało się że lampa działa jak sama chce, po prostu jest wadliwa ogrzaliśmy dmuchawą do 2 stopni. Cały dzień przesiedziałam w koziarni, nadzorując ogrzewanie. Wieczorem zdecydowaliśmy, że zabieramy malucha z Galą do domu. Na dworze -25, musiałabym tam siedzieć całą noc grzejąc pomieszczenie, maluszek trząsł się z zimna, zagrzebałam go w słomie a on zasypiał trzęsąc się. Gdybyście to widzieli. Ciemna noc, piękne gwiazdy trzaskający mróz, ja z owiniętym w kożuch koźlątkiem na rękach, za nami Tomek, mamrocący pod nosem "chyba mi się to śni", pchający za zadek drącą się wniebogłosy Galę i tak podążaliśmy wydeptaną w śniegu ścieżynką ze stodoły do chałupy. Maluch w domu natychmiast odżył zaczął brykać i szukać wymienia Gali. Gala i Lutek na razie mieszkają w sieni, nie ma tam ogrzewania, temperatura 5 stopni, celowo nie ogrzewamy im pomieszczenia żeby mały nie przeżył szoku termicznego jak wróci do koziarni, gdzie jest -3, Hrabianka i Fidel w ogóle się tym nie przejmują mają się dobrze, ale one są dorosłe i mają długie futra, mam nadzieje że wkrótce te mrozy odpuszczą i rodzinka będzie mogła wrócić tam gdzie jej miejsce. Chciałabym serdecznie podziękować naszym Gościom, którzy mieli nazajutrz do nas przyjechać, niestety ze względu na zaistniałe okoliczności zmuszona byłam zadzwonić do nich i odwołać ich rezerwację. Dziękuję za zrozumienie i jeszcze raz przepraszam, do zobaczenia jak mrozy zelżeją.











Nie wiem, czy dobrze zrobiłam zabierając ich do domu, wydawało mi się, że Lutek był zziębnięty i trzęsący się, ale wiem jedno, że od początku naszej przygody z kozami popełniliśmy wiele błędów. Nasza totalna niewiedza, mimo naczytania się o kozach i ich hodowli, wydaje się nam teraz wręcz głupia. Po pierwsze pozwoliliśmy żeby Fidel pasł się razem z dziewczynami na pastwisku w okresie pozarujowym. Gala miała ciche ruje i jak się okazało na początku września Fidel zrobił swoje. Po drugie tak pilnowaliśmy Hrabianki u której ruje były bardzo widoczne, Fidel pasł się w tym czasie oddzielnie i cały czas miał oddzielny boks, z pastwiska wracał na smyczy, a dziewczyny luzem. Wystarczył moment kiedy Hrabianka wykorzystała moją nieuwagę i podeszła do niego. Natychmiast go z niej ściągnęłam i ze spokojem czekaliśmy na październikową ruję, tą właściwą, wtedy chcieliśmy dopuścić Fidela a tu rui nie było, bowiem Hrabianka już została zapłodniona. Uświadomił nam to dopiero hodowca do którego zadzwoniliśmy zaniepokojeni jej brakiem. Głupcy z nas straszni, te błędy mszczą się, mrozem, wyrywaniem zwierząt z ich właściwego środowiska, ale cóż musimy za te błędy zapłacić, dlatego wzięłam Gale z Lutkiem do domu, bo on nie może płacić życiem za naszą głupią niewiedzę. Tak więc sami widzicie jacy z nas mądrale, Zosia i Janusz przestrzegli mnie przed tym, ale nam się wydawało że damy radę, że wszystko jest pod kontrolą i było pod kontrolą natury, nie naszą. Gala ma to już za sobą, teraz kolej na Hrabiankę, modlę się żeby te mrozy odpuściły, bo nie chciałabym przeżywać tego drugi raz, ani fundować stresu Hrabiance. Ten egzamin zdaliśmy na 2, mam nadzieję, że w przyszłym roku lepiej się przyłożymy. Dziękuję Wszystkim za komentarze pod poprzednim postem i może ktoś, kto chce mieć kózki nauczy się czegoś na naszym przykładzie.










