niedziela, 29 maja 2011

...bez tytułu...

Fibi, Gala, Słonika, Fiona- mee-meeeee,wrrr.. wrrrrrr..,,W odpowiedzi na Wasze maile. Nie jestem bogaczką, która dla kaprysu kupiła  sobie dom w górach, jestem zwykłą kobietą, która w pewnym momencie swojego, życia "ni z gruszki, ni z pietruszki" odkryła  nieznany, a jednak realny świat i i ten oto pochłonął ją bez reszty..rozpadło się jej miejskie fajne życie, mąż- tu chylę czoła przed Tobą Tadku i Tobą Agnieszko. To Ty rozmumiałeś i potrafiłeś zaakceptocować moje tęsknoty..zrozumieć, że już Nam nie..po..drodze..a przede wszystkim Tomku, że się znalazłeś, jesteś ze mną i obok mnie.Mariko... Ci wszyscy, którzy mnie znają i widzą, jaka jest moja codzienność..nie zawsze rozumieją...Oni starają się zrozumieć i za to ich kocham... Dla Was Wszystkich jest ten post, bez tytułu, ba.. nawet aparatu nie mam swojego. Dziękuję Ci Piotrek, że  użyczasz mi swojego sprzętu na weekendy, następnym - nie wiem, w kórej kolejności zakupów na mojej liście będzie aparat..w odpowiedzi na Wasze maile.........Kocham..kocham mój dom, moje zwierzęta...Guga, Jutka, Magdo, Marysiu Magodo, Danusiu, Jagodowy Zagajnik, Januszu i Zosiu, Juto, Marysiu GoiRado, Lambi, Inkwizycjo, Amelio, Izo, Estero -  i nie.. jestem Was w stanie zliczyć, acha i Amelio i wielu..wielu. "Gdbym był bogaty....... muzyka do "Skrzpek na dachu " moja ukochana...jeśli jej nie znacie warto..
...i bez zdjęć..A Wam moili podczytywacze mówię: przyjedźdzcie, sami oceńcie...
...i tylko taką mnie ścieżką poprowadź...."
Ten post jest dla Was, jeśli nie wierzycie..dotknijcie tego sami...ten post jest bez zdjęć, bo Piotrek jest gdzieś tam w Tatrach, może przywiezie ze sobą jakieś zjdjęcia?

niedziela, 22 maja 2011

I tylko taką mnie ścieżką poprowadź...



Ostatnie dni wciąż, od nowa zmuszają mnie do refleksji: Jaki dobry duch przywiódł mnie na Jaworzyny? Jaka ręka wskazała opuszczoną chałupę? Co sprawiło, że moje życie zmieniło się tak diametralnie? Ile jeszcze będzie mi dane posmakować nowych, nieznanych doznań? Ile chwil, ulotnych jak trzepot motylich skrzydeł uda mi się zamknąć w sercu, by móc do nich wracać?
Nigdy nie przypuszczałam, że to nieznane wciągnie mnie tak bez reszty, a ja zachłysnę się i będę chciała więcej i więcej. Życie na wsi nie wygląda jak zdjęcie w kolorowej gazecie: łany zboża, łąki pełne rumianków, domy tonące w kwiatach - bajkowa sielanka...To życie pełne ciężkiej pracy, bólu mięśni, zniszczonych rąk i ciągłej troski o rośliny, zwierzęta, o wszystko to, co tak bardzo kochamy, ale również - poranków z rosą na trawie, śpiewu ptaków i wolności takiej bez granic...
Ten post miał być o Galicji nowej kózce, która jak przypuszczam w poprzednim wcieleniu była Aniołem, bowiem tylko Anioł wytrzymałby godzinne dojenie. O dojeniu nie miałam zielonego pojęcia, pierwsze próby wyglądały komicznie. Do sprawy zabrałam się profesjonalnie, przygotowałam sobie skopeczek na mleczko, stołek, coby wygodnie zasiąść obok Gali i zaczęło się: mleko tryskało wszędzie, tylko nie do skopka, moje oczy, raz, po raz zalewała mleczna fala, wszystko co po drodze również okrywało się bielutkimi kropelkami. Ręce bolały, serce krwawiło, a Galusia ze stoickim spokojem wytrzymywała te brewerie, co myślała o dojarce? Tego nie wiem, mogę tylko przypuszczać. Drugiego dnia zjawiła się pomoc iście fachowa w postaci Pani Śmietanowej, która wydoiła moją kózkę w 10 minut, pokazała co i jak i przykazała doić do skutku. Z każdym dojeniem jest coraz lepiej, mleko ląduje już w skopeczku, a i ja jakaś sucha jestem. Ogromnie to lubię, nie ma słów żeby opisać to uczucie: ciepło koziego ciała, zapach mleka, ta bliskość i wzajemna zależność, radość przepełniająca serce...









