poniedziałek, 7 marca 2011

Z listów do...

Fot. Małgorzata Kościelniak


Dzięki temu, że piszę tego bloga uświadomiłam sobie, że w marcu mija 6 lat odkąd zamieszkaliśmy na Jaworzynach, to znaczy ja zamieszkałam, bowiem przez pierwszy rok Tomek kursował między Krakowem, a Górą. Ten pierwszy rok, był dla mnie wyjątkowy i dopiero wtedy, zaczęłam odkrywać uroki tego miejsca. Jak dobrze móc, choć na chwilę, przenieść się w czasie, jeszcze raz spojrzeć wstecz.... Jeżeli pozwolicie zrobimy to razem, zapraszam Was w podróż, przenieśmy się  do roku 2005..


Fot. Małgorzata Kościelniak

Fot. Małgorzata Kościelniak

.....przenieśliśmy się już na stałe. Tomek kursuje między Krakowem i Zawadką, ale mamy nadzieję, że uda się tak zorganizować pracę, żeby nie musiał za często jeździć. Teraz, kiedy mamy internet i komputer na Górze większość rzeczy możemy robić tutaj. A poza tym piękna wiosna - nareszcie cieplej i wszystko się zieleni, Kotoń pyszni się wszystkimi odcieniami zielonego, a Tatry, całe w bieli pozwalają cieszyć oczy swoim widokiem. Ptaki oszalały śpiewają od rana do wieczora, przekomarzją się ze sobą, cisza, zieleń, świergot, dwa psy i ja...........i jest mi dobrze i spokojnie i tak zawadkowo - sama wiesz najlepiej. Dzisiaj cały dzień sadziłam kwiaty - trochę się napracowałam - a teraz czekam, kiedy wszystko będzie kwitło i pachniało i kolorowiało. Mam nadzieję, że zechcesz wkrótce nas odwiedzić, może zrobisz sobie małe wagary od miasta i wpadniesz na parę dni do tej wiosennej rozświergotanej Zawadki. Może słoneczko będzie teraz łaskawsze i zrobi się trochę cieplej....












...Kotoń zatraca swą zieloność dachy stodół giną w Chmurach...A ja piszę i słucham... cudownej zieloności, rozświergotanej ptasiej muzyki, jakby ktoś rozsypał klawisze fortepianu takie nieposkładane i zagubione, a jednak razem..mimo wszystko. To jest moje miejsce i Tobie mogę to powiedzieć, Tobie, bo Ty, to zrozumiesz. Ty jedna powierniczko mojej duszy i jej najgłębszych zakamarków takich mrocznych i niczyich, a jednak...? wtorek....


Fot. Małgorzata Kościelniak


wtorek? środa? nie wiem Kotoń tonie w czerni nocy, nawet ptaki przestały świergotać i psy drzemią cichutko, a ja cóż wtorek - środa?? Wtorek bez Ciebie się zmierzcha, środę obudzi ranek wraz ze świergotem ptaków. Taki sobie list, zapamiętany odgłos dnia, szum wiatru i kropel deszczu na trawie. Taki sobie list środowy pachnący szałwią, rozbrzmiewający psimi psotami i nocną ciszą... taki sobie...


Fot. Małgorzata Kościelniak

.....tak, tak wreszcie musiałam to zrobić i powiem Ci, nie było łatwo. Czwartek obudził się otulony mleczną mgłą i nic poza nią nie było widać. Pochłonęła wszystko i omotała chałupkę białym kokonem. Niesamowite wrażenie, jakby świat kończył się i zaczynał właśnie tu i poza tą mleczną bielą nie było nic i nikogo. Mgła, jak to mgła, kiedyś rozwiewa się gdzieś w otchłani i ustępuje miejsca błękitnemu niebu i słońcu i pryska mój bezpieczny kokon. Czas plewić truskawki i takie tam gospodarskie zajęcia. Dały mi w kość, mam nadzieję, że chociaż będzie je można zjeść ze śmietaną :)) bo jak nie to się wkurzę. Nareszcie się rozpogadza widać już góry i wszystkie te zieloności - wiosna nas nie rozpieszcza. Miałyśmy szczęście bo słoneczko się pokazało akurat na dwa dni Twojego pobytu, a potem....