68 komentarzy:

  1. Jeszcze raz się potwierdziło.Że najmądrzejsza księga nie zastąpi mądrości życiowej.A WY już jej sporo zdobyliście.Na błędach uczymy się wszyscy. Jestem pewna że przy następnych sytuacjach sobie świetnie poradzicie.Lutek cudowny.Jeszcze raz przyjmijcie Gratulacje i życzenia odejścia mrozów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też ma nadzieję, że mrozy wkrótce przejdą! Myślę, że dobrze zrobiliście zabierając młode i mamę kozę do domu. -3 to zdecydowanie za zimno jak dla noworodka!
    A co do błędów... to chyba Was przebiję... W prezencie ślubny dostaliśmy mamę kozę i koziołka (13 dniowego) W mądrych książkach naczytałam się, że nasz Capek nie będzie w stanie zapłodnić Józefiny w pierwszym roku życia i wykastrowaliśmy go dopiero w marcu następnego roku... Kilka dni potem Józefina urodziła dwie młode i na szczęście zdrowiutkie kózki :-) Paradoksalnie w dniu kastracji wet zbadał Józefinę pod kątem ciąży (bo taka jakaś gruba była...) i nic nie stwierdził...
    Tak, że w wyniku naszej głupoty doszło do...KOZIRODZTWA.
    Trzymam za Was kciuki! Buziaki!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jolu kochana,pomimo niedociągnięć w wiedzy to i tak okazałaś/okazaliście się fantastyczni. Czasem, w nerwach i takim chaosie instynktownie działamy i jakoś wiemy co robić. Jesteś wielka!!! Zdjęcia jak zawsze cudne ale w tak cudnym miejscu nie mogą być inne ;-). Ściskam Cię bardzo mocno i duuuuużo ciepła posyłam. Jesteście dzielni ;-). Dobrej niedzieli.Grzegorz.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jolinko moja droga, podwójne gratulacje- maluiszek jest piękny i Wasz domek w werandzie również:).
    Cieszę się bardzo,że wszystko się udało:)
    Pozdrawiam ciepło życząc Wam cieplejszej niedzieli:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mi sie podoba ta historia! ile wrazen, przezyc, sam smak zycia, takiego jak ja bym tez lubila...a Wam gratuluje przybytku, powiekszenia rodziny koziej...i jestescie dzielni bardzo! pozdrawiam i zycze ocieplenia, chociaz ogladajac zdjecia Waszego domu, w zimowej szata jest bardzo twarzowa Waszej okolicy.

    OdpowiedzUsuń
  6. No to witamy Malucha Śliczności Cudności ... też bym pewnie na rękach nosiła. :-))))
    A co do lekcji hodowania kóz to ja, ja, ja... się chętnie uczę od Was i doświadczenie na przyszłe kozie porody zbieram. A Lutek to rozumiem, że od LUTEGO? :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Gratulacje! A swoją drogą tekst pt. "Ja chyba śnię" brzmi jakbym mojego męża słyszałam. Imię dla koźlaczka super! Dotychczas znałam tylko Lutka z Wetlińskiej, który zresztą ostatnio gościł nawet na szklanym ekranie. Życzę ciepełka!

    OdpowiedzUsuń
  8. Życie płata różne psikusy, a Wy zdaliście egzamin na piątkę. Wspaniała relacja. Powodzenia zyczymy wszystkimi łapkami.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jolu, człowiek zawsze popełnia błędy...ważne żeby umiał wyciągnąć z nich wnioski!!! Poradziliście sobie bardzo dobrze, zadziałał instynkt. Może ja jestem jakaś troszkę (a może bardzo)inna, ale mnie bardzo rozbawił Twój post:)))), tak pięknie i bardzo obrazowo wszystko to opisałaś, że ja oczami wyobraźni wszystko to widziałam i jakbym tam była. Ciemna noc, piękne gwiazdy...a słowa typu "chyba mi się to śni" to już nie raz w życiu słyszałam:)))))wypowiadane albo przeze mnie albo mojego męża:)))...kiedyś kupowaliśmy świnię...to był ubaw...ale to nie do opowiedzenia tu i teraz...jakoś przypomniało mi się to teraz...Wy też za jakiś czas będziecie na wesoło wspominać ten pierwszy poród, chaos minie:)
    Oby mrozy zelżały i kozia rodzinka mogła wrócić na swoje, tego życzę!!! Piękne zdjęcia! Buziaki dla bohaterów:))))

    OdpowiedzUsuń
  10. Najważniejsze, że Lutek ma się dobrze. Mimo błędów, o których piszesz, ja wiem, że trafił do wspaniałej Rodziny:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jolu ktoz nie popelnia bledow, wazne ze czuwacie i jestescie przy kozkach
    trzymym kciuki za maluszka, jego mame i za was
    i oby mrozy zelzaly zeby Hrabiance bylo lzej

    OdpowiedzUsuń
  12. Kochana Jolu.
    Bardzo się ciesze że macie już poród za sobą i wcale nie zdaliście na 2 tylko na 5 bo koźlątko żyje i ma się dobrze ( widzę po zdjęciach) a wpadki zdarzają się nawet doświadczonym hodowcom.
    To że matka z małym trafiła do Was do domu to przejaw wielkiego Waszego serca. Temperatura jest bardzo niska i ja zrobiłabym tak samo.
    A mądrymi książkami to piekło wybrukowane;-)))))) i wiem z własnego doświadczenia że teoria z praktyką się mija;-))))
    Całuski

