Kilka lat temu, wzięłam od sąsiadów, którzy w zamierzchłych czasach mieli pasiekę, dwa ule. Pomalowałam je ślicznie w kwiatuszki i postawiłam w ogrodzie, żeby stały i oko cieszyły, ot tak, dla ozdoby i stały tak sobie spokojnie pod starą jabłonią pielęgnowane przeze mnie i odnawiane co roku. Pewnego lipcowego poranka, słonecznego o dziwo, bo było ich niewiele w tym miesiącu, krzątam się po kuchni przygotowując śniadanie, wyglądam przez okno iii... oczom uwierzyć nie mogę. Nad ulami widzę bowiem czarną chmurę, która bzzzyczy i pochłania cały ul. Okazało się, że to rój pszczół przyleciał do nas i wybrał jeden z uli na swoje nowe mieszkanie, pewnie im się strasznie te kwiatki na nim spodobały :)
Powiadają, że od przybytku głowa nie boli, oj nas rozbolała i to bardzo, bo co tu robić? Na pszczołach nie znamy się ani, ani, poza tym właśnie mieliśmy na obozie pięć dziewczynek i jednego chłopca biegających po ogrodzie, a tu taki klops. Tomek niewiele myśląc, znalazł w internecie numer telefonu do Związku Pszczelarstwa w Jordanowie, tam miły pan powiedział mu, że z pewnością te pszczoły zadomowiły się u nas na dobre, no i mamy rodzinę pszczelą. Ponieważ mieć jej wcale nie chcieliśmy, Tomek zapytał pana, czy mógłby ktoś przyjechać po ten niechciany przybytek, na co ten odpowiedział, że on nas chętnie wybawi od kłopotu i zabierze pszczelą rodzinkę do siebie. Czekaliśmy na jego przybycie przez jakieś dwa tygodnie, bo jakoś się nie składało, w tym czasie z moich obserwacji wynikało, że pszczółki siedzą sobie w ulu, w dzień widać było kursujące robotnice, które z ochotą przysiadały na moich kwiatach i tak żyliśmy sobie w symbiozie, pszczółki, dzieci i my. Wreszcie któregoś deszczowego popołudnia przyjechał pan Janek i zabrał się do przeprowadzki pszczelej rodziny, wyglądał niczym duch, kiedy wyłonił się z białej mgły w swoim pszczelarskim kapeluszu, targając przed sobą nowe lokum dla pszczół. Poczarował, pokadził, bzyczało, huczało, aż wreszcie królowa z całą swoją trzódką opuściła nasz ul. Była to parotysięczna rójka, która oddzieliła się od innej rodziny i właśnie u nas znalazła sobie nowe mieszkanie. Jeszcze nie zdążyłam nauczyć się wszystkiego o kozach, serach, twarogach, a tu pszczoły się wepchały, zupełnie poza kolejnością :)
Pszczoły zabrane, gości mniej niż w lecie, więc przyszedł czas na robienie przetworów, targam z jarmarku owoce i warzywa przeróżne i upycham je w słoje i słoiczki, żeby w zimie głód nie zajrzał w oczy. Grzybów niestety w tym roku, jak na lekarstwo, ciągle czekam, że może jeszcze się pojawią, ja tak lubię zbierać grzyby..Ale w zamian za to, mamy urodzaj jeżyn, pięknych rozgrzanych słońcem, Tomek przynosi je z lasu, a ja robię z nich dżemy, soki i kompoty - pachną niebiańsko.
Sukienka ślubna Mariki, wisi dumnie w białej izbie.
Nowe nabytki: stara walizka i okno ze starej kapliczki znalazły swoje miejsce w sieni.
