Jan Baptysta Grenouille – osobliwy karzeł obdarzony niepospolicie wrażliwym zmysłem powonienia – tworzy eliksiry do produkcji perfum, które są powszechnie uznawane za niedoścignione w swej wyszukanej wytworności. Jednak żadne go nie satysfakcjonują, geniusz zapachów marzy bowiem o wydestylowaniu wonności nad wonnościami z dziewiczego ciała kobiecego. Pochłonięty myślą o stworzeniu dzieła swego życia, po długich poszukiwaniach, trafia wreszcie na kobietę, która bliska jest jego ideału. Rudowłosa piękność staje się pierwszą z wielu ofiar XVIII-wiecznego mordercy, który uśmierca, aby powołać do życia wymarzony zapach…
Pachnidło to najpopularniejszy utwór Patricka Süskinda. Opublikowana w 1985 roku, powieść szybko zyskała światową sławę. Swój renesans przeżyła dwa lata temu, kiedy to Tom Tykwer (reżyser takich obrazów, jak choćby Biegnij Lola, biegnij czy Niebo) zekranizował bestsellerową książkę niemieckiego prozaika. Dziś, przełożona na 46 języków, nadal bije rekordy popularności, sprawiając, że osobliwy mistrz perfumiarstwa jest dziś jednym z najsławniejszych seryjnych morderców na świecie.
Tą książke, czytałam wiele lat temu, mam ją na półce, później wielokrotnie do niej wracałam. Pewnie zastanawiacie się dlaczego piszę właśnie o niej.
Ostatnie tygodnie przynoszą mi wciąż nowe doznania, dotykam niedotkniętego..czuję się właśnie jak Jan poszukujący swojego idealnego zapachu, nie, nie spokojnie nie zamierzam nikogo mordować. No może czasami zmarnuje Galine mleczko przeprowadzając na nim eksperymenty, bo to właśnie ono jest przyczyną mojego stanu ducha, to ta biała mleczna ciecz owładnęła mną i wciągnęła w swoje pieniste otchłanie. Jan tworzył perfumy, ja chcę tworzyć sery, tak więc podobnie do niego, wącham, odmierzam podgrzewam..to pogranicze magii i alchemii kiedy biała ciecz zaczyna zamieniać się w gładki, puszysty ser. Tak jak Jan, mam swoich Mistrzów, którzy krok po kroku wprowadzają mnie w tajniki tej sztuki, tak, tak, to jest sztuka tworzenia sera. Długa droga przede mną, jeszcze wiele mleka zmarnuje się pod moim niedoświadczonym okiem, ale ta sztuka wciągnęła mnie bez reszty i mam nadzieję, że uda mi się ją zgłębić. Mam już pewne sukcesy i porażki oczywiście też. Pierwszy mój ser wyszedł, jest delikatny i kremowy, to najłatwiejszy do zrobienia ser twarogowy, marzą mi się sery dojrzewające, feta i ech...Niczym Jan eksperymentuje z Galinym mlekiem dodając to i owo, szukając tego idealnego smaku..
To mój pierwszy ser, jestem z niego niezwykle dumna, doglądałam go bez mała co chwilę, nie mogąc się doczekać, kiedy będę mogła go delikatnie odwinąć, wyjąć na talerz i skosztować, poczuć na języku smak tych wszystkich łąkowych wspaniałości...i mówię Wam, że jest pyszny.
Tak więc, dzień po dniu, raczej udój po udoju, grzeję, mieszam, eksperymentuję, wczoraj chciałam zrobić jogurt z przepisu znalezionego w internecie i co? Porażka na całej linii - nie wyszedł. Dzisiaj próbuje od nowa,chyba temperatura była za wysoka i zabiła jogurtowe bakterie :( Zobaczymy co będzie jutro...