    OdpowiedzUsuń
  13. Brak mi słów... śliczny jest! Spisaliście się na złoty medal! Nie jestem za tym, żeby ktoś w taki mróz marzł, pewnie spałby ze mną:)
    Jolu, moja mama koziara planuje kojarzenie by przychówek przybywał wiosną i nie ma mowy o żadnym kazirodczym wyczynie jak to napisała Bubisa.
    Nie trzyma też kóz z capem, bo mleko ten teges, wiesz... nie pachnie:) Wiadomo, że przed i po ciąży i tak mleka nie ma, bo wtedy kozy się nie doi ale jednak cap to tylko do jednego celu potrzebny;)
    Gratulacje, całusy i ciepełko ślę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Lambi, my nie wiedzieliśmy, że nasza koza jest ciężarna i doiliśmy ją aż do porodu... Zresztą ona daje mleko przez cały rok i nawet na zimę nie chce dać się "zasuszyć".
      Co do capa, to może i troszkę podlatuje, ale jak napisała Jola, nie jest to jakoś specjalnie uciążliwe...
      A ja doję kozę na zewnątrz, więc mleko tak nie łapie zapachu!
      Nasz Capek, mimo że już wykastrowany, pełni w naszym życiu bardzo ważną rolę- jest naszym przyjacielem i zostanie już z nami na zawsze!
      Pozdrawiam Was Dziewczyny!

      Usuń
  14. Lambi, my też tak chcieliśmy planować, tylko że strasznie trudno to ogarnąć jak się ma kozła w stadzie, co innego jak dziewczyny jadą do kawalera. My nie mamy wyjścia, ponieważ chcemy mieć kózki karpackie, dlatego Fidel zostanie u nas na zawsze. Zobaczymy co urodzi Hrabianka, jeżeli dziewczyny, trzeba je będzie zamienić na inne karpackie, żeby nie doszło do tego o czym napisała Bubisa. Na wsi to bardzo powszechne, nikt tu nie oddziela matek od synów i sióstr. Nie zgodzę się z tym że mleko śmierdzi przy koźle, przez cały czas pobytu Fidela doiłam Galę i mleko było pyszne. Poza tym przekonałam się też, że to mit o śmierdzących kozłach i owszem wydzielają swoisty zapach podczas rui, ale po wykąpaniu, jest on o wiele mniejszy. Mnie ten zapach nie przeszkadza ani nie odrzuca, myślę, że śmierdzi okrutnie cap, który nigdy nie był myty :)jak mi kiedyś ktoś powiedział, może w poprzednim wcieleniu byłam kozą :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Droga Jolu,śliczny koziołek,wdał się w mamę.Życzę dużo zdrówka maluchowi i Galusi.A co do Twoich "błędów",to książki książkami,rady radami,a praktyka praktyką,myślę,że spisaliście się dzielnie.Pozdrawiam Was cieplutko.
    Rahela
    Ps.masz pełna skrzynkę na kozolinie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Bubisa muszę przyznać, że niezły prezent dostaliście my już wiemy, że koziołki szybko osiągają dojrzałość płciową ale wiedzieć, a...no właśnie...
    Lutek, od lutego, to imię nadała mu nasza przyjaciółka Edyta, która jako jedna z pierwszych dowiedziała sie o jego narodzinach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Braliśmy też pod uwagę strusie, ale po kilku dniach spędzonych w gospodarstwie agro ze stadkiem kóz- zakochałam się i stanęło na kozach :-)
      Mój mąż początkowo nie był zachwycony tym pomysłem, ale teraz nie wyobraża sobie naszego gospodarstwa bez kóz, a nawet namawia mnie na hodowlę koni :-)

      Usuń
  17. Jolu, przecież to było dla Was pierwszy raz w życiu! To dopiero początek tej pięknej przygody.
    A ludzkie planowanie często przegrywa z siłami natury, co oczywiście nie znaczy, że należy w ogóle przestać planować.
    Zwierzętom nie stała się żadna krzywda! To Wam będzie dużo ciężej, nie im.
    Jolu, może spróbuj nie myśleć o swoich wszystkich poczynaniach, w kategoriach EGZAMINU i bądź dla siebie mniej surowa.
    Z koziołkami jest naprawdę niezły cyrk. Nam też wet. mówił, że 6-cio miesięczny nie jest jeszcze zdolny do rozrodu. Bardzo był zdolny ...
    Tylko szybka kastracja lub szybkie znalezienie nowych domów, rozwiązuje tę kwestię. Pilnowanie, jak sama widzisz, nie bardzo się sprawdza :):):)
    Życzę Wam wielu radości (mimo niespodzianek) w kozim światku!

