czwartek, 27 stycznia 2011

Różne oblicza zimy


Zima w górach Bywa łagodna jak baranek, piękna jak panna młoda, groźna niczym rozjuszona bestia i kapryśna jak dziecko. Oj dały nam te pierwsze zimy ostro w kość. Były to czasy przyjazdów weekendowych, z Krakowa jechaliśmy naszym osobowym samochodem, który zostawialiśmy na dole, po czym plecaki załadowane jedzeniem na plecy i hajda pod górę. Droga do naszej chałupy wiedzie 2 km przez las, wiało, lało kidało śniegiem, nic to, trzeba było iść. Przyznam, że dla mnie, wtedy jeszcze mieszczucha, była to droga przez mękę: dyszałam, sapałam, płuca przewieszone przez ramię, ale szłam - oj gnało mnie do tej mojej chałupy, gnało..Kiedy człek zmarznięty na kość, czasami mokry lub ubłocony dochodził do celu, w nagrodę czekały na niego: lodowate izby, woda zamarznięta w wiadrze i wiele innych przyjemności.
 Najpierw trzeba się było dostać do środka, przypominało to pływanie w metrowych zaspach, które otulały dom dookoła jak okiem sięgnąć, ale i tak te zimy nie przebiją tego co drzewiej bywało.
Opowiadał mi mój sąsiad Bronek, który się tu urodził, że zimą śnieg leżał aż pod same okna i jego rodzice często zakładali narty i z dzbankiem przez te okna wychodzili po wodę do źródełka, bo dawniej studni przy chałupach nie było. Jak zaczęło kidać w listopadzie, tak śnieg do kwietnia leżał, a ludkowie siedzieli sobie w chałupach chleb piekli, pierze darli i gwarzyli przy piecu. Trudny żywot wiedli, twardy niczym kamienie, które co roku wyorywali ze swoich pól. O nich czyli Kliszczakach napiszę jeszcze w innym poście, bo muszę przyznać, że bardzo intrygowało nas, po co ci ludzie pchali się w takie niedostępne miejsca gdzie "ni drogi, ni kurhanu", karczowali lasy by założyć swe domostwa z dala od wsi.


Musicie wiedzieć, że nawet teraz jest jeszcze wiele takich przysiółków, gdzie zimą muszą wystarczyć dobre buty i własne nogi. Jednym z nich jest Groń, góra wyższa od naszej, na której stoi kilka drewnianych chałup (teraz już opuszczonych), niesamowite miejsce, ale o tym kiedy indziej, jak zrobię zdjęcia żeby Wam wszystko zilustrować.
Teraz, kiedy tu mieszkamy nie musimy już wychodzić na nogach, zamieniliśmy samochód osobowy na taki, który ma napęd 4x4 i już nam zima nie straszna :)) ale mimo to nie ruszamy się z chałupy bez łopaty w bagażniku, latarki i komórki. No z tą komórką to różnie bywa, szczególnie ja nie zawsze pamiętam żeby ją zabrać i czasami kończy się to komicznie. Któregoś dnia wstałam wcześnie rano, żeby zjechać na dół na szybkie zakupy, bowiem na drugi dzień spodziewaliśmy się gości i huk roboty było przede mną. Całą noc padało, nie chciało mi się czekac aż sąsiad pojedzie traktorem i odśnieży drogę, myślę sobie -szkoda czasu. wsiadłam do samochodu i pojechałam, była 8 rano. Szybko i sprawnie zrobiłam zakupy, załatwiłam inne sprawy i zadowolona wracałam do domu, droga zasypana, ale mój samochodzik waleczny jest, jak się okazało do czasu. Niestety na jednym z podjazdów moje autko w pewnym momencie odmówiło współpracy i zaryło kołami w śniegu, niewiele myśląc wycofałam i próbowałam dalej i tak za każdym razem wyjeżdżałam wyżej i wyżej i to mnie zagrzewało do walki. Niestety za którymś razem wpakowałam się w taką zaspę, że nijak wykopać się nie mogłam, nawet łopata do śniegu nie pomogła. W tym czasie Tomek zdjęty zgrozą, co też się ze mną stało, obdzwonił pół wsi: sklep, w którym powiedzieli mu, że byłam, stację benzynową - tak owoż, pomyślał chłopak, że mnie coś rozjechać musiało - a ja w lesie (oczywiście bez komórki) walczę bezsensownie z zaspami śnieżnymi. W końcu musiałam się poddać, samochód zostawiłam na środku drogi, zakupy pod pachę i poszłam do chałupy. Wchodzę zziajana, a ten na mnie z gębą wylatuje, że niby jak tak można bez komórki wychodzić i gdzie ja tyle czasu byłam (jak wróciłam była 15, zakupy zwykle zajmują mi godzinę) on tu od zmysłów odchodzi i w ogóle.. Sami widzicie jaka mnie nagroda spotkała za moją waleczność :) Tomek narty założył zjechał do samochodu, w tym czasie sąsiad drogę odśnieżył i po kłopocie:)) Tylko do późna w nocy siedziałam nad robotą, co to ją w dzień zrobić miałam :))




