czwartek, 20 stycznia 2011

Opiekuńcze skrzydła babci Anieli


No i dokonało się, stałam się posiadaczką wiejskiej chałupy. Niestety musiałam czekać aż do marca żeby cokolwiek zacząć robić, bo zima w górach bywa dłuuuga i nijak wyjechać się nie dało, biorąc pod uwagę brak samochodu z napędem 4x4, no i były właściciel musiał pozabierać różne klamoty. Oj przebierałam łapkami i wydzwaniałam, czy aby śnieg już spłynął i zaklinałam zimę żeby poszła sobie precz, poszła i owszem z końcem marca, a razem z nią omal nie poszła z dymem nasza chałupa.
Stoi ona na "wierchu" - jak się tu mówi, pozostałe mają na nią oko, bowiem usytuowane są niżej. Pewnego wieczora sąsiadka wyszła dać psu jeść i zobaczyła, że coś migoce "na śmietanowie" (tu każda rola ma swoją nazwę, nasza to śmietanowo), narobiła rabanu, zbiegli się ludzie z wiadrami pełnymi wody i zdusili ogień w zarodku. Podobno nasza leśna droga zaroiła się od świateł wszystkich okolicznych straży pożarnych. Pożar na wiosnę, kiedy pełno zeschłej trawy jest bardzo groźny w takich miejscach jak nasze, bo może ogarnąć las i inne zabudowania. Dzięki sąsiadce i babci Anieli skończyło się na osmalonej ścianie, która do dziś przypomina o tym dniu. Prawdopodobnie ktoś zaprószył ogień w szopie ciągnącej się wzdłuż bocznej ściany domu zapełnionej sianem dla ocieplenia. Jaką rolę w tym wydarzeniu odegrała babcia Aniela, zrozumiecie później.
Kiedy po raz pierwszy weszłam do chałupy zobaczyłam ile pracy trzeba tu włożyć, ale każdy kto zabiera się za remont starego domu, wie o czym mówię, dla mnie było to jak wyzwanie, już oczyma wyobraźni widziałam te izby pełne starych mebli i przedmiotów. O zawrót głowy przyprawiła mnie wizyta na strychu, pełno rupieci, butelek, śmieci i starej słomy, a wśród tego prawdziwe skarby: stara beczka, sąsieki, kołowrotek, drewniane koła od wozu, skrzynia posażna i wiele innych rzeczy - dla mnie bezcennych.


Oj zaiskrzyły mi się oczy do tych cudeniek.
Moja pierwsza samotna noc w chałupie, mogłaby posłużyć do nakręcenia horroru :))) Ktoś musiał być na miejscu przy wymianie dachu i padło na mnie. Ludzie kochani nie przespałam ani minuty, z komórką w ręku nasłuchiwałam chrobotów i trzasków, stękania drewnianych bali. A musicie wiedzieć, że tu noc - to noc, ciemno że "chodź oko wykol", żadnych latarni i cisza, aż w uszach dzwoni, no poza tymi chrobotami :))  Później wpadłam na pomysł żeby przekupić butelką wina jednego z sąsiadów, coby ze mną trochę wieczorem posiedział. Jak sobie to przypominam to śmieję się w kułak, ileż to za mną samotnych nocy w tej chałupie, teraz znam już jej zapach i umiem z nią gadać, byle mysz mnie nie przestraszy.
Dużo czasu minęło od tamtej pory, wiele potu wylaliśmy szorując drewniane bale, nosząc wodę w wiadrach i nareszcie możemy powiedzieć, że oswoiliśmy te kąty za błogosławieństwem babci Anieli.