    OdpowiedzUsuń
  18. Guga koniecznie musisz opowiedzieć o tej świni, coś mi się wydaje, że warto to usłyszeć :) Tak więc za niedługo mały Lutek będzie dużym Lutkiem i trzeba będzie myśleć, jak to rozwiązać, z koziołkami jest większy problem.

    OdpowiedzUsuń
  19. Trzymamy kciuki za malucha - niech zdrowo rośnie! My, przynajmniej na razie nie decydujemy się na kozy - chociaż myśleliśmy o tym. Przeraża mnie perspektywa oddawania lub sprzedawania ( a często ludzie kupują po prostu na rzeź ) koziołków. Ale pomysł z kastracją wydaje się być niezły. Z drugiej strony - ile można mieć kóz w stadzie, które nie dają mleka?
    Ot dylematy!

    OdpowiedzUsuń
  20. cudne koźlątko. Dobrze zrobiłaś troszcząc się o koziołka. Postąpiłabym identycznie, pomimo mojej niewiedzy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  21. Jolu jest prześliczny i jaki duży. To o czym piszesz to nie są żadne błędy, to natura. Z naszej - ludzkiej- perspektywy poród w styczniu czy lutym, w wielkie mrozy, urasta do tragedii. Bo mróz - Galusi jakoś nie przeszkodził - bo nerwy - ale tylko Wasze - bo z tego co się działo nie była wcale w stresie, bo byłoby wygodniej na wiosnę, dla nas byłoby wygodniej. Dla koźląt jest ok. Ssają mleko mamine a potem mają przez 5 do 6 miesięcy dużo soczystej trawy. A jak urodzą się w marcu czy kwietniu to pasą się krócej i są mniejsze. Tak na to spojrzyj. Masz zdrowe, dorodne zwierzęta, kochane, dobrze pielęgnowane - takie sobie zawsze poradzą. Lutkowi nic by nie było gdyby został w koziarni, naprawdę. Ale fajnie, że jest w domu. Też zabieram do domu sierotki. Jesteś najlepszą opiekunką dla swoich zwierzaków. Całuję wszystkich w mordki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Bogu ,,Rogata Owca" napisała wreszcie coś mądrego(przepraszamy za te słowa) ale chyba wszystkim polityczna poprawność robi krzywdę.Jest takie zjawisko jak ANTROPOMORFIZACJA skłonność do takowych zachowań mają (przepraszamy :)Noworysze którzy zwierzęta znają z telewizji i jak sama kiedyś Jolu przyznałaś do nas ,zachowują się jak babcia co z miłości zagłaskała wmuka na śmierć.
      Z koziołkami nie ma żadnego problemu, trzeba go za jakieś 2-3 miesiące wykastrować (dopóki gruczoły nie produkują tak charakterystycznej w zapachu wydzieliny),podchować na zielonej trawce do sierpnia ,września a następnie zjeść.Kożlina z takich młodych kastratów na całym świecie uznawana jest za rarytas(przyznajemy jest doskonała)Kozłów nie posiadających jakichś wyjątkowych cech hodowlanych się po prostu nie trzyma dłużej bo w efekcie nie nadaje się on ani do zjedzenia ani do niczego.
      Wiemy że w tym chorym państwie pseudo ekolodzy i pseudo humaniści :)))wymyślili ostatnio aby na targowisku rozstawiać parawan za którym się będzie zabijać karpie świąteczne ,ale tym samym nie przeszkadza wsuwanie (kupionego w sklepie)mięcha z ferm na których zwierzęta traktuje się po bydlacku.
      Tak jak ,,Rogata Owca" radzimy Ci Jolu odprowadzić zwierzęta do stajni ,dać im szansę na bycie zwierzętami a nie maskotkami. Daj szansę koziołkowi okrzepnąć w jego (od tysięcy lat)środowisku,Gala nie będzie się tam stresować i zadba o niego tak jak wszystkie kozy od 6 tysięcy lat.
      Przepraszamy za to że nie przebieramy w słówkach ale mamy nadzieję że już wiesz że to tylko z dobrego naszego serca wypływa i ze sporej wiedzy i praktyki w hodowli zwierząt.
      Pozdrawiamy
      ZOSIA i JANUSZ

      Usuń
  22. gratulujemy! czy odwiedzić można was z Fadem? :) chętnie zawitamy w wasze strony .. tak pięknie tam macie