 








Sprzęt Ciężki w boju: naszej drogi niestety nie odśnieża gmina, musimy sami dbać o jej przejezdność, jak śniegu jest mało wystarczy traktor z napędem 4x4, jak ostro kida odpalamy Deta.
W takie zimy nie jeden chłop co to w barze popił do chałupy nie doszedł, bo przysiadł gdzieś na pniaku w lesie i już tam został skuty lodem, do tej pory się o tym słyszy, bo choć czasy inne, zima też pazury pokazać potrafi.



Lodowa zasłona za chałupą, moim zdaniem urocza





Namachałam się nieźle, żeby to odśnieżyć


Biedna Słoninka, a ona tak nie lubi pływać
 Zima niczym panna młoda w pięknej białej sukni.







Mieszkając w górach nauczyłam się wielu rzeczy o których jako mieszczuch pojęcia nie miałam,zobaczyłam, czego widzieć nie mogłam, spróbowałam jak smakuje życie..








Hala Kondratowa


Turbacz


Rusinowa Polana



W drodze na Rusinową Polanę


Rusinowa Polana

Ogień dogasa w kominku, psy zwinięte w kłębek śpią smacznie, za oknem czarna noc, a ja zamiast drzeć pierze, albo prząść na kołowrotku, piszę tego posta. Cisza niezmącona, tylko z radia sączy się cichutko muzyka i zegar tyka miarowo - życzę Wam dobrej nocy i bajkowych snów..









23 komentarze:

  1. Niesamowita jest twoja opowieść .... o zimie , zyciu.... nawet odsniezanie jest niesamowite....
    pozdrawiam cieplo

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowieść świetna, nie dziwne że dostałaś reprymendę za brak telefonu!
    A widoki tam po prostu zjawiskowe!

    OdpowiedzUsuń
  3. Po takim życiu nie da się prześlizgnąć. Ono wymaga pełnego zanurzenia. Angażuje w pełni i rozum i serce i każde włókienko mięśni. Straszne i cudowne zarazem...
    Bardziej chce się żyć!
    Pozdrawia była krakowianko-tatrzanka, obecnie pojezierzanka - Magda

    OdpowiedzUsuń
  4. świetna relacja a fotki po prostu zabójcze- aż mnie rwie w te góry i zapominam ,ze i zima i góry to nie za bardzo moja bajka, pozdrawiam serdecznie z płaskich nizin:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz... brak mi słów zachwytu... od wczoraj czyhałam na tego posta (widziałam jakieś zajawki ;-)) a teraz po prostu go pochłonęłam... Muszę zebrać myśli i coś sensownego napisać, ale za chwilę... Teraz jeszcze posmakuję Waszego życia ... warto... zazdroszczę...