Życzę Wam wszystkim spokojnej nocy i zmykam do parujących garnków i garneczków, gdzie Galine mleko zamienia się powolutku w ser :)
A to moje nowe-stare nabytki, dostałam je w prezencie od babci Józi, które mieszka u podnórza Jaworzyny na Janickowie. W tych nieckach, jak mi opowiadała zaczyniała ciasto na chleb, a piekła ich 6 dwa razy w tygodniu, mają już prawie tyle lat co ona, bo służyły jeszcze jej mamie, teraz są u mnie, kto wie, co w nich zagości :)
Pozdrawiam serdecznie Wszystkich zaglądających w progi Jolinkowa i do następnego razu :)
jak byłam dzieckiem jeździłam do cioci do Lubienia Kujawskiego, u niej jadłam po raz pierwszy biały ser domowej roboty z konfiturami :)
OdpowiedzUsuńnarobiłaś mi smaka.
pozdrawiam serdecznie i cieszę się, że u ciebie tak pozytywnie
Jolciu, gratuluję pierwszego sera! Pewnie, bądź dumna, wygląda pięknie i tak mu do "twarzy" z rumiankiem...z ogromną chęcią bym spróbowała:)))Pięknie u Ciebie, tyle cudnych kwiatów! Wszystkie moje ulubione... jeszcze tylko floksów brakuje i już by był komplet! Tak fajnie rosną u Ciebie te kwiatki, czuję się jakbym była na fantastycznej łące...piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńPrezent od babci Józi rewelacyjny, ależ mi się takie rzeczy podobają :)
Życzę Ci postępów i radości w serowej przygodzie, pozdrawiam!
Aaa bestio! U Ciebie lilie już kwitną:)))
OdpowiedzUsuńNawet nie proszę o ten przepis na serek, bo i tak nie dasz;)
Za to znalazłam pomysł na "mdłą" marchewkę z groszkiem, wciepałam kopru i wszystko zmietli:))
Buziaki dla Was:)
No to mam za swoje.Nie zajrzałam do Jolinkowa wczoraj to dzisiaj naczytałam się i naoglądałam o serku po którym można czuć tylko "niebo w gębie" i pomaszeruje do lodówki po serek wiejski kupiony w sklepie.Chyba jednak dam sobie spokój dzisiaj z serkiem.Popatrzę sobie na ten Twój i zamykając oczy poczuje namiastkę jego smaku:))))).Nowe- stare nabytki są przecudowne.Musi Cię babcia Józia bardzo lubić skoro doznałaś takiego zaszczytu.Bardzo proszę przy najbliższej okazji pozdrowić Ją ode mnie.
OdpowiedzUsuńPiękne te Twoje kwiaty.Na jednym zdjęciu z kwiatami dopatrzyłam się"lotu trzmiela":))))))))
Pozdrawiam Cię bardzo,bardzo serdecznie życząc samych udanych eksperymentów w przetwarzaniu dóbr od Galicji.Moc buziaków i uścisków.
Świetne porównanie Ciebie do maniakalnego poszukiwacza zapachu :)) ale nic dziwnego skoro w wyrobie sera dążysz do doskonałości. Wszystko przyjdzie w swoim czasie bo przecież to trening czyni mistrza :))
OdpowiedzUsuńSer wygląda bosko!
podobnie jak cała reszta Twojego obejścia :))
Moc uścisków i cierpliwości!
Takie niecki z własną historią to skarb! A w kwestii serów - wierzę w Ciebie! Na pewno będą pyszne. Tylko nie morduj nikogo:-)))
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł na własny ser:) też miałam taki pomysł, ale nie wiem jak:) pochwal się przepisem:)
OdpowiedzUsuńFilm "Pachnidło" mnie zawiódł, książka mi się podobała:)
Pięknie masz u siebie:) pięknie!
pozdrawiam ciepło!
Uwielbiam te stare klimaty - niecki, misy ... U mnie jest jeszcze praska do sera, maselniczka ... ciocia, jak żyła, wytwarzała domowej roboty takowe produkty ... A w ogrodzie stoją dwa drabiniaste wozy ...
OdpowiedzUsuńZdjęcia piękne, a pomysł na własny ser - REWELACYJNY !!! Pozdrawiam.
Ach taki swojski serek...Bajka!!!
OdpowiedzUsuńFotki masz tak piękne....Cudne to Wasze miejsce.Budzi we mnie takie dziwne tęsknoty !
Zeżarłabym wszystko! dobrze,że mam daleko:)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tym ,,Pachnidle",ale jakos nnie mogłam się zdecydowac.
OdpowiedzUsuńDzisiaj pod wpływem twojego postu idę do biblioteki i wypożyczam.Mam nadzieję,że jest na stanie.