    OdpowiedzUsuń
  23. Na pewno zrobiliście dobrze, zabierając malucha z mamą do domu. Moje rodzice (i ja razem z nimi, oczywiście) hodowali kózki na przeciągu ponad 30 lat. Starali się, by poród przychodził się na bardziej ciepły czas. Ale jeśli zdarzały się chłody, do zabierali maluchów bez wahania. I koźlątka, i prosiaczki. A kozy są bardzo przystosowawcze, ich taka zmiana otoczenia nie załamie, co by tam ni pisali znawcy. Tym bardziej, jeśli cały czas przy nich ktoś jest. Gratuluję rozwiązania i mam nadzieję, że i dalej pójdzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  24. Bubisa, ja też bym chciała jakiegos Hucułka, ale Tomek jest przeciwny, nie wiem czy podołałabym z tyloma zwierzakami i Gośćmi, poza tym nie moglibyśmy mu jak na razie zapewnić warunków mieszkaniowych, ale kto wie, może kiedyś.
    Psie wędrówki, jak najbardziej możecie przyjechać z Fadem, nasze dziewczyny różnie tolerują psy, gościliśmy już ich wiele, trzeba tylko uważać żeby nie wchodziły sobie w drogę :)
    Rogata Owco, to mnie pocieszyłaś, tym bardziej, że Gala i Lutek muszą wrócić do koziarni, najbardziej boimy się, ze pod koniec przyszłego tygodnia Hrabianka może rodzić, termin wyliczyliśmy niby na 20 lutego, ale może być różnie, chociaz przy Gali przynajmniej to udało nam się dobrze obliczyć, urodziła zgodnie z naszymi wyliczeniami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie dobrze, zobaczysz, u Galusi było bezstresowo, to i Hrabianka się nie stresowała i nie boi.

      Usuń
  25. Zosiu i Januszu, jak najbardziej macie racje, tylko problem polega na tym, że ja nie potrafiłabym zjeść własnego zwierzęcia, nie jestem wegetarianką, jem mięso, zastanawiałam się nad tym długo, czy trzeba wyrosnąć na wsi i od dziecka uczestniczyć w ubojach i wiedzieć, że zwierzaki hoduje sie dla mięsa, czy można się tego nauczyć. Tym bardziej, że mój tata był masarzem, więc nie jest mi to obce. Wiem, że nie możemy dopuścić do tego, że każdy nowonarodzony zwierzak zostanie z nami, bo nie zarobimy na ich utrzymanie i w końcu one nas zjedzą. Jutro Lutek i Gala wrócą do koziarni, dzisiaj jestem sama, więc postanowiliśmy, że jak Tomek wróci przeprowadzimy zwierzaki. Są to nasze pierwsze kroki w hodowli, więc myślę, że z każdymi wykotami będziemy mądrzejsi i wiem jeszcze jedno, jezeli nie oddamy go do hodowli, to zje go ktoś inny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieliśmy się już nie odzywać ALE...jednym słowem uważasz że ,,trzeba mieć chamską naturę" aby zabić zwierzę które służy do zjedzenia. My uważamy to za ,,dziwne" że nie macie oporu przed zjedzeniem schabowego ale świnkę na niego niech zabije ten prostak ze wsi co nie ma uczuć tak wysokich jak... Widzisz w naszym przypadku wyrośnięcie na wsi uczestniczenie w ubojach a co za tym idzie wiedza o tym że ze świni będzie schabowy i szyneczka na Wielkanocny stół się nie sprawdza, Zosia nawet kurze nie utnie łebka,Janusz urodził się i wychował w mieście . Z tej dwójki to Janusz jest żeźnikiem i sprawia mięso gdy jest taka potrzeba. Kwestia jest nie w miejscu gdzie się urodzisz i wychowujesz a w zwykłej logice która nie próbuje stawiać świata na głowie.Człowiek żyje na ziemi wiele tysięcy lat,wiesz dlaczego teraz nadchodzi zagłąda ... A WŁAŚNIE DLATEGO.