Przez ostatnie dni, budzę się o 5 rano i wyczekuję tej chwili, kiedy pójdę do moich kózek w asyście Słoninki i Fiony, dam im miarkę owsa, wezmę stołeczek, przytulę się do boku Gali i powolutku do skopeczka zacznie spływać ciepłe mleko, rozbrykana Hrabianka będzie podskubywać, zaglądać ciekawie i rozrabiać, jak to dzieciak, później poprowadzę te moje dziewczyny na łąkę...i tylko pomyślę sobie idąc ścieżką pełną polnych kwiatów:
"I tylko taką mnie ścieżką poprowadź
gdzie śmieją się śmiechy w ciemności
i gdzie muzyka gra, muzyka gra...
Nie daj mi Boże, broń Boże skosztować
tak zwanej życiowej mądrości.
Dopóki życie trwa, póki życie trwa."







































"Drogi biało srebrzystej
dróżki nie uroczystej
piachów siebie niepewnych
i ptasich rozmów śpiewnych"





Życzę Wam odkrywania tego co nieznane...

środa, 11 maja 2011

Już mi niosą...


Maj, kwitną drzewa owocowe, świat budzi się do życia, ten czas jest dla mnie wyjątkowy, najbardziej z wszystkich jakie dotąd dane mi było przeżyć, za miesiąc i kawałek moja jedyna córka Marika wychodzi za mąż. Nie jest to takie zwyczajne wychodzenie, nie, nie, były rozterki, odwołane zaślubiny, kłótnie i burze, nawet z piorunami, ale jak wszyscy wiemy po burzach zwykle wychodzi słońce, jest czas na na zadumę:
-Czy to Ten?
-Czy już teraz?
-Może poczekajmy?
-Może to nie Ten?
Po burzach z takimi błyskawicami, które przyprawiały mnie o palpitacje serca, wreszcie znalazły się odpowiedzi: że to Ten i teraz i właśnie "już mi niosą suknię z welonem, już cyganie czekają z muzyką...."
Tak moi mili ten czas jest dla mnie niezwykły, to czas przygotowań do ślubu mojej jedynej córki.
Chciałabym, żeby ten dzień był niezwykły pełen wzruszeń, nadziei i pewności na przyszłość.
Mariko i Jarku, myślę, że te błyskawice pozwoliły Wam nabrać pewności, mało tego - wiem to...
Więc życzę Wam wspaniałych wspólnych lat przez które przewiną się jeszcze niejedne burze, ale teraz wiem, że Wy je przetrwacie.














Nie pytaj córko, czy mam czas, ten czas jest dla Ciebie, dla Was...
A Was moi mili podczytywacze przepraszam za tą prywatę...

"..koń do taktu zamiata ogonem
Mendelsonem stukają kopyta
jeszcze ryżem sypną na szczęście
gości tłum coś fałszywie odśpiewa
złoty krążek mi wcisną na rękę
i powiozą mnie windą do nieba"
Oby to niebo było jak najcześciej pogodne, no może czasem zachmurzone, spektakularne błyskawice chyba już za Wami :)

niedziela, 8 maja 2011

Tu czas się zatrzymał...