Kilka dni temu, przyjechał na swoim motorze listonosz i wręczył mi zaadresowaną do mnie kopertę, patrzę i oczy przecieram ze zdumienia, dostałam najprawdziwszy list! Pisany odręcznie! Kiedy otworzyłam kopertę, okazało się, że jest to list od pani, od której kupiliśmy Fidela, pyta w nim o to, jak on się czuje i opisuje początki jego życia. Urodził się jako jeden z braci bliźniaków, w trzecim tygodniu swojego życia, nagle opuściły go siły, przestał jeść i z dnia na dzień robił się coraz słabszy. Nie pomagały żadne leki, ani zaklęcia, aż w końcu pani Małgosia, postanowiła skrócić jego cierpienia, tego dnia, kiedy decyzja zapadła, Fuksik podniósł głowę. Jako, że matka nie chciała go już przyjąć, karmiony był butelką, stał się ulubieńcem całej załogi, i dlatego, jak pisze pani Małgosia bardzo trudno było jej się z nim rozstać, ale pan Jacek tak długo prosił i zaklinał, zapewniając, że Fidel vel Fuksik trafi do "koziego raju" w Jolinkowie, że w końcu uległa.
Tak więc dzięki gorącym prośbom pana Jacka i temu, że pani Małgosia mu uwierzyła, mamy naszego koziołka, chciałabym zapewnić panią publicznie, że Fuksik będzie wiódł u nas szczęśliwe kozie życie u boku naszych kózek, już pokochaliśmy się miłością wzajemną :)
Tak swoją drogą, jak dobrze, że są ludzie, którzy przejmują się losem zwierząt, dbają o to, by w razie sprzedaży trafiły w dobre ręce, jeszcze raz dziękujemy Wam za Fidela vel Fuksika :)
Pozdrawiam serdecznie Wszystkich zaglądających w nasze progi i do następnej opowieści.
Niesamowite z darzenie z pszczołami :) to znaczy, że im tak naprawdę niewiele do życia potrzeba, ot dach nad czułkami ;) i nic dziwnego, że wybrały właśnie ten ul, ja też bym go wybrała, jest śliczny :)
OdpowiedzUsuńDostać list pisany odręcznie to teraz rarytas :)
Pozdrawiam serdecznie całe Jolinkowo!
Jolinko,teraz tylko Ty zostalas,Magoda juz nie pisze...Dobrze,ze jestes.Iwona
OdpowiedzUsuńWitaj Jolu
OdpowiedzUsuńNo to pszczoły wyszukały sobie siedlisko :))
Nasz znajomy kiedyś kupił ule z pszczołami i wiózł je w maluchu do swojego ogrodu, ubrany w strój ochronny, a osy latały sobie wewnątrz auta :))
Ja też jestem na etapie przetwarzania skarbów lata :))
Pozdrawiam mocno
Ada
Ależ przygodę mieliście. Na jedno fajnie że pszczoły wybrały Twój ul, a na drugie to trochę niebezpiecznie. Ja niestety jestem silnie uczulona i muszę się pilnować aby sie nie spotkać z pszczołą w oko w oko. Kiedyś mieliśmy u siebie w gospodarstwie pasiekę (zaprzyjaźniony pszczelarz miał 30 uli) ale jak trafiłam do szpitala to musieliśmy się rozstać z ulami. Byłam w szoku bo nigdy tak strasznie nie puchłam. Ale do tej pory współpracuję z tą pasieką.
OdpowiedzUsuńPrzetwory i u mnie się robią. Nie wiem kiedy skończę bo ciągle coś wymyślam i słoiczki zapełniam. Ale jak piszesz w zimie to będzie jak znalazł;-))))
Pozdrawiam
Trochę szkoda, że nie zostawiliście sobie tego roju... pasowałyby do Waszego domu ;-) Wyobrażam już sobie kozi serek z miodem i co byś tam jeszcze wyczarowała z miodu i wosku ;-)
OdpowiedzUsuńGrzybów faktycznie nie ma w tym roku, ale natura nie znosi próżni, więc u Was jeżyny, u mnie maliny... I ogóreczki pcham w słoiki, na różne sposoby, kolory podobne do tych co na Twoich zdjęciach ;-)
A historia Fidela wzruszająca, nie musisz nawet pisać, że będzie Wam dobrze razem ;-) I będą małe kózki, ale cudnie!
Ściskam czule!
Bardzo boję się pszczół, bo jestem silnie uczulona. Uciekałabym gdzie pieprz rośnie!
OdpowiedzUsuńA miód z Twoich górskich łąk byłby na pewno pyszny, ale ... może lepiej od sąsiada?
Piękny list dostałaś, jakoś cieplej się robi na sercu od takich listów.
Nam się przydarzyła odwrotna historia - skontaktowali się z nami ludzie, którzy w maju kupili od nas Gaję z dwoma koziołkami i tak powolutku od słowa do słowa, od spotkania do spotkania, tworzy się bardzo fajna znajomość. Jak gdzieś muszą na dłużej wyjechać, to przywożą do nas kozy, na pensjonatowe przechowanie hi hi:)
Pozdrawiam pięknie!
Wody nadal nie mamy, a tu rodzinka z Krakowa nadjeżdża! Ale będzie!
My mamy pasiekę po sąsiedzku ponad 200 rodzin,przywykliśmy do tego że cała pasieka przylatuje do naszego stawku po wodę ale przy samym domu też nie chcieli byśmy ich mieć.W gorące dni i tak słyszymy ich głośne buczenie na pdwórku.
OdpowiedzUsuńJa też za bardzo nie lubię wszelkich latających stworzeń...
OdpowiedzUsuńAleż tam u Ciebie jest pięknie:)) uwielbiam taki klimat!
pozdrawiam!
Ciekawa przygoda z pszczółkami!!!!
OdpowiedzUsuńPo zapasach widzę, że zima będzie na bogato :-) Odkąd sama zaczęłam dbać o zabezpieczenie bytu na zimę, robienie przetworów zyskało dla mnie wymiar niemal magiczny. Rozumiem teraz potrzebę świętowania z tego powodu, chociaż współczesne ludowe dożynki wciąż mnie przerażają formą :-)
OdpowiedzUsuńNiestety, też boję się pszczół, a Chłop ma ciężką na nie alergię. A miodu by się chciało.
Historia Fidela jest niesamowita. Sama z doświadczenia wiem, jak ludzie mogą się przywiązać do istot, które odchowały i wykarmiły. Jeśli ktoś ma odrobinę serca i robi to nie dla pieniędzy, a z pasji, bardzo ważne jest dla niego wiedzieć, co się dalej z ową istotą dzieje. Pani Małgosia włożyła w Fidela nie tylko swoją pracę, ale oddała mu kawał swojej dobrej energii.
Rozgadałam się, ale poruszyła mnie ta historia. Jestem w trakcie wydawania szczeniaczków do nowych domów, dlatego się wzruszyłam :-)
Witam.
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć na zaś, żeby nie upiększać ogrodu pustym, niby niepotrzebnym już, ulem. Ładnie tam i tu. Przetwory cudowne, może mnie w końcu się zachce je robić? Wnętrza Jolinkowa robią wrażenie. Co za szczęście mieć drewniany dom. :)
hehe, to się nazywają nieproszeni goście :)
OdpowiedzUsuńdobrze, że nalazły nowy dom - powinniście za to dostawać dożywotnio miód od nich ;)
lato w słoikach smakowcie wygląda
pozdrawiam serdecznie
mialam nadzieje, ze zachowacie te pszczoly, dobrze by mialy u was - jednak rozumiem decyzje
OdpowiedzUsuńmam sentyment do pszczol wielki
moj wujek mial w ogrodzie kilka uli - jako dziecko spedzajac tam wakacje zawsze uczestniczylam w zbieraniu miodu - nie jeden raz bylam pokaszona
ale widok kapelusza z woalka, dym, bzyczenie - ech to taki lep na moje serce
Historia z listem niesamowita - Fidel kochany musial byc bardzo :)
Pozdrawiam :)
Jolu, nam zagnieździły się samotnice - pisałam o tym.... Też stresu było co niemiara, ale samotnice to zupełnie inna bajka... Więc zostały!