    ps. cudna ta Słoninka pływająca ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bo tylko takie życie ma prawdziwy smak. I zapach. Powietrze nigdzie nie pachnie tak jak w górach. Dla mnie to zapach przejrzystości i czystości. I orzeźwienia. Chociaż ja kocham nasze płaskie jak naleśnik Żuławy. Tu z kolej jest niczym nieograniczona przestrzeń... Dzielna byłaś ogromnie - odśnieżyć taki kawał! I to jak! Ja zwykle ograniczam się do wyrycia w śniegu ścieżki do furtki i drugiej do stodoły. Resztę zostawiam bernom do udeptania:-)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękna jest Twoja opowieść, aż chce się żyć, Ty naprawdę tam żyjesz pełną piersią. Wszystko jest tak niesamowite, wszystko ciekawe...Słoninka, ja już ją uwielbiam, piękna:)Zdjęcia rewelacja!
    skipper1@vp.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. Pięknie to wszystko opowiedziałaś, ostatnie zdjęcie jest wspaniałe. Ja mimo iż nie mieszkam w górach to zima w mojej miejscowości też nie jest lekka, zwłaszcza jak sie nie ma samochodu:)
    Co do komórki to niestety też często zdaża mi się jej ze sobą nie nosić i też często póżniej muszę wysłuchać co ma do powiedzenia mój małżonek:)
    Pozdrawiam Cie cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajnie patrzeć teraz na zdjęcia z odśnieżania, ale plecy po takiej robocie są mokre, a w oczach latają mroczki ze zmęczenia. U nas było na odwrót, samochód zostawał na górze, a my szliśmy w dolinę po pas w śniegu, potem odkopać domek, ze 3 godziny palenia i można żyć. A dziś
    śladowe ilości śniegu, "czołg" zawiezie pod chałupę, zimy jakieś nie takie. Przepięknie jest u Was, nie mogę się napatrzeć i zaczynam od początku pozdrawiam serdecznie Maria z Pogórza Przemyskiego

    OdpowiedzUsuń
  10. Droga Jolu! Bardzo malownicze miejsce. Pomimo trudów wydajesz się być zadowolona :) Zostałam zaczarowana. Pozwól więc, że rozgoszczę się w pokoiku pod aniołami ;) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  11. folkmyself - powinnam zawsze mieć komórkę przy sobie, kiedyś poszłam po południu na grzyby, a że rosły "jak po deszczu" to się zapuściłam w las, zaczynało zmierzchać, a ja kręciłam się w kółko i byłam już nieźle przestraszona, psy za mną szczęśliwe, że taki długi spacer. W końcu udało mi się wrócić już o zmroku i w drzwiach chałupy zastałam pół wsi pod dowództwem Tomka z latarkami gotową do poszukiwań, ale prawdziwków nazbierałam cały kosz :)
    - Żuławy, pięknie tam, wiem bo byłam i dobrze, że je kochacie, każdy z nas ma swoje miejsce na ziemi, ale to nie przeszkadza nam dostrzegać piękno innych..
    - Pani Mario bardzo dziękuję za odwiedziny, mam nadzieję, że nie zanudzę pani moimi bajaniami, bo nazbierało się tego trochę przez te 10 lat :))
    Dziękuję Wszystkim, którzy zaglądają do Jolinkowa, a Ciebie Estero zapraszam - rozgość się w pokoju pod Aniołami :)) Masz piękne imię :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Różne oblicza zimy, ale osobiście zima dla mnie to zło konieczne. Jestem raczej zwolenniczką cieplejszych pór roku. Odśnieżanie - nie lubię, odkopywanie samochodu z zaspy - masakra, sporty zimowe - niekoniecznie. Jedyne co mi odpowiada to przysiąść z kawką przy kominku i spoglądać przez zimowe okienko, takie jak na ostatnim zdjęciu.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zimę polubiłam dopiero, jak zaczęliśmy jeździć na wieś. W mieście zima nie ma uroku, nie widać jej prawdziwego oblicza.

    Ps. Napisałam Ci u mnie, gdzie kupiliśmy klamki okienne.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. I ja tu trafiłam i pieknie witam :). Pewnie usłyszymy (czytaj: przeczytamy) jeszcze wiele ciekawych historii :) widoki zjawiskowe, a w chacie widać szczególna dbałość o szczególy.
    Serdeczności przesyłam
    Anula z Chaty pod Wiatrakami

    OdpowiedzUsuń
  15. Piękna ta Wasza zima, cudowne widoki. Przy takim śniegu łatwo utrzymać super figurę i kondycję, hmmmmm:)))))??? Trochę żartuję, ale wiadomo, że matka natura potrafi dać nieźle w kość.