Babcia Aniela mieszkała w tej chałupie od momentu wyjścia za mąż aż do 90 roku życia, to jej skrzynia posażna stała na strychu, to z nią przybyła na Jaworzyny. Na starość została sama, mimo iż wychowała 7 dzieci i po jej śmierci dom został sprzedany. Nigdy jej nie poznałam, a jednak jest mi bardzo bliska, bo mieszkam w jej domu, wyjmuje filiżanki z jej kredensu, siadam na tej samej ławie pod piecem, na której Ona siadała, patrzę przez okno na te same góry, na które Ona patrzyła, palę w tym samym piecu i wierzę (możecie się śmiać), że opiekuje się tym domem i ma baczenie na to, jak tu gazdujemy. Babcia chodziła zawsze z laseczką zrobioną z kawałka gałęzi wyślizganą od jej ręki (wiem, bo mam ją nadal), lubiła siadać na pogródce przed chałupą i rozmawiać z turystami, nie pogardziła też herbatką z prądem. Do końca gospodarzyła, nie chciała iść do żadnego dziecka, podobno miała charakterek. W szufladzie stołu znalazłam listy pisane do niej na pożółkłym papierze i nie mam serca ich zniszczyć, jedynie smuci mnie, że pozwolono obcym zaglądać w zakamarki jej duszy, ale cóż takie czasy..
Od tygodnia robiliśmy uszczelnienia w czarnej izbie między balami, robota trudna, bo to i równiutko trzeba i nie mieliśmy o tym zielonego pojęcia. W tym rejonie szpary między balami uszczelniano gliną i malowano na biało, lub niebiesko, my robiliśmy to zaprawą gipsową, pomalutku dochodziliśmy do wprawy i ściana za ścianą robota szła. W sobotę wieczorem prace zostały ukończone, zmęczeni i zadowoleni z efektu poszliśmy na górę, cisza wszędzie i nagle słyszymy miarowe stukanie.. jakby laski o podłogę w kuchni, trwało to jakąś chwilę, po czym wszystko ucichło. Babcia Aniela przyszła odebrać naszą robotę, chyba jej się podobało, bo od tamtej pory już nas nie odwiedza :)) tylko zerka czasami z chmurki..
A żebyście wiedzieli o czym mówię pokazuje nasze gipsowania między balami.


A tak już na koniec tej opowieści zdjęcia remontowe :)



dzisiejszy pokój kąpielowy, kiedyś była tu stajnia









21 komentarzy:

  1. Fantastyczna historia. Ja wierze ,ze Aniela pilnuje domu....
    A dom piękny....ach .... znowu zazdroszcze ... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. tez myślę,że Aniela opiekuję się Waszym domem- piękne wnętrza!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ historia... czytam z zapartym tchem! I nie wiem, czy bardziej czytać, czy oglądać. Pięknie u Was!
    Naprawdę ogromną pracę wykonaliście, a efekty wspaniałe!
    A jak się spędza pierwsze noce w nowym miejscu, kiedy dom ożywa, a w ciszy nocnej każdy odgłos wydaje się hałasem... też wiem doskonale ;-) Teraz już śpię spokojnie ;-)
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta historia nie jest zmyślona, wydarzyła się naprawdę, tego wieczora mieliśmy nietęgie miny :) Wszystkie informacje o babci Anieli zaczerpnęłam od miejscowych kobiet - jak one potrafią opowiadać..tylko muszę się spieszyć ze słuchaniem, bo coraz mniej ich na Jaworzynie. A propos opowieści "sen mara, bóg wiara" :))

    OdpowiedzUsuń
  5. A tak sobie teraz myslę, że imię babci Anieli też jest nieprzypadkowe i znaczące... Ona jest Waszym aniołem opiekuńczym ;-)
    Czy ten pokój "pod aniołami" jest Jej dedykowany?
    Wciąż nie mogę się napatrzeć...

    OdpowiedzUsuń
  6. Niesamowita opowieść! A Pokój kąpielowy wymiata!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też tak myślę i uważam,że Aniela to bardzo ładne imię, chyba nie będę już miała własnych dzieci, ale mam szanse na wnuki :)) tylko czy moja córka chciałaby dać swojemu dziecku takie niemodne imię? W tym pokoju stoi łóżko pochodzące z tej chałupy jest nieco krótsze niż współczesne łóżka, bo ludzie wtedy podobno byli mniejsi i rzeczywiście otaczają go Skrzydła Anieli :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Akurat teraz modne są takie "niemodne" imiona ;-)
    Franki, Staśki i Zosie... podoba mi się to.
    I strasznie Ci zazdroszczę tych strychowych znalezisk, ja jak kupiłam swoją chałupkę na strychu znalazłam tylko święte obrazy, odwrócone twarzą do ściany... i mimo że nie jestem wierząca odkurzyłam je i powiesiłam w swojej sypialni.
    Ściskam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. No ciekawa historia...Stare domy mają swoje tajemnice.. :)