I ze też mnie tak wciągnie ,jak Ciebie.
Pozdrawiam
Ojojoj! Już mi ślinka cieknie;)
OdpowiedzUsuńNo i proszę,teraz już się od tego nie uwolnisz.Gdy będziesz zamykać wieczorem oczy, albo zobaczysz zdjęcie jakiegoś ,,Fromage Francais" od razu w głowie będziesz szukać receptury i tego co najważniejsze -TAJEMNICY bo każdy ser, twarożek ma jakieś tajemnice :)to z nich bierze się to, że we Francji każda wieś a nawet każda farma ma swój gatunek sera.
OdpowiedzUsuńTWARÓG WYGLĄDA SUPER :D
Neili ten twarożek jest naprawdę super, jest inny w konsystencji niż z mleka krowiego, taki aksamitny i gładziutki..jak, nie wiem do czego to porównać..lody śmietankowe..
OdpowiedzUsuńLambi lilia zakwitła na razie tylko jedna, tak jak ostróżka, niebieskie jeszcze nie kwitną, podobno najznamienitsze przepisy rodzą się z eksperymentów, tak jak z Twoją marchewką - opatentuj go :)
Guga floksy też są, różowe i białe, ale jeszcze nie kwitną, za to irysy szaleją, wyrosły aż do nieba, jak wczoraj wlazłam między nie w celu usunięcia chwastów, to poczułam się jak w dżungli.
Jutka, tak myślę, że Babcia Józia mnie lubi, tak jak ja ją bardzo, to starsza kobieta, myślę, że po 80-tce, jej niebieskie oczy zawsze się śmieją mimo cięzkiej pracy na wsi, jest zawsze pogodna. Mamy do siebie szczęście, często jak jadę, albo wracam z zakupów, spotykam ją targającą siaty pełne różności i w dalszą drogę jedzie już ze mną, zawsze jadąc rozglądam się, czy nie widać gdzieś jej malutkiej przygarbionej figurki. Na pewno pozdrowię :)
Zosiu, Januszu dziękuję ser jest powiem nieskromnie wyśmienity, następne mleko już się prawie zsiadło i znowu będę go wolniutko ogrzewać...
Anastazja, książkę przeczytać warto, przeniesie Cię ona do Paryża, miasta perfum i różnych zapachów tych pięknych i tych odrażających również, poznasz jakże tragiczną historię Jana, ja kupowałam ją dwa razy, pierwszą komuś pożyczyłam i nie wróciła do mnie, więc Tomek kupił mi drugą - szkoda, bo tamto wydanie było fajniejsze, ale ważne, że ją mam i myślę, że jeszcze nie raz do niej wrócę.
Ola, co do filmu, to mam mieszane uczucia, mnie pochłonęły te obrazy zamknięte w kadrze, piękne sceny i to w jaki sposób reżyser pokazał ówczesny Paryż z całym jego pięknem i ohydą, moim zdaniem mistrzowska gra, powiem tak, zwykle adaptacje filmowe są duużo gorsze od książki, dlatego najpierw czytam, a ten film przyniósł mi wiele doznań...
Asiu, Wojtku, bez obaw..nie będzie tak źle :)
OdpowiedzUsuńEwo, buziaki, wpadnij kiedyś, to pojemy :)
OdpowiedzUsuńOLQA może wysłać Ci pocztą :)
OdpowiedzUsuńJolu, ser wygląda fantastycznie! Jak dzieło profesjonalistki. Duży. To z dwóch udojów?
OdpowiedzUsuńPiękne dzieże dostałaś - w takich, zaczyn na chleb na pewno się uda!
Wokół domu cudownie jak zwykle!
Pozdrawiam cieplutko!
Dzięki Magdo, z czterech, Gala daje tak 2,5 litra dziennie, dopiero dwa razy miała młode, więc myśle, że z każdym rokiem będzie więcej tego eliksiru :)
OdpowiedzUsuńTo prawdziwa alchemia nabiałowa, Jolinko, serek wygląda cudownie i na pewno jest najwspanialszy, bo wychuchany, wyczekany taki... i choć pewnie następne będą doskonalsze, to smak tego pierwszego na zawsze pozostanie...;-)
OdpowiedzUsuńI znowu swoim wpisem wzbudziłaś we mnie tęsknotę do takiego prawdziwego życia, z sensem... ale pisz, Jolinko, pisz i pokazuj, bo choć płaczę, to jest to balsam na moją zmęczoną duszę... Wiem, że mnie rozumiesz ;-)
Ściskam czule...
ależ tam pieknie u Was, te kwiaty wszytskie-raj na Ziemi!