Teraz znowu jestem sama, dom owiany ciszą, Marika pojechała, Tomek też. W taki wieczór najprzyjemniej byłoby siedzieć na werandzie, gdzie chłodny wietrzyk wieje i patrzeć na gwiazdy, ale poczekam z tym na Tomka. Teraz pójdę do łóżka, żeby przespać ewentualną burzę brrrr...


....jestem tu już tak długo, a jednak krótko. Dopiero teraz będąc tu dzień po dniu, mogę odkrywać wszystkie tajemnice tej Góry. Niesamowite jak wszystko się zmienia, wybucha zielonością, jedne kwiatki przekwitają, inne dopiero zaczynają rozchylać swoje płatki. Szkoda, że Cię tu dzisiaj nie było. Dzień obudził się zachmurzony i mglisty, ciężkie krople wody kapały z nieba. Z godziny na godzinę szarość ustępowała błękitowi i wyłoniły się umyte góry takie wyraziste i piękne. Można było iść na spacer ku uciesze dwóch wariatek no i takiej trzeciej. Pamiętasz ten kamień na Gorylce o którym mówił Tomek? Na tej łące rośnie drzewo - niesamowite, nie wiem jak się nazywa może czeremcha. "Rozkołysał się czeremchy biały kwiat" - była taka piosenka... Drzewo niskie, rosochate, jego gałęzie rozłożyste jak parasol, powykręcane jak szpony krogulca uginają się od białego kwiecia. Kiedy usiądziesz pod takim drzewem otacza cię cudowny słodkawy zapach i czujesz się jak w objęciach anioła, a przed tobą umyte góry i doliny. Aż się w głowie kręci. Za jakiś czas to drzewo będzie wyglądało inaczej, opadną białe płatki kwiatów a na ich miejsce pojawi się coś - nie wiem jeszcze co, ale się dowiem. Musisz je kiedyś zobaczyć i usiąść po tym kwiecistym parasolem, a wtedy powiesz mi co czujesz... Dzień po dniu, noc po nocy...

Fot. Małgorzata Kościelniak


.....kręte, zwodnicze niczym labirynt, ale przecież nasze oswajane przez lata, wydreptane i odkrywane. Wierzysz w przeznaczenie?  Moje ścieżki plątały się długo, mnóstwo było na nich zakrętów, czasami wydawało się, że nie ma z nich wyjścia. Sama zresztą wiesz. A jednak w labiryncie ścieżek i ścieżynek odnalazłam tą jedną, która poprowadziła mnie do domu. Jak się nad tym zastanawiam, wyczuwam w tym wszystkim opatrzność - Bożą? Dom - gdybym nie postawiła wszystkiego na jedną kartę, nie wiedziałabym jak mogę czuć się spełniona i spokojna. Ten dom daje mi wiele siły, ten dom pozwolił mi poznać niezwykłą osobę. . Drzewo, piękne kwitnące - już wiem to głóg. Z tych kwiatów zrobią się owoce i będą na tym drzewie przesiadywały ptaki rozkoszując się ich smakiem. Musimy pod nim usiąść zimą, kiedy jest całe obsypane białym puchem, wiosną okryte białym kwieciem, latem w cieniu jego listków i jesienią kiedy jego gałązki uginają się od czerwonych owoców. Za każdym razem będzie inaczej, będziemy siedzieć i milczeć patrząc na góry pod tym niezwykłym parasolem, on nas ochroni od wszystkich złych duchów.... Dzisiaj byłam w Krakowie, wiesz to już nie jest mój świat - bardzo nie i sama nie wiem jak to się stało, przecież tyle lat tam żyłam, oddychałam i marzyłam - i nie wiedziałam że to tylko namiastka...odnalazłam swoje miejsce poprowadził mnie dobry duch, Anioł, Bóg sama nie wiem kto, a potem ten ktoś przyprowadził mi Ciebie... wierzę, że miał w tym jakiś cel...