    Fajne zdjęcia kuchni...jako że jesteśmy na etapie meblowania, podpatrzyliśmy pare "patentów"

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też nie jestem specjalnie wierząca, a święte obrazy zastane w tej chałupie wiszą pod powałą w izbie. Z tymi obrazami to też była historia chłop je najpierw zabrał razem z klamotami, że to niby pamiątka rodzinna he, he, he...poczym po roku przyszedł do mnie i zaproponował sprzedaż, z ceną wyskoczył jak Filip z Konopi, myślał, że na idiotkę trafił. Kupiłam, ale cenę zaproponowałam ja :) Aga i Sev podpatrujcie ile chcecie, u mnie pełno patentów, jako że młotek, deska i kawałek sznurka, to moi nieodłączni przyjkaciele w urządzaniu tej chałupy. W całej kuchni nie ma ani jednego mebla kupionego w sklepie (no poza sprzętem AGD i fotelami wiklinowymi), jest to zbieranina różnych klamotów, desek i deszczułek :)))

    OdpowiedzUsuń
  11. Miejsce do życia, jak i dom - magiczne.
    Niesamowity klimat stworzyliście!
    Bardzo memu sercu bliski :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Czekam aż i moje marzenie o własnej chałupce się spełni, a póki co podgladam innych. Piękny dom macie, czekam na więcej zdjeć i więcej takich opowieści :)

    OdpowiedzUsuń
  13. O kurcze, ta historia jest niesamowita. Moim zdaniem Aniele to wspaniałe i dzielne kobiety. Jedna z nich to moja teściowa Aniela.

    OdpowiedzUsuń
  14. zawadka-jaworzyny23 stycznia 2011 00:10

    Dziewczyny mam taki problem: jak chcę wpisać komuś komentarz czasami muszę wybrać profil :zamieść jako" i nie mam pojęcia, co mam wybrać :(( Zwracam się do Florentyny z "Groszków i róż", może zajrzysz do mnie jeszcze. Jest jakiś problem z twoim blogiem, nie mogę do Ciebie wejść, za każdym razem jak już jestem odcina mnie od internetu, nie wiem o co chodzi - może Wy wiecie??? A tak chciałabym pobuszować florystycznie :)))

    OdpowiedzUsuń
  15. Witaj:) ależ pięknie u Ciebie masz co opowiadać:)Na pewno będę częstym gościem w Twoich progach:)
    Pozdrawiam Cię cieplutko i dziękuję za komentarz
    miłej niedzieli!

    OdpowiedzUsuń
  16. Podoba mi sie "okrrrropnie". I myśle, że wraz z Inkwizycją odwiedzimy Cię w tym roku. Chcemy znaleźć coś w tym rodzaju - ruinke do remontu - ale w drugim końcu Polski: dolnośląskie, moze Góry Izerskie, może Góry Kaczawskie...
    Ale bardzo podoba mi sie Twoja chalupka i ten klimat który w niej pielęgnujesz...

    OdpowiedzUsuń
  17. Dzięki wielkie za słowa uznania, zapraszam serdecznie w nasze progi, ale ostrzegam - to miejsce zauracza ludzi i już niejeden zostawił tu serce :))) tak jak ja zresztą

    OdpowiedzUsuń
  18. Wejdź przez inną przeglądarkę, czasami im odbija:) To śmieszne, ale u nas też pukało, zwalaliśmy to na zwierzynę:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Piękne miejsce z historia i Aniołem prywatnym

    OdpowiedzUsuń
  20. I do tej pory również nie usłyszałaś tych charakterystycznych stukotów o podłogę?

    OdpowiedzUsuń
  21. Ależ piękny dom. Dach sprzed kilkunastu lat prawda? Wygląda przepięknie!

    OdpowiedzUsuń