OdpowiedzUsuńCzytałam książke pachnidło, i bardzo mi się podobała, zwłaszcza sam początek.
Serek wyglada pięknie, a że to pierwszy to pewnie smaku nie zapomnicie szybko:)
Pozdrawiam cieplutko!
Gratuluję Jolu, serek wygląda przepysznie, i na pewno jest też bardzo zdrowy. Te bakterie na są naprawdę przyjezdne... Trzymam kciuki na Twoje eksperymenty. Smacznego!
OdpowiedzUsuńpięknie tu u Ciebie i chyba mam następne marzenie... czy można zamieszkać na chwilę w pokoju pod aniołami? pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMam podobne marzenia, ale na razie nie wychyliłam się poza tuskulański twarożek :-) Zapewne dlatego, że dostęp do mleka mam ograniczony. Co innego jest mieć swoje, a co innego jednak ganiać do gospodarza raz na tydzień po piątkę mleka. Mam za mało dostępnego surowca i tyle. Marzą mi się oscypki, są banalnie proste do zrobienia.
OdpowiedzUsuńNajprostszy jogurt, to taki, jaki robię od lat. Kupić najmniejszy kubeczek jogurtu naturalnego z żywymi kulturami bakterii. Mleko od zwierzątka na wszelki wypadek bym pasteryzowała, aby pozbyć się innych bakterii, które mogę wyprzeć szlachetne szczepy jogurtowe. Poczekać aż mleko wystygnie do temperatury ludzkiego ciała, (wkładasz palec i nie czujesz gorąca, ni zimna). Wlać jogurt do mleka. Odłożyć w ciepłe miejsce na 2 dni. Zanim wszystko się wypije, odłożyć troszkę do zaszczepienia następnej porcji mleka, aby już nie kupować jogurtu w sklepie.
Jutro wysyłam chłopa po mleko, będzie twaróg, śmietanka i wyśmienita serwatka, na której, między innymi, piekę chleb :-)
A Ty Jolu, jak pożytkujesz serwatkę?
Inkwizycjo rozumiem...
OdpowiedzUsuńMaju jakże miło Cię gościć, pokój pod aniołami bardzo proszę, a na śniadanie kozi twarożek :)
Ila dziękuję..
Riannon drugi mi wyszedł i powiem, że jest pyszny, niech się schowają jogurty sklepowe. Robiłam tak jak piszesz, ale za pierwszym razem mleko było za gorące i bakterie się ugotowały :) jak Tomek pojedzie do Krakowa, kupi mi bakterie jogurtowe. Ja trzymałam ten jogurt od rana do wieczora pod kołdrą - może za krótko? Ale wyszedł. Serwatkę wylewem, bo nie wiedziałam jak ją spożytkować. Dzięki Riannon, czyli na serwatce mogę zrobić zakwas na chleb? Do tej pory robiłam go na kefirach z braku własnego kwaśnego mleka :)
Alez przecudnie jest tu, u Ciebie!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę własnego sera - życzę powodzenia!!!