OdpowiedzUsuńTylko sobie wtedy pomyślałam, że te stworzonka wiedzą , gdzie będzie im najlepiej.... Nie wyrzucaj uli. Może kiedyś przyjdzie czas, że zechce wam się pasieki?
Moi znajomi ule wykorzystują jako skład segregowanych śmieci : w jednym plastiki, w drugim szkło... Może wtedy pszczoły nie będą chętne, aby się zagnieździć do czasu, aż ...
Sukienka Mariki.... Cuuudnie ...
Jednak się okazuje ze od przybytku głowa może rozboleć.Szczęście że z tak dobrym finałem:))))Klimat u Was jak zwykle cudowny.Zapewne bardziej gdy podziwia się na zdjęciach.Bo zdaje sobie sprawę jak dużo zapewne macie pracy.Najważniejsze aby ten wysiłek owocował zadowoleniem.
OdpowiedzUsuńCo do listu napisanego odręcznie absolutnie to rozumiem.A Fuksik naprawdę nie mógł lepiej trafić:))))))
Bardzo mnie poruszyła jego historia .
Pozdrawiam baaaardzo serdecznie i przesyłam buziaki
Teraz został jeden ul i prawdę powiedziawszy zastanawiam się co z tym fantem zrobić, bo historia lubi się powtarzać, pan Janek jak zobaczył nasze jaworzyńskie łąki, to rozmażonym głosem powiedział, że tutaj to byłaby pasieka jak marzenie. Nie mówię nie, ale z pewnością nie teraz i nie tak blisko domu, czas pokaże, jak to dalej w Jolinkowie będzie. Na razie szwendam się po łąkach, tnę brzozowe gałązki, pokrzywy i inne zioła, żeby nasze kózki w zimie miały choć namiastkę lata, my przetwory, one suszki :) Fuksik ma się świetnie, biega za dziewczynami i na prawdę jest bardzo przytulaśny. Riannon, Ty wiesz najlepiej, co się czuje, kiedy Wasi podopieczni wyfruwają spod opiekuńczych skrzydeł i człowiek myśli, jak też im się wiedzie? Czy trafiły do dobrego domu? W tym momencie, nawet nie chcę myślęc, że sprzedamy którąkolwiek z naszych kóz, chciałabym żeby dożyły u nas spokojnej emerytury i starzały się razem z nami, wiem natomiast, że nie będziemy mogli zatrzymywać wszystkich dzieci naszych kózek i tu na pewno będzie problem, ale mam nadzieję, że znajdziemy dla nich dobre domy :) Iwonko, pozdrawiam cieplutko, wiem, że Jagoda nie pisze, to ona zainspirowała mnie do pisania tego bloga, ja też byłam jej wierną czytelniczką. Dziękuję Wszystkim za komentarze, miło widzieć Was w Jolinkowie.
OdpowiedzUsuńJolu, a my na odwrót, już myślimy, gdzie rozstawić ze dwa ule z pszczołami, bo słabo zapylony jest sad, winorośl, śliwki, mąż zapalił się od dawna do tego pomysłu, tylko on nie jest uczulony na jad pszczeli. A ule dwa ze starej pasieki stoją i czekają, serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPrzygód widać u WAS dostatek!!!:)Cudne miejsce!!!!