Fot. Małgorzata Kościelniak

Fot. Małgorzata Kościelniak

Moja chatka - osnuta mgłami w deszczowe dni, wtedy wydaje mi się że poza mną nie ma świata, jestem tylko ja psy i ta góra. Góra magiczna moja...Twoja..i wszystkich tych którzy żyją, czują i myślą tak jak ja, jak te deszcze, wschody i zachody Słońca, rosa na trawie i śnieg na dachach domów. To jest mój świat magiczny..realny..wyśniony. Znalazłam swoje ścieżki ja i Tomek. Trudy dnia codziennego, zmagania z tą całą beznadzieją, a jednak jest coś, co pozwala mi patrzeć jasno w kolejny wschód słońca - deszczowy czy pogodny z kasą czy bez, ale mój... Wiesz jak cudnie kwitną rumianki na łąkach wtopione w zieleń traw. Kotoń pyszni się zielenią - czego mi więcej potrzeba? Psy czekają na codzienny spacer...Kraków jest już nie mój, obcy.....







...zrywałam sobie spokojnie rzodkiewki z grządki i jak wstałam, to myślałam, że nie dojdę do chałupy. Okropny ból w krzyżu. Pojechaliśmy z Tomkiem do Rabki do neurologa, bo tylko tam był dostępny. No i zastrzyki witamina B12 i coś tam jeszcze, ale dzisiaj mi trochę puściło tak że mogę siedzieć, a i boli już mniej. Tylko moje grządki zarosną buuuu.., bo pani doktor powiedziała - żadnego plewienia dopóki to się nie wyleczy. Pogoda paskudna zimno i na przemian deszcz i słońce, tak że sprzyja leczeniu rwy, poleguję sobie z książką. Tomek dzisiaj pojechał do Krakowa - miał jechać w poniedziałek, ale musiał mnie pielęgnować :)
Moja rwa ma się lepiej, codziennie jeżdżę na zastrzyki do Tokarni - bolesne są jak cholera, żeby tylko pomogły, bo roboty w ogródku masa. Na razie i tak nie da się nic robić leje i jest diabelnie zimno, dzisiaj rano były 3 stopnie, o zgrozo i martwię się o moje kwiatki - mam nadzieję, że wytrzymają tą paskudną pogodę. Psy znudzone brakiem spacerów, rozwalają mi chałupę, bawią się i rozrabiają zupełnie jak dzieci spragnione słońca i i zabawy. Wody jeszcze nie dokończyliśmy, ponieważ zbiorniki które zamówiliśmy w Myślenicach nie mogą jakoś do nas dojechać - teraz nie ma szans, bo leje i samochód nie wyjedzie z takimi ciężarami. Więc czekamy na słońce i wkurzamy się, bo robota stoi.




....niecieprki, rumianki, róże, lilie, nasturcje,maciejka,rudbekie. Tak, tak wszystko kwitnie i pachnie, pszczoły uwijają się co rano wokół róży pnącej się po werandzie tylko słychać bzzzzyyyy..zbierają nektar, po południu ich nie ma. Ciekawe. Zauważyłam, że ta róża pachnie najbardziej rano i wtedy jest pracowita. Mnie rosną piękne Olbrzymie truskawy - mówię Ci olbrzymie i pyszne. Tak bym chciała żebyś mogła przyjechać do nas chociaż na kilka dni pogadać, porzucać Fionie patyczki:)) nazbieraczć dziurawca. Pomyśl o tym proszę - bo już stęskniłam się za Tobą..............










......wróciłyśmy właśnie z Toporzyska z rydzami!!!!, które smażą się na masełku i pachną w całym domu, mniam i mamy jeszcze barszczyk biały z ziemniaczkami i cały kosz prawdziwków. Piękny słoneczny dzień, góry w tle i my trzy baby. Wczoraj wieczorem gościłyśmy faceta - Maćka który pojawił się z szarlotką pod pachą i uśmiechem na ustach i gadaliśmy, gadaliśmy do późnego wieczora. Wrzesień, wrzesień, liście zaczynają rudzieć i te cudowne kolory buków za chwilę ogarną całą górę..













....właśnie skończyliśmy smażyć górę faworków, teraz będziemy je jeść i tyć :) Ta zima, to nauka dla nas, zabrakło nam drzewa, trzeba było jeździć po wsi i szukać, a to nie było łatwe - nie tylko nam zabrakło. No ale kupiliśmy i cała sobota upłynęła na zwożeniu go do chałupy, teraz rąbanie i może nie zamarzniemy do wiosny. Ta zima jest wyjątkowo długa i zimna brrr. Na drugi rok będziemy mądrzejsi i przygotujemy dużo opału. Tak więc widzisz, że zmartwienia mają tu inny wymiar niż w Krakowie, albo woda zamarznie, albo drzewo się skończy - sielskie życie na wsi. No ale i tak nie zamieniłabym go na żadne inne.