    Pozdrawiam Was ciepło
    Tomaszowa:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Mieszkając w mieście, też nie przepadałam za zimą, bo co to za frajda: stanie w korkach, skrzybanie szyb, wszędzie zwały brudnego śniegu, ale uwierzcie, że w górach mimo iż szyby też trzeba skrobać i czasami namachać się łopatą, ma ona inny wymiar - chociaż czasami ma się jej już dość. A co do figury - ja mam problem, żeby nie schudnąć - szczególnie w lecie, kiedy dochodzi mi jeszcze praca w ogrodzie :)), mimo, że jem za dwóch :))

    OdpowiedzUsuń
  17. Ach jak ja lubię Twoje dzieci za to, że laptopa Ci kupiły:) Z darcia pierza byłaby ino kołderka, a tak są baje:) A daleko u Was do Białki? ;)
    Kurtyna z sopli bajeczna, takie zasieki na grubego zwierza;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Lambi trochę żałuje, nie darcia pierza, ale z gliny to bym polepiła, muszę pojeździć po okolicznych wsiach, może znajdę jakieś koło garncarskie - bo gliny tutaj dostatek. A co do Białki około 50 min samochodem :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Jolinko (mogę tak?) wreszcie wróciłam!
    O książkach napisałam Ci na swoim blogu.
    Zegar też u mnie tyka i psy pochrapują ;-) a ja kolejny raz czytam Twoje opowieści i oglądam zdjęcia, za każdym razem kasując sobie komentarz ;-)
    Wspaniałe macie tam życie, takie... prawdziwe; i wcale nie straszne byłyby mi te trudy, bo i ja dostaję w kość, ale nie mam tych cudności, tych emocji... jak u Was.
    Zachwyca ta przestrzeń, inne powietrze, wolność i niewola zarazem...
    Ciągnie mnie/nas do gór. Choć my raczej będziemy celować w Karkonosze, są mi bardziej bliskie, bardziej przedeptane, oswojone...
    A na liście moich planów, na priorytetowym miejscu jest piec do ceramiki ;-) ale o kole garncarskim nie myślałam... Gdzie masz zamiar wypalać swoje gary?
    Ściskam jak zawsze czule ;-)

    OdpowiedzUsuń
  20. hmm.. no właśnie, jeżeli coś z tego wyjdzie, to będę musiała, zbudować piec - albo kupić. Niedługo będę gościła Panią, która bawi się w glinie i przy tej okazji i ja spróbuję, jeżeli załapię bakcyla, to będziemy myśleć..Tak dumam, że jeżeli wciągnęła mnie masa solna (już kilka aniołów wyfrunęło w świat) to glina jest podobnym materiałem, a ja bardzo lubię robić coś łapkami.
    Oczywiście, że możesz mówić do mnie Jolinko - wszyscy znajomi mojej córki tak do mnie mówią, a jako pierwsza zaczęła tak mówić moja siostra, bratnia dusza - taka siostra z wyboru i to ona nazwała moją chałupę "Jolinkowo", a poznałam ją dzięki tejże własnie chałupie, przyjechała na chwilę i została już w moim sercu i życiu i teraz mam dwie siostry :))

    OdpowiedzUsuń
  21. No to niekoniecznie musisz mieć koło garncarskie, ale koniecznie - piec! Moja córcia bawi się w ceramikę od hmmm... 13 lat! czyli od przedszkola ;-) nigdy nie używała koła, a robiła i miski i kubki, konie, przeróżne formy przestrzenne; z pieca korzystała w MDK-u. Mnie marzą się małe formy, tzn. koraliki, guziki itp. i kafelki...
    Piec do ceramiki chyba trochę trudno zbudować, raczej warto kupić używany, elektryczny (są drogie, bestie); wiem że są piece murowane, ale trudno w nich utrzymać stałą i określoną temperaturę, a to wpływa na ostateczny efekt wypału i szkliwienia. Może coś Ci ta pani "od gliny" podpowie, byłabym bardzo ciekawa nowych informacji.
    Twoja chałupa naprawdę jest magiczna ;-) i zmieniła Wasze życie pod każdym względem... nawet rodzeństwa Ci przybyło... Jolinko ;-)) pięknie ;-)
    Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  22. Siedzei rycze jak bobr...to wszystko za czym tak tesknie jest u ciebie...dziekuje..o matko ale sie rozkleilam

    OdpowiedzUsuń
  23. Pięknie piszesz, widać, że kochasz ten swój wybrany nowy dom i góry. Będę do Was zaglądać bo jest pięknie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń