Zawadka jest miejscowością przepięknie położną na południowym stoku Kotonia (831 m n.p.m.), który góruje nad doliną Raby od zachodu, Krzczonówką od północy i potokiem Trzebuńka od południa. Od zachodu styka się z masywem Koskowej Góry. Wieś rozciąga się ze wschodu na zachód, a jej centrum, czyli role Kotarbowa, Tajsy, Kobiałki osadzone są na wysokości ponad 650 m n p. m. W pogodne dni rozciąga się stąd wspaniała panorama Tatr oraz można podziwiać rozłożysty grzbiet Babiej Góry.
Nazwa miejscowości oznacza miejsce trudno dostępne lub przeszkodę. Zawadka jest najmniejszą wsią gminy Tokarnia, liczy sobie około 220 mieszkańców, a jej populacja stale się zmniejsza. Przed II wojną światową mieszkało tu 360 osób.
Na Zawadkę składają się role: Pękale, Oleksy, Mosne, Muchy, Janicki, Jaworzyny, Jugi, Kobiałki, Tajsy i Kotarby. Dlaczego właśnie dzisiaj pisze o Zawadce? Otóż chciałabym przenieść Was w czasie, do roku 1944, wtedy to doszło tu do walki między stacjonującymi na tym terenie oddziałami partyzantów a wojskami niemieckimi.
Atak nastąpił 29 listopada 1944 roku od strony Trzebuni, Stróży, Pcimia, Krzczonowa, Tokarni i Więcierży w taki sposób, aby wszystkie oddziały po likwidacji partyzantów spotkały się na Jaworzynach. Natomiast niedobitki miały zostać zepchnięte na leśną polanę prosto pod lufy 400 osobowego batalionu Jagdkommando z Krakowa. Niemcy nie zdawali sobie jednak sprawy z pojawienia się na tym terenie już 23 listopada oddziałów "Żelbetu" Armii Krajowej. 27 listopada dowództwo oddziałów akowskich otrzymało ostrzeżenie, że następnego dnia nastąpi atak wojsk niemieckich na stanowiska partyzanckie. O spodziewanym ataku powiadomiono oddział "Michajłowa" oraz partyzantów "Zamka", którzy wspólnie z AKowcami, wycofali się przez Jaworzyny do Więciórki. Następnego dnia zwiad "Żelbetu" nie zauważył niczego podejrzanego na Zawadce. Zarządzono więc powrót na poprzednie miejsce. W Więciórce pozostali tylko Rosjanie. Tak opisuje je ich uczestnik Mieczysław Owca:
"Strzelania ciągłe narastała. W niebo co chwilę wzlatywały czerwone rakiety, w krystalicznie czystym powietrzu wszystko było doskonale widać. Na Jaworzynach można było rozróżnić dochodzące od Tajsowa poszczególne wybuchy ręcznych granatów i głośne eksplozje pocisków moździerzowych, szybki terkot wielu niemieckich karabinów maszynowych od powolnego "gdakania" ckm-u oddziału ppor. "Bicza", który tam, wraz ze swoim oddziałem, stacjonował.
Nad dachami domów ukazały się płomienie i snopy iskier, zaczęły płonąć pierwsze zabudowania wsi Zawadka". Nie było jednak, wobec dziesięciokrotnej przewagi wroga i odcięciu drogi, jakiejkolwiek możliwości pomocy dla Oddziału "Bicza". W obliczu śmiertelnego wroga dowódca oddziału OWPPS "Zamek" podporządkował swój oddział komendzie "Żelbetu" i razem rozpoczęli przedzierać się w kierunku Więciórki. Pomimo ogromnej przewagi niemieckiej partyzanci "Bicza" nie ustępowali z linii obronnej. Pozwoliło to większości mieszkańcom roli Tajsowej na ucieczkę z płonących domów do lasu. Nie udało się jednak długo utrzymać pozycji obronnych. Oddział pod dowództwem sierż. podchr. "Morawy" około godziny 10 rozpoczął się wycofywać w kierunku grzbietu Kotonia. Osłaniał ich z grupą 10-ciu ludzi ppor. "Bicz", który zginął w tym starciu.