Mieszkając na Jaworzynach penetrujemy nie tylko Beskidy, Pieniny, Gorce, czy też Tatry, blisko od nas, do naszych sąsiadów na Słowację. Zapraszam na wycieczkę po wsi, w której życie stanęło w miejscu, poczujecie się tutaj tak, jakby wszyscy mieszkańcy opuścili przed chwilą wieś z niewiadomych przyczyn. Jedziemy na Chyżne, dalej drogą E77 przez Trstene, Tvrdosin i w wiosce Podbiel skręcamy na Zuberec.
Muzeum znajduje się na polanie Zuberec-Brestova. Czynne jest  od stycznia do kwietnia, od poniedziałku do piątku w godz. 8-16, od maja do października od wtorku do niedzieli 8-17. Listopad i grudzień zamknięte. Jako bilet wejściowy dostajemy pocztówkę z ręcznie malowaną osadą oraz opis budynków po polsku i po słowacku ( opis do zwrotu przy wyjściu).
Muzeum usytuowane jest 3 km na wschód od Zuberca, w pięknej górskiej scenerii - otoczone od południa szczytami Palenicy, Siwego Wierchu i Brestowej, Osobitej na wschodzie i Mnicha na zachodzie. Środkiem płynie potok Zimna Woda Orawska, nad którym na przestrzeni ok. 20 ha usytuowano kilkadziesiąt obiektów - zrębowe chaty ludowe, zabudowania gospodarcze, ziemiańskie dworki, budynki sakralne - tworzących jakby osobną wieś, nad którą wznosi się drewniany kościółek z cmentarzykiem, a na obrzeżach usytuowane są zabudowania sezonowe. Reprezentowane są obiekty z południowo-zachodniej dolnej Orawy, z terenów średniej i gónej Orawy oraz z jej północno-wschodnich krańców góralsko-tatrzańskich oraz z położonych na północnym zachodzie Beskidów.
Pierwszym obiektem muzeum stała się przeniesiona do Brestowej w 1970 r. leśniczówka, spalona w 1990 r. i osiem lat później odbudowana. Skansen udostępniono do zwiedzania w 1975 r.
Skansen dzieli się na pięć części - dolnoorawski rynek reprezentuje najbogatszą część Orawy z największymi budynkami stojącymi na wolnej przestrzeni. Nad potokiem rozłożone są warsztaty rzemieślnicze z młynem i  tartakiem. Zamagurska ulica z budynkami mieszkalnymi i zabudowaniami gospodarczymi bogatych i średniozamożnych rolników pokazuje charakterystyczną strukturę orawskiej wsi. Góralskie chaty reprezentują najbiedniejszą część Orawy, leżącą na południowo-zachodnich stokach Orawskich Beskidów. W najwyższym punkcie skansenu usytuowany jest cmentarz z późnogotyckim drewnianym kościółkiem św. Elżbiety, przeniesionym z Zabrzeża i pochodzącym z XV wieku. W środkowej części jest m.in. ziemiańska posiadłość z Wyżniego Kubina z 1752 r., w której mieściła się szkoła, gdzie uczył się sławny poeta P.Országh-Hviezdoslav. Co roku w sierpniu na terenie skansenu w specjalnie w tym celu wzniesionym amfiteatrze odbywa się festiwal Podrohackie Święto Folkloru.















































Zasypałam Was zdjęciami, ale tak trudno wybrać, chcąc pokazać ogrom tego skansenu zabrakłoby miejsca w tym poście. Nie sposób odwiedzając skansen, nie spróbować miejscowych przysmaków, obok znajduje się restauracja, w której serwują słowackie specjały: vyprazany syr i bryndzowe haluszki. Syr jest to rodzaj sera żółtego, panieruje się go w jajku i bułce tartej i smaży w rozgrzanym tłuszczu, jest naprawdę pyszny, można tez kupić go w słowackich sklepach, sprzedawany jest w plastrach i zrobić sobie w domu. 
Wracamy już z tej słowackiej wędrówki, u nas od dłuższego czasu goście, jedni wyjeżdżali, inni przyjeżdżali, tak, że mój czas płynął wartko, między śniadaniem, obiadem, a kolacją, na ogród nie starczało już czasu. Teraz nadchodzi czas dla ogrodu i przygotowania chałupy na zimę, tak, tak, mamy maj, a my musimy myśleć o zimie. Drewno już przywiezione, teraz trzeba się brać za rąbanie i układanie go za chałupą, a jest tego trochę, zima przeplata się z wiosną, koszenie trawy, plewienie rabatek i rąbanie drwa, za chwilę zaczną zjeżdżać goście na wakacyjny wypoczynek i wtedy czasu nie będzie ani, ani. Dzisiejszy ranek przywitał nas deszczem, jednak już koło południa zaświeciło słońce, a wiatr przegnał ciężkie chmury, dzięki temu mogłam oddać się bez reszty ogrodowi, pogadać trochę z moimi roślinkami, przesadzić i posadzić to i owo.

Ciężkie chmury rozwiewa wiatr i powolutku odsłania błękitne niebo

To połupane drewno do kominka, trzeba ułożyć je za chałupą.

Ta sterta czeka na rąbanie, ciekawe ile siekier złamiemy w tym roku przy tej robocie :)
W tamtym poszły ze trzy :)

Widok z sadu.


Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was za bardzo, jeśli będziecie kiedyś w tych stronach warto odwiedzić orawski skansen, przejść się między jego chałupami, przysiąść nad potokiem, poczuć ten miniony czas zatrzymany w drewnianych ścianach...