      Usuń
  26. Jolu, nie rob sobie takich wyrzutów - wszystko jest OK:) Oczywiście, w hodowli potrzebna jest wiedza i doświadczeie, ale również intuicja i serce.Teoria mowi , ze w czasie wykotow w koziarni ma być min +8C. A jak jest ujemna, to radzimy sobie jak mozemy :)Dobrze jest zostawić do wykotów grubą warstwę obornika pod kozami - dziala jak ogrzewanie inspektu. Świetnie sprawdza się suszarka do włosów - przecież chodzi o to, by maluchy były jak najpredzej zupelnie suche i dobrze nassane.No i sweterek :)Silne, żywotne koźlęta świetnie sobie radzą w temp. powyżej zera. Wbrew pozorom ujemne temp. są bardziej niebezpieczne dla rodzacej kozy - możliwe jest zatrzymanie lożyska i zaburzenia w wydzielaniu mleka.
    Dobre są wczesne wykoty z powodów ekonomicznych - dłuższa laktacja kozy to więcej mleka. Gala odchowa Lutka , a gdy wyjdzie wiosną na młodą trawę da tyle mleka, jakby urodzia ponownie :)
    A doświadczenie przyjdzie z czasem, chociaż nieraz bedziesz zaskakiwana :) Ja hoduję kozy od blisko 20 lat i ciągle jeszcze spotykam się z nowymi, nieoczekiwanymi zdarzeniami i uczę sie pokory ...
    Wszystkiego cieplutkiego życzę :)
    S.Ohanka

    OdpowiedzUsuń
  27. Joluś,nie bądż taka surowa:jesteście tylko ludżmi:)
    Gratuluję pięknego kożlątka...pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  28. Lutek piękny jest :)) Śliczne stworzonko!
    Jolu, nie znam się na kozich porodach, ale wiem, że spisaliście się na medal:) Nie można zaszkodzić zwierzętom, jak otacza się je miłością :) Żeby tak wszyscy ludzie, jak Wy, dbali o swoje zwierzęta, to życie byłoby piękniejsze... W ubiegłym tygodniu znów ktoś u nas pozbył się czterech szczeniaków - wyrzucił na ulicę, nie patrząc,że na dworze duży mróz... Na szczęście znaleźli się dobrzy ludzie, którzy ofiarowali dom tymczasowy.
    A Wasze zwierzątka mają Raj na ziemi :)))
    Pozdrawiam serdecznie
    Kasia K.

    OdpowiedzUsuń
  29. Ale o co chodzi, ja wcale nie miałam na myśli żadnej chamskiej natury, mój tata nie był chamem, a zabijał i sprawiał zwierzęta, wcale nie uważam, że jestem jakaś wyjątkowa, czy moje uczucia są wyższe, wręcz przeciwnie. Myśle, że źle zrozumieliście moje intencje, a szkoda. Tak jak pisałam, są to dla mnie nowe sytuacje, musze się wiele nauczyć i wiem, że schabowy nie spada z nieba.

    OdpowiedzUsuń
  30. Jolu z całą pewnością intencje masz tak samo dobre jak my,to co piszemy ma tylko sprostować pewne podejście do w/w sytuacji, podejście które tu pobrzmiewa,co do schabowych i szyneczki właśnie. Możesz być pewna że t/z selekcja w stadzie nie jest łatwa dla żadnego hodowcy,a postep w tej dziedzinie (i przetrwanie ludzi przez tysiące lat) jest możliwy tylko dlatego że logika i konsekwencja były naczelną zasadą człowieka,pasterza,hodowcy :)
    Pozdrawiamy :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Śliczny koziołek :) Nie martw się wszystkiego się nauczycie. Czasem tak bywa, że jest inaczej niż się myśli.

    OdpowiedzUsuń
  32. Jolu, wszystkiemu podołacie, nauczycie się, może kiedyś skorzystam z Waszych doświadczeń, pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  33. Witamy na świecie maleństwo!
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  34. Witaj ponownie. Telefon mi padł i nie zdążyłyśmy pogadać.
    Widzę że niektóre osoby uważają się za bardzo mądre tylko język trochę maja za ostry.
    Jak się spotkamy to pogadamy i do tematu ludzi mieszkających od urodzenia na wsi też.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  35. Jolinko, koziołek jest piękny, dorodny i słodki! Nie zarzucaj sobie (rzekomo) popełnionych błędów, człowiek się uczy całe życie, Wy dopiero zaczynacie nabierać doświadczenia w hodowli i sama wiesz, jak potrafi być to trudne, a czasem dramatyczne. Nie da się ukryć, że postąpiłabym tak samo, jak Ty, sądząc że odrobinę ludzkiej troski nie zaszkodzi maleństwu ani jego mamie ;-)
    Co do zjadania koziołka to niesprawiedliwe, że taki los miałby spotkać go dlatego, że nie jest kózką... jeśli będę już miała kózki albo i świnkę, to będą to zwierzęta do towarzystwa, tak jak nasze suczki i koty, nie wyobrażam sobie, żeby je głaskać, bawić się z nimi i patrzeć im w oczy, a potem zabić i zjeść. Zdaję sobie sprawę, że są zwierzęta hodowane z przeznaczeniem na rzeź, tak samo jak z tego, że wiele psów jest przedmiotowo traktowanych przez właścicieli... ja nie po to mam zwierzęta, mimo że profesjonalni hodowcy mogą mnie wyśmiać za naiwne podejście.
    Wierzę, że dla Lutka znajdzie się miejsce u miłośnika kózek, a może w jakimś gospodarstwie agroturystycznym?
    Ściskam czule!