Walka w masywie górskim Kotonia 29 listopada 1944 roku trwała od świtu do zmroku. Oddziały hitlerowskie liczyły ponad 3 tysiące doskonale uzbrojonych ludzi (broń maszynowa, granatniki, moździerze, zwiad lotniczy). Przeciwko nim do walki stanęło niecałe 300 słabo uzbrojonych partyzantów. Pomimo przewagi liczebnej, ogniowej oraz zaskoczenia nie udało się Niemcom osiągnąć zakładanych celów, bowiem bohaterska postawa oddziału "Bicza" - "Żelbet II" zaalarmowała i dała czas na przygotowanie obrony pozostałym oddziałom partyzanckim. Ponadto hitlerowcy ufni w swoją przewagę nacierali bezładnie i chaotycznie. W pewnym momencie rozpoczęli nawet, w gęstej mgle, zaciętą walkę między sobą, co spowodowało zwielokrotnienie ich strat. Według strony niemieckiej poległo dziewięciu policjantów (w tym dwóch podoficerów), siedmiu odniosło rany. Natomiast Polacy, na podstawie informacji wywiadu oraz ze sprawozdań oddziałów terenowych AK, ocenili straty na kilkakrotnie większe (kilkudziesięciu zabitych i rannych).
Boże Narodzenie 1944 roku na Zawadce było najsmutniejsze w całej kilkusetletniej historii wsi. Nikt nie zapalił świeczki, nikt nie połamał się opłatkiem, nikt nie zaśpiewał kolędy... Wszyscy mieszkańcy ocaleli z pożogi, bez jakichkolwiek środków do życia, na czas mroźnej i śnieżnej zimy schronili się u swoich krewnych i znajomych w okolicznych wsiach, aby z nastaniem wiosny wrócić na zgliszcza domostw. Rozpoczął się żmudny proces odbudowy. Zanim powstały pierwsze izby, w których można było zamieszkać, ludzie mieszkali w naprędce skleconych szałasach i szopach. Mroczne i wilgotne ziemianki wydawały się dobrem nieocenionym. W 1945 roku nawet przydrożna kapliczka na Jaworzynach z 1869 roku o powierzchni 4 m2 była doskonałym schronieniem. Wspominał to Bronisław Ostafin, nasz sąsiad: "Pod koniec 1944 wojska niemieckie spaliły wszystkie domy na roli Jaworzyny, w odwecie za pomoc partyzantom polskim. Kapliczka nie została zniszczona. Przez kilka tygodni 1945 roku była miejscem schronienia Julii Ostafin z dziećmi do momentu wybudowania szałasu." Nasza chałupa na kamiennej podmurówce ma wyrytą datę 1947 r. wtedy to zbudowano ją na nowo.
W latach 1930-1940 Zawadka należała do biednych wsi podkrakowskich była jednak bardziej ludna, pełna beztroskiego gwaru dzieci i młodzieży, która z fantazją poznawała świat dorosłych. Mieszkańcy wsi uprawiali kamieniste kawałki ziemi, handlowali drzewem bądź wynajmowali się do najprostszych posług, bowiem osób potrafiących czytać i pisać była mniejszość, a wykształcenie ich najczęściej kończyło się w kilkuklasowej szkole ludowej. Liczba mieszkańców Zawadki wyniosła wtedy 364 (prawie dwukrotnie więcej jak obecnie), którzy mieszkali w 60 chłopskich zagrodach. Należy dodać, że liczba zagród nie zmieniła się do tragicznego grudnia 1944 roku. Nie było wtedy w Zawadce żadnego spichlerza, ani kuźni. Wszystkie domy były drewniane, kryte słomianą strzechą. Nie były tynkowane, czy szalowane. Kilka tylko było podmurowanych. Ciekawa była kolorystyka ścian zewnętrznych. 6 domów było bielonych, 42 chaty miały bielone tylko szpary, a 12 domów było niebielonych. Większość chałup była dymnych, czyli bez komina, a dym z paleniska uchodził poprzez specjalne szpary w dachu.
Na Zawadce znajdowały się również chałupy, które mogły być dumą dla swych właścicieli. Świadczy to o ich pracowitości i zaradności. Opis taki znajdujemy we wspomnieniach partyzanckich Mariana Kowalczyka „Longinusa": Wkroczyliśmy do osiedla Jaworzyny... Ja i część ludzi III OP zostaliśmy zakwaterowani w nowej drewnianej chałupie z przylegającym do jej prawej strony sadem położonej przy wiejskiej drodze w pobliżu kapliczki, przy której droga skręcała w górę do lasu. Był to budynek chyba z bierwion modrzewiowych, z ganeczkiem przy wejściu i kilkoma stopniami, zewnątrz wyglądający schludnie.
W izbach o ścianach drewnianych, utykanych na spojeniach bierwion powrósłem słomianym stały duże piece z ciemnobrązowych kafli o cienkiej fakturze plastycznej. W osobnym budynku, poniżej, po drugiej stronie drogi, była stajnia, gdzie umieściłem kasztana, którego rozkulbaczyłem, przetarłem i dałem mu obrok."
