poniedziałek, 23 grudnia 2013

Świąteczny czas...



Życzę Wam na te święta wiele radości i spokoju. Chwil spędzonych z najbliższymi, wieczornego zamyślenia, ciasta z makiem i spełnienia. Ja w tym roku po raz pierwszy od wielu lat spędzam święta w Krakowie, zbieram siły przed Sylwestrem.

środa, 18 grudnia 2013

Szkiełkiem i okiem...

Nie napiszę za wiele, bowiem mam sprawną tylko jedną rękę, kilkoma palcami pisze się trochę niewygodnie, ale za to zaproszę Was do jolinkowa widzianego okiem naszego gościa Marcina, muszę przyznać że zrobił mi wielką niespodziankę. Jego film pokazuje prawdziwe jolinkowo bez scenariusza, upiększeń, charakteryzacji. Zapraszam...szkiełkiem i okiem
Pytacie czy nawet teraz mamy dużo pracy. Jak się ma zwierzęta zawsze jest praca, nie można pozwolić sobie na urlop czy chorobę. Nie zapomniałam o blogu i Tych którzy tu zaglądają. Chciałam Wam jeszcze pokazać naszą Anielę, wyrosła i jest cudną małą dziewczynką o błękitnych oczach.

 
 
 

 
 
 
Moje dynie
 
 W kuchni zaszła zmiana. Jak to dawniej bywało stanęło w niej stare łóżko.
 
Pozdrawiam serdecznie wszystkich zaglądających.