    OdpowiedzUsuń
  36. Gratulujemy ślicznego koziołka i pozdrawiamy WAS cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  37. To wspaniałe, że poród przebiegł bez komplikacji!!! Mróz, to już betka. Życzymy Hrabiance równie bezproblemowego porodu, a koźlaki urodzone w tak luty luty, będą chyba twardzielami?

    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  38. Śliczny koziołek i mimo wszystko piękna zima u Was u mnie czarno :( ale też na minusie.

    OdpowiedzUsuń
  39. Jolu, mam nadzieję, że nie odczytałaś opacznie mojego komentarza na blogu alpaczym, bo przy moich takich, a nie innych poglądach na życie zwierzęce, zawsze kieruję się też moją własną intuicją. Jeśli uważam, że zwierzęta mają być w domu, bo im się będzie działo źle, to idą do domu i przebywają tam tak długo, jak potrzeba, nawet jak inni mi mówią, że przesadzam albo zbzikowałam. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  40. Rogata Owco, oczywiście, że nie. Do Janusza i Zosi żywie ogromny szacunek, wiem, że posiadają dużą wiedzę, gdzie nam się z Nimi równać, ale wiem też, że nasze zachowania powinny być dostosowane do sytuacji. Nie żałuje, ani nie mam wyrzutów sumienia, że Gala i Lutek byli w sieni, przynajmniej nie mam sobie nic do zarzucenia, gdyby maluch nie przeżył, oj wtedy posypałyby sie na moją głowę gromy. Nie jestem "miastową", co to sobie kozy ubiera w sukienki i wiąże im kokardki, kocham moje zwierzęta i moim obowiązkiem, skoro już je mam, jest dbać o nie i zapewnić im godziwe warunki. Gdybyśmy chcieli kierować się wiedzą zaczerpniętą z książek o hodowli kóz, optymalna dla nich temperatura to 10 stopni, moje w koziarni miały do -7, co innego dorosła koza porośnięta jak Fidel, czy Hrabianka długim futrem, co innego maluch wyziębiony i mokry. Jeszcze dużo musze się nauczyć, ale mimo, że się "naumiem", jeżeli według mojej oceny będzie konieczność przeniesienia nowonarodzonego koźlątka w cieplejsze miejsce, to tak zrobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękujemy za uznanie.Co do t/z intuicji w hodowli jest ona bardzo ważna, może nawet podstawowa w osiąganiu sukcesu. Jesteśmy pewni że wiedzę i praktykę bardzo szybko ogarniesz i tą wymiane poglądów potraktujesz jako jeden z kolejnych stopni wtajemniczenia :)
      Serdecznie pozdrawiamy Was i Wasze zwierzątka :)
      Zosia i Janusz

      Usuń
  41. Amen. I pozdrawiam niezmiennie, a biega mi między nogami owieczka

    OdpowiedzUsuń
  42. Mam nadzieję ,że czujesz się lepiej i że Lutek Cię nie zamęczy.
    Pozdrawiam i dużo,dużo zdrówka życzę.

    OdpowiedzUsuń
  43. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  44. Najważniejsze, że małe urodziło się szczęśliwie i zdrowo. A mój Jasiek pewnie byłby zachwycony gdyby mógł mieć kózkę w domu. Wykorzystanie wiedzy w praktyce to dla moich uczniów też trudna umiejętność, bo nie zawsze naturę da się opisać w książkach dokładnie. Zawsze nas czymś zaskoczy. A wiesz Jolu, że ja tak miałam z pierwszym własnym porodem. Tak się szykowałam do niego w/g książek, ze najpierw mąż jeździł ze mną do szpitala trzy dni pod rząd, a potem o mały figiel nie urodziłam syna w domu. Jacek tak to wszystko przeżył, ze wypił pół nervosolu wprost z butelki, bo mu się z neospasminą pomylił i oczy mu na wierzch wyszły. Prawie się udusił. Życie to najlepsza szkoła i teraz będzie już tylko lepiej. Pozdrawiam cieplutko i uściski dla koźlątka. Pa. Ania:)

    OdpowiedzUsuń
  45. Mimo że lubię "schabik i szyneczkę" i uznaję logikę argumentów LOS ALPAQUEROS, mimo że jako dziecko często widywałam, jak moja ciocia zabija kury i nawet pomagałam je skubać, i przyglądałam się patroszeniu, to jednak nie potrafiłabym zabić zwierzęcia, a już napewno takiego, z którym jestem związana. Mam problem nawet z wykończeniem rybików, a pająki zawsze uchodzą z życiem (uważam, że są pożyteczne), chyba że kot ich dopadnie. Owady latające (no cóż, z wyjątkiem komarów) wyganiam za okno. Może to naiwne, może nawet głupie, ale tak jest i już.
    A Lutek jest uroczy i niech się dobrze chowa!
    Ninka.