Należy dodać, że domy na Jaworzynach były wieloizbowe i posiadały podłogi co wtedy na terenach podgórskich było zjawiskiem rzadkim. Natomiast dwie zagrody posiadały piece chlebowe.
Na jedna chłopską zagrodę przypadało ponad 6 osób, a na jedną izbę blisko cztery". Są to wskaźniki bardziej niekorzystne, biorąc pod uwagę mieszkańców sąsiedniego Pcimia Stróży czy Trzebuni, którzy mieszkali w mniej przeludnionych pomieszczeniach. W roku 1946 Zawadka została odznaczona Orderem Krzyża Grunwaldu III klasy,
Co roku w ostatnią niedzielę września odbywa się w Zawadce uroczysta msza św. przy pomniku Ofiar Pacyfikacji Zawadki. W tym roku zwieńczeniem 3-dniowego Beskidzkiego Rajdu Szlakami Walk o Niepodległość 1939-1955 była rekonstrukcja historyczna bitwy Oddziału „Żelbet” z oddziałem niemieckim w wykonaniu połączonych Grup Rekonstrukcji Historycznych, przy współudziale pirotechnika.
Tak już na koniec chciałabym pokazać Wam jak wygląda jesień w mojej Zawadce, bardzo lubię tą porę roku, wtedy zbocze Kotonia przybiera rudozłotą-suknię, góry wyłaniają się z morza mgieł, niesamowity to spektakl.
Mówię Wam dobranoc, dziękuję Tym, którzy dobrnęli do końca tej opowieści o moim "końcu świata"...
Joluś, tak sobie pomyślałam co to za tytuł, co może oznaczać.. A Zawadka to nazwa miejscowości..
OdpowiedzUsuńBardzo smutna historia..
Dobrze, że opowiada się o losach ludzi, o wojnie, o walce.. wtedy pamięć wciąż jest żywa..
Pozdrawiam Ciebie mocno..
Piękne zdjęcia..
Ada
A ja tam kiedyś co roku spędzałam wakacje a nic o historii tego miejsca nie wiedziałam.
OdpowiedzUsuńBoże jakie wspomnienia...
Dziękuję Ci bardzo za zdjęcia.
Pozdrawiam serdecznie.
Niesamowita historia... I zdjęcia niesamowite... Pozdrawiam ciepło:D
OdpowiedzUsuńPrzecudna historia.Opowiedziałas ją w tak piekny spodób,że brak mi słów.Kiedy zamykam oczy,niemal czuję ten zapach łąk,słyszę szum i gwar,zamętwojenny,płacz ludzi,smutek.Dałaś nam również część swojego serca razem z tą historią,dziękuje Ci za to Jolu.Ja wróciłem ze szpitala,było kiepsko ale dałem rade,moje anioły mi pomogły.Niedługo,mam nadzieję je poszkliwię i zostawię ogniu,zobaczymy co z tego wyjdzie.Pozdrawiam Cie serdecznie i udanego tygodnia życzę,Grzegorz.
OdpowiedzUsuńModa na t/z grupy rekonstrukcyjne to chyba najcenniejsza z mód. U nas 4 tygodnie temu odbywała się 2 - dniowa rekonstrukcja bitwy pod Mławą.Oglądało ją ponad 40 tysięcy ludzi.Czytanie historii a znalezienie się w jej środku to zupełne inna możliwowość.Swąd płonącej zagrody,huk armat,krzyk rannych wyrywający się pośród strzałów karabinów to niezapomiane przeżycie.
OdpowiedzUsuńPięknie opowiadziałaś historię Zawadki.
Morze mgieł, krople rosy na gałązkach buków i historia, opowiedziana przez Ciebie, Jolu, to niezapomniane wrażenia. A ta żołniereczka z długą grzywką - to nasza?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i ciepło, spod kominka, pa.
Zrobiłaś fantastyczną relację!
OdpowiedzUsuńJa mam coś nie tak w miejscu odpowiedzialnym za odczuwanie rekonstrukcji historycznych. Doceniam ich wartość, ale nie czuję kompletnie ...
Natomiast, przy Twoich górach tylko wzdycham, zachwycam się do znudzenia i znów się gapię. Ze szczególnym uwzględnieniem gór we mgle. Cudności!
Pozdrawiam cieplutko!
Wspaniale opowiedziana historia, Jolinko, spleciona przeszłość z teraźniejszością, emocje dawniej i dziś... I chyba wielka frajda dla tych, którzy brali udział w rekonstrukcji. Fajnie, że komuś się chce ;-)
OdpowiedzUsuńTo pięknie, że historia Twojej miejscowości jest teraz po części Twoją historią, że piszesz z takim sercem o jej dramatycznych losach. Miejscowość, jakich pewnie wiele, dla Ciebie jest wyjątkowa.