Doro
Z serwatki możesz też zrobić ser albuminowy typu ricotta. Ma niesamowity smak, ale nie wszystkim smakuje. Absolutnie nieuczulający i łatwiej strawny od zwykłego twarogu. Serwatka jest również świetną, super wartościową paszą dla zwierzaków. U mnie uwielbiają ją psy i kury. Pewnie koty też byłyby zachwycone, tylko nie mam materiału ćwiczebnego.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
ale ja pytałam naprawdę , bo z tego co tu wyczytałam prowadzicie agroturystykę,
OdpowiedzUsuńpróbowałam szukać w internecie ale chyba nieudolnie bo bez efektu ;)
a ja naprawdę chciałabym zamieszkać w nim kiedyś na chwilę :)
czy możesz podać mi jakieś namiary ? pozdrawiam
Magdo, napiszę maila, bo mnie zaintrygowałaś :)
OdpowiedzUsuńMaju jak, to mówią "szewc bez butów chodzi" cały czas nie mamy strony internetowej, Tomek ją dłubie i dłubie, ciągle mu cos nie wychodzi, jesteśmy na allegro: Wakacje-Agroturystyka :)
Dzięki Doro :)
Jeżeli chodzi o agroturystykę, to też jest dla mnie nowe, dopiero od roku przyjmujemy gości i cały czas wszystkiego się uczę, ale musze się pochwalić, że mamy już małe grono zaprzyjaźnionych gości :)
OdpowiedzUsuńNajlepszym rozwiązaniem jest pozwolic Gali wypić serwatkę (kozy ją uwielbiają),to tak jak z kompostem w ogrodzie- oddajesz co zabrałaś.W serwatce pozostaje sporo witamin i mikro i makro elementów.Ale kolejny raz zabrzmi to jak wykład,a przecież my...
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że kiedyś uda mi się spróbować Twoich serków...
OdpowiedzUsuńa chlebek piekę 2 razy w tygodniu, niestety moje rosną w michach o wiele mniej urodziwych niż Twoje niecki...:-)
pozdrowionka Magda z Sielskich Klimatów (mój net wariuje i niestety nie mogę się zalogować)
O jej, nie wylewaj serwatki! Nie wiem, czy można zakwas do chleba na niej zrobić (spróbuj, najwyżej wywalisz, ale intuicyjnie uważam, że można), bo ja robię chleb na drożdżach. Zamiast wody dodaję serwatkę. Serwatkę też daję swoim psiakom do karmy, wspaniała sprawa, tyle witamin i mikroelementów, mają sierść błyszczącą jak złoto. Sama też ją piję. Zwierzętom gospodarskim też bym podawała, gdybym je miała. Można zrobić z serwatki wspaniały koktail miksując z nią owoce, lub sok czy konfiturę (goście Cię za to ozłocą :-). Można też zrobić ricottę, jak pisała M. ale z tym jest trochę roboty. "Ja produkuję" około 4 litrów serwatki tygodniowo, to akurat wystarczy na pieczenie chlebów, dla psiaków i dla mnie do picia.
OdpowiedzUsuńJa moje mleko do zakiszenia lub na jogurt trzymam w kuchni przy kominie. Daję mu minimum 2 dni na porządne przerobienie go przez bakterie. Zawsze wyjdzie :-)
Zoisu, Januszu, jaki wykład, dziękuję za dobre rady i na pewno dam Galusiu serwatkę, a Hrabiance też?
OdpowiedzUsuńiii, jak radzi Riannon sama spróbuję, a co, jak szaleć, to szaleć :)
OdpowiedzUsuńMagdo zapraszam :)
OdpowiedzUsuńO filmie "Pachnidło" opinię mam skrajnie negatywną. Ot, sugestywna i mieszająca w głowie opowieść o psychopacie, który morduje młode kobiety w obrzydliwy sposób, ze swojego wydumanego powodu. Chore.
OdpowiedzUsuńFilm pełen turpistycznego naturalizmu i obrzydliwości od pierwszych scen.
NIE POLECAM! W filmie szukam raczej pozytywnych wibracji i optymizmu. Dobrego samopoczucia. A tutaj paskudztwo pełne pseudointelektualnych dylematów.
Oglądnąłem, ulegając zachwytom, ochom i achom - po przemyśleniu - żałuję straconego czasu.
Jolu, jaki cudny serek wyprodukowałaś! Czy próbowałaś już podpuszczkowych? Tak już tęsknię za wędzeniem, pieczeniem, serami a czas i sprawy rodzinne nie pozwalają jeszcze, mama moja jest chora, wpadam na Pogórze z doskoku i muszę wracać. Jakie wspaniałe dary od babci Józi, chleb na zakwasie będzie super z takiej dzieżki, pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńGratulacje udanego sera,a Pachnidło-to jeden z moich ukochanych filmów.
OdpowiedzUsuńTakie czary mary
Co za piekny blog, jakie cudne zdjecia !!!Jak to mozliwe, ze dopiero teraz Ci znalazlam???? Ag
OdpowiedzUsuń