Dziękuję Wam bardzo, czas skończyć tą podróż taką nostalgicznie-rocznicową.....życzę Wam dobrej nocy......

22 komentarze:

  1. Jolu.... "odjechalam'... przenioslas mnie w inny swiat... w piekny swiat... az slow mi brak...
    Dziekuje za te cudowna podroz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha! nieładnie czytać cudze listy!
    Ale dziękuję, że nam pozwoliłaś... podzieliłaś się...
    i cóż tu więcej powiedzieć?... cudnie ;-))
    Ściskam wzruszona...

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne wspomnienia i piękny nastrój. Trochę się zatraciłam w tej atmosferze, bo i my mamy "swoją" górę, swoje drzewa, jakbym czytała o sobie. Zainspirowałaś mnie, może i ja przypomnę sobie początki? Czy będę umiała odtworzyć emocje, jakie przeżywałam 10 lat temu? Wydaje się, że byłam wówczas kimś innym.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ pięknie napisałaś, czytałam z przejęciem. I jeszcze te cudne zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Też wolimy problemy z zamarzniętą wodą niż z zatłoczonym tramwajem...
    Dzięki za post, dzięki za wzruszenia.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam wczoraj w nocy i czytałam dziś rano, piękne wspomnienia, widzę to wszystko podane Twoimi słowami. Ile kwiatów u Ciebie, widoki nieziemskie, a dziewczyny na zdjęciach jakie śliczne, takie rozmarzenie w oku, mój mąż mówi, że to "maślane oczy". Głogi pachną słodko, wręcz odurzająco, wiesz, kiedyś robiłam wino z głogu, nie pamiętam, jak smakowało i czy w ogóle smakowało.Jakie prawdziwiny w koszu, a kosz? moja słabość. Byłam, Jolu, na spotkaniu z dziewczynami z ogólniaka, zupełnie inne światy, nie mają nawet części wspólnej, oprócz wspomnień. Serdeczności.
    P.S. Magnolię widzę kwitnącą, wytrzymała zimy?

    OdpowiedzUsuń
  7. Jolu, chlebek na zakwasie uczyłam się piec od Mirabelki, zaczyna się od wyhodowania samodzielnie zakwasu.
    http://chleb.info.pl/
    Wszystko jest bardzo przystępnie opisane, skomentowane, podane są przepisy, tylko trzeba mieć trochę wolnego czasu i pokłady cierpliwości, pozdrawiam, pa.

    OdpowiedzUsuń
  8. Piękny post, piękne fotografie...
    Zamarzyła mi się chwila odpoczynku w Waszym domu, czuję, że znalazłabym mnóstwo inspiracji, a może nauczyłabym się lepić z gliny - to wciąż niespełnione - jedno z moich marzeń.