    OdpowiedzUsuń
  46. Jolu, przepraszam. Mam nadzieję, że uda mi się również przeprosić osobiście :) Podziwiam odwagę i darzę Ciebie wielką sympatią :))

    OdpowiedzUsuń
  47. Aneto, za co mnie przepraszasz, ja nie żywie urazy, ani do Ciebie, ani do Zosi i Janusza, po prostu każdy z nas ma inne spojrzenie na świat, inne zdanie i bez względu na wiedze i doświadczenie uważam, że powinniśmy szanować innych ludzi i mieć w sobie troche pokory, nigdy nie uważałam, ani nie uważam, że wszystko wiem, człowiek uczy się do śmierci. Każdy z nas ma prawo mieć swoje zdanie i każdy ma prawo tego zdania bronić, gdyby nie było różnicy zdań, nie byłoby dyskusji, a dyskusje są w życiu potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiemy Jolu że powiedziałaś już AMEN. Mamy dla Was bezgraniczny szacunek(jesteśmy jeszcze z tego pokolenia które było uczone szacunku do ludzi).Jeśli chodzi o pokorę to przez 24lata życia w ciężkich warunkach nauczyliśmy się pokory ale też braku pobłążliwości dla błędów tak własnych jak i ludzi dookoła nas.
      Jeśli poczułaś się dotknięta naszą wymianą myśli bardzo przepraszamy :)mając nadzieję że po przemysleniach i po zdobyciu większego doświadczenia z czasem dojdziesz do wniosku że mieliśmy sporo racji :)

      Usuń
  48. Proponuje zakończyć temat, powiedzieć Amen i robić swoje.

    OdpowiedzUsuń
  49. Lutek jest cuuudny:) Moja przyjaciólka prawie wycałowała Wasze kozy w Werandzie::) Jest zachwycona Waszym domem, Wami... zaraziłam ja ;) Trzymajcie się kochani w te mrozy ! U mnie zima tez nie odpuszcza... Dzisiaj rano jak szłam do pracy to mróz nieźle pociągnał mi po rajtuzach:) leciałam w podskokach! Ściskam ciepło ! S.

    OdpowiedzUsuń
  50. Jolinko.
    Tęsknię i pamiętam tysiące chwil, ktore spędziłysmy razem u Was. Dzis, 14ego lutego- przesyłam- jak co dzień- serduszka- moje, Bartka, Blanki, Twojej chrzestnej córki i to maleńkie, które już bije tak dziarsko:)
    Twoja siostra, Gosia Kościelniak

    OdpowiedzUsuń
  51. Na św. Walentego ślę serduszko czerwone dla Was i Waszych wszystkich zwierzaków, tych narodzonych i tych jeszcze w brzuchu Hrabianki.
    Beata

    OdpowiedzUsuń
  52. Pięknego, radosnego Walentynkowego dnia życzę Ci.. oby zawsze nosić w swoich sercach radość i miłość

    OdpowiedzUsuń
  53. hej.
    witamy na świecie małe - wielkie cudo :)
    pozdrawiamy

    asia i artur

    OdpowiedzUsuń
  54. Rogata owco dzięki Wielkie i Wam również moc uścisków.
    Gosieńko Ty wiesz i ja wiem...dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  55. Życzę cudownego Tłustego Czwartku
    I smacznych pączusiów przy kawce
    Pozdrawiam Słodkiego Obżarstwa !

    OdpowiedzUsuń
  56. Jestem tu pierwszy raz i od razu trafiłam na takie opowieści. :) Gratuluję koźlęcia. niech rośnie zdrowo i daje wiele radości.
    Z przyjemnością czytałam opis przygotowań do porodu. Tak bardzo przypominały moje, gdy czekałam na szczenięta. Też spokojne zachowanie mej suni, zero typowych zwiastunów porodu i myk... :)
    Z przyjemnością będę do Was zaglądać i śledzić losy nie tylko tego koźlątka.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  57. Maluszki są cudowne. Nie wiem czemu ale mam wrażenie że się uśmiechają :)

    OdpowiedzUsuń
  58. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  59. Świetnie napisany artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.

    OdpowiedzUsuń