OdpowiedzUsuńOby nie zapeszyć:))))Na razie u mnie od kilku dni wspaniała pogoda.Marzy mi się po niezbyt udanym lecie piękna złota jesień,taka cudowna której i Tobie życzę:))))Jak uda Ci się ukraść chwilkę zapraszam do siebie.Post z 13-go sierpnia gdzie ukryłam swoją pierwszą sowę.Jak większość z nas niestety nie jestem wolna od potrzeby chwalenia się.Przyznaje okropne:))))))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ciebie i Całe Jolinkowo:)
Witaj Jolu! Ale mieliście przygodę z tymi pszczółkami... fantastycznie wymalowane ule, jak na przywitanie gości i co się się dziwić, że w końcu się trafili:))) Bardzo lubię takie mgiełki, momentami widoczność kiepściutka...tajemnicze i trochę przerażające, szczególnie w górach! Zapasy już niezłe, a pewnie to dopiero ich początek. Pięknie u Ciebie!!! Pozdrawiam cieplutko i miłego dnia Ci życzę:)))
OdpowiedzUsuńWitaj-dla mnie to co pokazujesz wygląda jak raj na ziemi:)Cudnie:)
OdpowiedzUsuńWiesz Guga ja też lubię te mgiełki otulające cały świat i moją chałupkę, fajnie wtedy z książką, albo tylko z psami u boku siedzieć przy kominku :) ciesze się, że wpadłaś na chwileczkę :)
OdpowiedzUsuńKasiu, bo to jest mój raj na ziemi, chociaż trzeba w tym raju nieźle się natyrać, ale jak pewnie się zorientowałaś nie zamieniłabym go na żaden inny :)
Marysiu, tylko trzeba się najpierw na pszczelarstwie poznać, zgłębić tajniki życia pszczół, a my na razie zgłębiamy tajniki życia kóz :) może kiedyś...
OdpowiedzUsuńJoluś, ja często do ciebie wpadam, nieraz nawet po dwa, trzy razy dziennie...czytam, oglądam i podziwiam Cię, a właściwie Was za ciężką pracę, za pomysłowość i radość życia i...a tak w ogóle to polubiłam Was, jesteście tak po prostu, zwyczajnie fajni:))) Pozdrawiam i życzę dobrej nocy:)))
OdpowiedzUsuńOj pięknie tu, pięknie... Już czuję ten zapach nadchodzącej jesieni w górach! Te mgiełki, zapachy, smaki! Wszystko cudne! To takie życie pełnią życia. Nic na potem, żadnych niejasności, tylko harmonia i wewnętrzny spokój. Wiem, że bywa ciężko, ale każda czynność ma swój cel, każda jest ważna, każda czemuś służy. Jolu, ja tak za tym tęsknię! Cieszę się z tych zdjęć, wiadomości, które tu zamieszczasz. Jesteś kochana! Bardzo Ci dziękuję :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wszystkie psowate i kozowate stworzonka, a Ciebie mocno ściskam.
Kasiu, jakże mi miło i ciepło na serduszku, tyle miłych słów, nie wiem tylko, czy na nie zasługuję, opisuje tu normalne życie z dala od miasta, ot sama prostota i inny wymiar zmartwień. Dziękuję za odwiedziny i ślę buziaki, takie pachnące świeżym mlekiem Gali :)
OdpowiedzUsuńNo,no!Niespodzianka słodka Wam się trafiła;) Do miłych ludzisków samo dobro lgnie moja droga! to i pszczółki zechciały z Wami zamieszkać ! Kozulki ucałować w nochale !:) Pozdrawiam ! S.
OdpowiedzUsuńJestem,jestem i nawet czuje zapach tych przetwarzanych pomidorów.Nie wspominając poprzednich pyrkających pyszności w garnkach na Twojej kuchni Pracowita Kobietko:))))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z zalanego słońcem Mazowsza
To dla Was i Waszego domostwa piękne wyróżnienie:)))takie pszczele odwiedziny. Gratuluję! Dobrze też, że zajął się nimi fachowiec. Na całym świecie pszczelarze martwią się o pasieki i ich mieszkańców. Choroby systematycznie pomniejszają roje, a bez pszczół przyszłość nie jawi się zbyt różowo.
OdpowiedzUsuńZauroczył mnie Wasz przystojny Fidel vel Fuksik:))
Pozdrawiam ciepło
Tomaszowa
Kobieto mieszkasz w raju ,oj chciała bym tak bo jestem odludkiem mieszkającym a dużym mieście , ale taki był mój wybór .