    OdpowiedzUsuń
  9. totalnie błogo, przytulnie i wspierająco bo ja na początku mej/naszej drogi i mam moc pytań, zagwozdek, wątpliwości /tych mniej ale zawsze/, niepewności choć i wiary i nadziei i wszystkiego tego, co z pewnością i Ty przeżywałaś :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Brak mi po prostu słów, żeby skomentować to co Tu zobaczyłam i przeczytałam.Żaden komentarz nie jest w stanie oddać tego co czuję.Cieszę się bardzo że spotykam takich ludzi jak Wy, którzy potrafią się w tym biegu życia zatrzymać i zobaczyć ile wspaniałości nas otacza.Dobra materialne dziś są,jutro może ich nie być.Natomiast przeżyć których obecnie doznajecie nie odbierze Wam nic i nikt. Życzę Wam z całego serca wszystkiego najlepszego. Jestem trochę z innej bajki ale gdybyście chcieli zajrzeć w moje skromne progi to bardzo zapraszam.
    http://kaciksznurkaiszydelka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo się cieszę, że do nas zajrzałaś. Za miłe słowa, za wsparcie. Nie trafiłaś do naszej polany za późno bo to dopiero się rozkręca. Jeszcze nie wiesz na co mnie stać! :-)))) Zamierzam być obecna i dawać znaki co u nas przez cały czas. To element motywujący naszego dążenia do celu. A i ja u Was będę/jestem stałą bywalczynią. pozdrowienia :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Baśniowo!!!! Czuję się jak "po drugiej stronie lustra". Wyczuwam zapach, smak... Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziękuje Wam serdecznie, jak przeglądałam te listy, czytałam je jakby były napisane przez kogoś innego, jakże zawodna jest ludzka pamięć, nowe doznania i uczucia zastępują te pierwsze...cieszę się, że jest internet gdyby nie on, nigdy nie odtworzyłabym w sercu tych dni tak dla mnie ważnych, a gdyby nie Wy pewnie długo jeszcze nie zajrzałabym do tych listów. Anando, zapraszamy, a marzenie o glinie jeśli zaświtało warto je urzeczywistnić, spodoba Ci się. Mario tak, to magnolia, kwitnie pięknie co roku, jak ją sadziłam nie wiedziałam co z tego będzie, klimat u nas ostry, zimy długie, wiosna późniejsza niż na nizinach, a jednak trwa już kilka lat i kwitnie. Mrozy jej nie zaszkodziły, ale w tamtym roku dorwały się do niej głodne zajączki, przycięłam ją i nadal rośnie. Kwiaty to moja miłość - kwiatomania, jak mówi Tomek, wciąż kupuje nowe sadzonki i nasionka, sadzę, a potem co rano spaceruję po moim ogrodzie i gadam z nimi :)) Koszyki też uwielbiam, mam ich trochę i ciągle przywlekam nowe. Dziękuję Wam dziewczyny...

    OdpowiedzUsuń
  14. Riannon, jeżeli zdołasz przywołaj w pamięci tą siebie sprzed lat, to może być ciekawe doznanie :))

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo dziękuję za tak szybką rewizytę,która sprawiła mi ogromną przyjemność.No i ten rozczulający mnie komentarz.Zaglądanie Tu, będzie balsamem dla mojej duszy.Jestem romantyczką i uwielbiam góry.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  16. Jolu, co to za łabądek na dziewczyńskich zdjęcich?

    OdpowiedzUsuń
  17. Łabądek, to cukiernica mamina, wzięłam ją z mojego rodzinnego domu - taki sentymentalny łabądek..

    OdpowiedzUsuń
  18. wiesz, mogę tylko westchnąć... spojrzałam za okno, na szary, jakby zapłakany blok... i coś mi scisnęło za serce..

    OdpowiedzUsuń
  19. Pięknie opisane wspomnienia. Oj ja wiem o czym Ty mówisz. Ja też przeniosłam się na wieś z miasta. No nie był to Kraków ale żyło się miastowo. Miałam naprawdę dużo do nauczenia się i przeszłam tą szkolę przetrwania na 5;-))) Teraz nie wyobrażam sobie życia w mieście z tymi wszystkimi wygodami. Choć jak piszesz że trzeba wszystko przewidzieć wcześniej i zaopatrzyć się w drewno i liczyć że zima nas oszczędzi. Dziękuję za odwiedziny u mnie. Widziałam Twoje begonie. Są śliczne i jak ilość. Masz piękny ogród tyle tam kwiatów które kocham;-)
    Pozdrawiam wiosennie
    Danka

    OdpowiedzUsuń
  20. Danusiu miła, gdzie mi tam do Ciebie, Ty jesteś gospodynią pełną gębą, konie kury i całe gospodarstwo. Ja przymierzam się teraz do zakupu kur i chciałabym mieć kozę - boję się tylko czy dam z tym wszystkim radę, pomijając fakt, że się na tym kompletnie nie znam. Konie były marzeniem mojej córki, która przez długie lata jeździła konno i miała swojego ukochanego "Dropsa" - hucuła. Niestety wykryto u niej poważną wadę kręgosłupa i musiała pożegnać się z jazdą konną.

    OdpowiedzUsuń
  21. Ehhh, mieszkacie w RAJU. Będę wracać na ten blog karnić duszę uwięzioną w blokowisku, z którego zawsze chciałam się wyrwać, ale życiowe okoliczności nie pozwoliły.

    OdpowiedzUsuń