środa, 16 października 2013

Zaległości część pierwsza

Jesień zapukała do drzwi. Kiedy to się stało? Dni, tygodnie, miesiące gnają jak szalone. Jedni przyjeżdżają inni wyjeżdżają. Krajobraz za moim oknem zmienia się jak w kalejdoskopie, mam wrażenie że za nim nie nadążam. Pamiętacie jak swojego czasu mieliśmy problemy ze sprzedażą naszych kozich maluchów, ba nawet nikt nie chciał ich przygarnąć gratisowo. Otóż w tym roku telefon rozdzwonił się jak oszalały niemalże wyrywano je sobie z rąk. W maju zadzwoniła do mnie Kasia kiedyś ze Smolnikowych klimatów, teraz z Górnej Chaty w Gorcach.
- Jola nie masz kózek na zbyciu?
- Kasia przecież Ty nigdy nie chciałaś mieć kóz. Powiedziałam zdzwiona.
- Tak ale teraz będzie nas więcej. 
Jakże żałowałam że Maję i jej dwie kózki obiecałam już pewnemu miłemu Panu w lutym, wolałabym żeby Maja która wyrosła na piękną kózkę była blisko tuż za miedzą i to pod jaką opieką. Cóż słowo się rzekło kobyłka u płota. Nie powiem, chodziły mi po głowie różne myśli, łącznie z tym żeby Panu pokłamać troszeczkę że niby nie będziemy tych kózek sprzedawać. Nie mogłam jednak tego zrobić Zygmunt dzwonił co tydzień i pytał jak tam kózki się mają, nie mógł się już doczekać kiedy po nie przyjedzie. Nie żałowałam jednak podjętej decyzji, dostaję teraz ich zdjęcia :) mają się świetnie, a Zygmunt bardzo dobrze się nimi opiekuje. W Gorce do Górnej Chaty pojechała Lucynka córka Hrabianki. Pamiętacie Kasie i Leszka ze Smolnikowych Klimatów, udało im się sprzedać chałupę w Bieszczadach, teraz są blisko nas w Ochotnicy Górnej w Gorcach. Ich nowy dom stoi w przepięknym miejscu, ponad 900 m n.p.m. Od czerwca remontują, ogarniają stare domostwo, muszą zdążyć przed zimą, a roboty co niemiara. Nie mogłam się doczekać kiedy do nich pojedziemy i zobaczę to ich miejsce na ziemi. Doczekałam się, pewnego dnia zabrawszy ze sobą naszych gości Karine i Sebastiana pognaliśmy w stronę Ochotnicy Górnej. Nie tak łatwo ich znaleźć, jak nas zresztą, ale słusznie myśleliśmy że jak we wsi zapytamy o takich młodych napaleńców z trójką dzieci co to z Bieszczad się przenieśli w to odludzie - to nam każdy powie. Ano powiedział jeden przechodzący chłop.
-A tam prosto, prosto, potem trza ostro skręcić i dalej prosto, ale Panie trudno dojechać.
My nie dojedziemy naszym dzielnym rumakiem, a trzeba Wam wiedzieć, że po deszczu było, mokro i błotniście. Już na samym wstępie przy cofaniu Tomek władował się w potok tak nieszczęśliwie (może i szczęśliwie, bo jak wysiedliśmy z samochodu okazało się że wisimy nad tym potokiem, mało brakowało...) trzeba było po chłopa z traktorem iść żeby nas wyciągnął. Pojechaliśmy dalej, w miejscu gdzie wąska droga skręcała pod górę nasz dzielny rumak po zażartej walce w błocie dał za wygraną. Cóż było robić zostawiliśmy go z boku i poszliśmy do Górnej Chaty. Miejsce przepiękne, dookoła las, góry i tylko ta stareńka chata - cudnie.
W lipcu pojechałam do nich zawieźć Lucynę i wtedy poznałam Izę, jej męża Krzyśka i dzieci Dobrawę i Wojtka. Pewnie ciekawi jesteście skąd Oni się tam wzięli. Otóż mieszkali sobie w Bydgoszczy, jak wielu młodych ludzi kupili mieszkanie do remontu na którego zakup wzięli kredyt. Pewnego dnia Iza straciła pracę ale nie było jeszcze źle bo Krzysiek pracował. Aż tu bach i On wyleciał na bruk. Znaleźli się w trudnej sytuacji. Kasia i Leszek zaproponowali im żeby przenieśli się z nimi w Gorce.
- My wyremontujemy dom, Wy stodołę i jakoś sobie razem poradzimy.
Wynajeli bydgoskie mieszkanie żeby się kredyt spłacał.
Pracują ciężko, ale są odważni i wytrwali. Tomek przywiózł im od Pana Krzyśka z Załusek - tego co to nam Hrabiankę sprzedał - dwie kózki karpackie i Lucynka ma towarzystwo. Dziewczyny doją, sery robią, chleby pieką. Remont idzie pełną parą, byle zdążyć przed zimą. A na tej wysokości jak zaduje, zakida, to do maja poleży. Wybieram się do nich na kilka dni, jak czas pozwoli - będziemy gliną szpary zalepiać między balami w jednej izbie. Iza pisze bloga o tej swojej nowej drodze życia. Zajrzyjcie do nich, sami zobaczcie jak sobie radzą Gorna Chata jakie cuda, cudeńka z drewna robią. Nie tylko z drewna dziewczyny mają mnóstwo pomysłów.
Teraz Lucynka jest sama bowiem jej towarzyszki Fiona i Rozalka goszczą u nas, przyjechały w swaty do Fidela. Mam nadzieję że wiosną urodzą się śliczne kózki karpackie i u nas i w Górnej Chacie. Pytacie w komentarzach co z kózkami. Mają się świetnie. Lutek wyrósł na wielkiego Luta, jest największy w stadzie, a bojaźliwy, wiecznie się za Gali bokiem chowa. Jak go określiła Natala - taki maminsynuś. Przytulak z niego niesamowity. Hrabianka ma teraz jeden i pół roga, złamała sobie gdzieś...diabli wiedzą w co tymi rogami tłukła. Fidel, z tym to mieliśmy utrapienie, ale to innym razem. Nie myślcie, że ja taka ważna się zrobiłam i nie zaglądam do Was, ani nie pisze..po prostu pracy jest moc, a ręce tylko dwie. Urszulko z komentarza pod poprzednim postem, dostałam od Ciebie maila, dziękuję - napisze do Ciebie słówko. Monika, oj zapamiętasz Ty Jolinkowo na długo :) buziaki dla dzieciaków.

 
 
 
Kasia, Iza, Krzysiek i Leszek :)
 

 
 
Jana
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Lucyna też je z nami ciasteczka.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Rozalka i Fiona
 
 
 
 
 
 
Ale zanim się to wszystko działo był maj i weekend majowy. Stały "magdowy skład gości" i Ania z Michałem - no właśnie niesamowici młodzi ludzie. Przywieźli mi w prezencie moją osobistą jolinkową pieczątkę.
 
 
 
 
 
 
 
 
Sami zobaczcie, co ta Hrabianka wyprawia, jakby jej łąki było mało.
 
 

 
 
 
Człowiek zasuwa, a Fionka proszę...
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Bekon gada z Fioną i Rozalką
 
 
Hrabianka i Rozalka - takie tam przepychanki
 
 
 
No to nawrzucałam tych zaległości. Bardzo Wam dziękuję za motywację do pisania, za maile i komentarze, za to że jesteście i zaglądacie tu do mnie. Jeszcze muszę napisać że nasza Aniela jest zupełnie zdrowa, kilka dni temu Pan doktor stwierdził, że dziurka w sercu się zamknęła. Teraz spokojnie możemy iść do przodu :)