A jesień w Zawadce urokliwa... ;-)
Ściskam czule!
Piękne opisy.Nigdy nie byłam w tej miejscowości, ale znam ją z opowiadań mojej Mamy. Mama urodziła sie w Zawadce w 1926 roku. Kiedy byłam mała często opowiadała nam(mi i siostrze)różne śmieszne historie ze swojego dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńImię podobno odziedziczyłam po Mamy ulubionej nauczycielce, więc zapewne gdzies w najbliższej szkole uczyła jakaś Marcela.Ja dzisiaj, więc jestem nauczycielką. Pozdrawiam cieplutko i zazdroszczę pięknych widoków.
Tak, to już moja Zawadka, szkoda, że coraz nas tu mniej, dlatego nie możemy skorzystać z żadnych funduszy unijnych, ponieważ mamy za mało mieszkańców. Dla ludzi, którzy pamiętają tamte wydarzenia, są one wciąż żywe. Moja "uśmiechnięta babcia" jak na nią mówię, miała wtedy 16 lat i opowiadała mi jak uciekali bez niczego do lasu, by potem wrócić na zgliszcza domostw.
OdpowiedzUsuńKasiu, wakacje w Zawadce musiałyby być cudne, cieszę się, że przybliżyłam Ci historię tego miejsca.
Marcela - dowiem się, ludzie na pewno pamiętają, teraz poznajesz Zawadkę, świat dzieciństwa Twojej mamy. Ludzie mieli tu bardzo ciężko, bo ani drogi, ani wody, ale z tego co opowiadają wesoło było i gwarno, jesienią tańce w stodołach, po każdych wykopkach "tuka", czyli zabawa do białego rana :)Moja znajoma babcia ma na imię Józia i naprawdę nigdy nie widziałam jej smutnej, jej niebieskie oczy zawsze się śmieją, mimo, że nie ma w życiu lekko.
Marysiu, dzieweczka z rozwianą grzywą nasza ci ona :)
OdpowiedzUsuńPięknie Jolu tą historie opowiedziałaś!czytałam już wczoraj, ale dziś wracam...no i te zdjęcia mgły...uwielbiam!
OdpowiedzUsuńNie ,nie jestem TU dopiero teraz.Zaglądałam kilka razy.Czytałam, oglądałam i na swój sposób musiałam to sobie przyswoić.Przekazałaś tragiczny i zarazem cudownie odtworzony kawałek historii.Widzę jak bardzo Twoje "korzenie" się w tym miejscu zakotwiczyły.
OdpowiedzUsuńWierzę że już nikt nigdy nie będzie miał takiego Bożego Narodzenia jakie było w Zawadce w 1944rku.Oraz że w niebieskich oczach "Twojej Babci Józi" będzie tylko radość i szczęście:)))
Pozdrawiam Ciebie i Twoją Babcię najserdeczniej jak potrafię.
Dobrze że po tej, jakże smutnej historii pozwoliłaś się pozachwycać tymi pięknymi widokami:)Zaglądam bardzo często i dalej zamierzam to czynić.
Moc serdeczności posyłam, dziękując.
"Jesienią góry są najszczersze..." Unikamy rekonstrukcji historycznych, bo za dużo się wtedy czasem widzi. Nie wybuchów, bohaterstwa, męczeństwa i temu podobnych wielkich rzeczy, tylko takich właśnie mało ważnych.
OdpowiedzUsuńStopę obtartą do krwi w przemoczonym bucie, zgubiony krzyżyk "na szczęście" od Ojców, wystraszonego śmiertelnie psa szarpiącego się przy płonącej budzie, przestrzelony, zakrwawiony list z pozdrowieniami od Matki, kolegę, którego się nigdy nie lubiło, a który teraz umierając wyje z bólu i na zmianę modli się i bluźni. Brrrr!
Ech, przy każdej okazji dziękujemy Bogu, że nie musieliśmy oglądać prawdziwej wojny. U nas ziemia też krwią przemoczona.
Cium.
bardzo zaciekawil mnie Twoj blog :-) . Super fotki i opisy :-)
OdpowiedzUsuńbardzo zaciekawil mnie Twoj blog :-) . Super fotki i opisy :-)
OdpowiedzUsuńDobrnęłam do końca tej i kolejnych... Poprzednie czekają...
OdpowiedzUsuńPiękny ten Twój "koniec świata". Podglądam czasem nieśmiało:)
Artur Korbel - mój kuzyn - to ppor.Bicz.
OdpowiedzUsuń