OdpowiedzUsuńPszczoły lubię miód też , mój tata miał za miastem w domu dziadków pasiekę wiec .........
Cudna historia z tymi pszczółkami,znak to niezbity iż w Waszym ogrodzie spokój i bezpieczeństwo panuje,bo królowa na swoje królestwo bylejakiego ogródeczka nie wygrała.Co do jezyn to chyba się wproszę,bo ostatnio jad lem jak miałem jakies 13 lat,zbierałem je z narażeniem życia nad brzegiem stawu w Słupi,kolce chciały mnie rozszarpać ale były cudne,czasem nawet je czuje ;-).Bardzo dziękuje za odwiedziny na moim blogu i miły wpis.zapraszam oczywiście cześciej,bo mam nadzieje rozwijać go i upiększać.Pani jest cudny,prawie taki jak blog chata magoda,którego ubustwiam.Pozdrawiam serdecznie,udanych przetworów i miłego dnia życzę.Grzegorz z grześkowych opowiesci.Musiałem komentarz dodac jako anonimowy,nie wiem inaczej nie mogłem zamiescic tu komentarza.Oczywiście jesli mozna to bedę podglądał Pani cudny blog.Grzegorz.
OdpowiedzUsuńSzydełkowe czary-mary dziękuję za odwiedziny, z przyjemnością będę zaglądała do Ciebie, bo Twoje czary są cudne :)
OdpowiedzUsuńTomaszowo, masz rację, dlatego cieszę się, że chwilowo nasze pszczoły trafiły pod dobrą opiekę, kogoś, kto się na tym zna i je uwielbia.
Grzegorz dziękuję, oczywiście, że będę u Ciebie częstym gościem, jak widzisz mężczyzn tu jak na lekarstwo, więc witaj w moich progach, rozgość się, a co do jeżyn, masz rację warto walczyć z ich kolcami, by poczuć ten smak rozgrzanych słońcem owoców, a dzemy są równie pyszne i pachnące :)
A i jeszcze Grzesiu Chata Magoda to też mój ulubiony blog, to Jagoda zainspirowała mnie do pisania, miałam przyjemność gościć w ich domu, oboje są fantastycznymi ludźmi, szczególnie Jagoda pełna energii i emanującego ciepła, świetna z nich para. Dlatego bardzo mi miło, że stawiasz mnie prawie na równi z jej blogiem, to dla mnie zaszczyt, jeżeli mogę Cię prosić - żadna ze mnie pani :)
OdpowiedzUsuńmasz wspaniały dom!
OdpowiedzUsuńW takim razie będzie mi bardzo miło,Grzegorz jestem.Mnie zainspirowała Jagoda i jej cudny blog,może kiedyś ich odwiedzę bo jakaś taka zaczarowana z nich para.Pozdrawiam serdecznie i miłego dnia,Grzegorz.
OdpowiedzUsuńWitaj Jolu.
OdpowiedzUsuńOczywiście możesz wziąć udział w moim Candy, ale po spełnieniu zasad obowiązujących wszystkie osoby posiadające bloga. A widzę, że jeszcze ich nie spełniłaś. tak więc czekam z nadzieją na powitanie Cię w gronie osób zakwalifikowanych do losowania.
Zapraszam serdecznie i pozdrawiam :)
Widzę, że nadal nie ma mojego banerka na Twojej stronie, tak więc jeśli zdecydujesz się go wkleić, to proszę napisz zgłoszenie jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńPoprzednie skasowałam, z uwagi na to, że nie spełniłaś zasad. A kolejne będzie dla mnie sygnałem, że mogę odwiedzić Twojego bloga i dopisać Twoję imię do listy listę.
Pozdrawiam
Dziękuję, jesteś na liście. Pozdrawiam cieplutko. m.
OdpowiedzUsuń