poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Jak to z Fidelem było..



Lato chyli się ku końcowi, do drzwi puka jesień, mam nadzieję, że będzie piękna i złota. Hrabianka rośnie w oczach i przybiera na wadze, czas jej za mąż iść, więc zaczęły się poszukiwania odpowiedniego partnera, jako, że Hrabianka ma błękitną krew w żyłach ;) nie było łatwo, oj nie. Ponieważ kiedyś powiedzieliśmy a, trzeba było powiedzieć b, a raczej meeee... Długo główkowaliśmy, co z tym fantem zrobić, czy zeswatać Hrabiankę z jakimś kozłem po sąsiedzku, czy konsekwentnie znaleźć dla niej partnera tej samej rasy. Ponieważ kóz tej rasy jest bardzo mało, więc wypożyczenie kozła nie wchodziło w grę. Jak zwykle z pomocą pośpieszył Pan Docent Sikora z Instytutu Zootechniki w Balicach, który zajmuje się odtwarzaniem rasy kozy karpackiej. Instytut posiada swoją Koziarnię w Odrzechowej i tam właśnie można zobaczyć śliczne kózki karpackie. Pan Sikora znalazł w Legnicy dwa kozły, jednego do Odrzechowej, a drugiego dla nas, a nie jest to takie proste, jakby się wydawać mogło, bowiem nie zawsze koza, czy kozioł wyglądający na karpackiego takowym jest, musi mieć zgodność wszystkich cech tej rasy.
Kiedy Pan Sikora zadzwonił, że znalazł dla nas kozła, klamka zapadła. Termin przybycia koziołka ustalony został na 26 lipca. W tym czasie był u nas nasz przyjaciel Piotr, który to w zamierzchłych czasach jakiś czas przebywał na Kubie, jak to usłyszał stwierdził, że to przecież rocznica rewolucji kubańskiej i nie może być inaczej, kozioł musi nosić imię Fidel i tak oto Piotr został Ojcem Chrzestnym Fidela i jego przybycie uczcili z Tomkiem dużymi kuflami piwa :)






Nie wiem, kto bardziej się bał, ja, czy Fidel. Przez pierwsze dni był nieufny, wycofywał się od wyciągniętej dłoni, a ja z duszą na ramieniu wchodziłam do jego zagrody, zastanawiając się, co też może mnie tam spotkać. To bardzo piękne zwierzę, z dużymi rogami, wygląda trochę jak konik polski kiedy biegnie z rozwianą grzywą. Teraz już jesteśmy w przyjaźni, ja się nie boję, Fidel nie uchyla się kiedy wyciągam do niego rękę, wręcz przeciwnie, bardzo lubi głaskanie i suchy chleb :)

 




















 





Nasze kózki przyjęły go bardzo dobrze, ale Hrabianka, jak to Hrabianka - ma charakterek od razu przyłożyła mu z roga, tupnęła kopytkami i wpakowała się do jego zagródki, pięknie wyglądają razem na łące jak biegną w oszalałym galopie. Na razie Fidel nie może paść się razem z nimi, musimy poczekać do października, żeby jak radziła Zosia i Janusz z Los alpaqueros, koźlęta nie urodziły się w środku zimy, a i Hrabianka musi jeszcze przybrać półtora kilograma, żeby była silna i gotowa na ciążę :) Tak więc póki co dziewczyny pasą się same, a Fidel obserwuje je kątem oka, wieczorami zabieram całe stado na spacer po Jaworzyńskich łąkach, wtedy brykają do woli i szukają najsmaczniejszych kąsków.

















































 
Jeszcze lato, a my musimy myśleć o zimie, o zabezpieczeniu siana dla naszych kóz, a i słoma też być musi, żeby było czym pościelić, ostatnia sobota upłynęła pod hasłem - ładowanie słomy do stodoły. Nasz sąsiad Mietek właśnie skończył żniwa i przywiózł nam świeżutką słomę, którą chłopcy jak Paweł i Gaweł ładowali do stodoły. Piotrek na dole, Tomek na górze, namachali się widłami ile wlezie :) szczególnie Piotrek, który stał na dole. Słoma w stodole, siano takowoż, jeszcze trzeba pościnać i nasuszyć brzozowych gałązek i pokrzyw, żeby w zimie kózki mogły je obgryzać jako rekompensatę za brak świeżej trawy. Jedno mnie tylko niepokoi okrutnie, że nasz Fidel jak przystało na capa, nie capi ani trochę, zastanawiamy się, czy aby nie wybrakowany jakiś :) A tak na poważnie, to czekam z niepokojem na to capienie i zastanawiam się, czy aby da się to wytrzymać? Chociaż wtajemniczeni mówią, że nawet jeśli, to kozła po zakończonej rui  trzeba wykąpać i capienie znika, do następnej. Czas pokaże, jak to z tym capieniem będzie, póki co Fidel pachnie raczej niż capi :) i już zadomowił się na dobre.


















Pewnego ranka, kiedy weszłam do koziarni Hrabianka zaczepnie zaglądała do zagródki Fidela i kręciła ogonkiem, pomyślałam, że ma dobry humor i wypuściłam kozy, żeby zaprowadzić je na łąkę, no i wtedy okazało się, co oznaczał ten dobry humor naszej Najjaśniejszej :)  zaczęła biegać za Fidelem i narzucać się mu w sposób bardzo niewyszukany, po prostu zaczęła się u niej ruja. Niewiele myśląc - kozy na pastwisko, a Fidela przeprowadziliśmy w inne miejsce, bliżej domu, nie zdążyliśmy jednak dojść do celu, a Hrabianka już była obok nas. Nie bacząc na elektrycznego pastucha, którego boi się jak ognia uciekła z łąki i pobiegła w ślad za ukochanym -no myślimy sobie, nie ma rady i tak dwa dni Hrabianka spędziła w koziarni na kwarantannie, pomekując żałosnie, a mnie serce kroiło się na kawałeczki, ale cóż począć - amory muszą poczekać. Po tym czasie wszystko wróciło do normy i próby zbliżenia się Fidela, kwituje rogami, będzie spokój na jakieś trzy tygodnie do następnej rui.
Jesień zbliża sie nieuchronnie, drzewa już zaczynają rudzieć, zwykle dzieje się tak w październiku, cóż jesień, jesień idzie.




To lato było dla mnie pracowite, goście przyjeżdżali i wyjeżdżali, tego lata poznałam wielu ciekawych ludzi, którzy przywieźli ze sobą do Jolinkowa przeróżne opowieści, teraz nadchodzi czas robienia przetworów na zimę i może w końcu uda mi się pójść na grzyby - tak bardzo to lubię.
Tak już na koniec tego posta, zadam Wam pytanie. Czy wiecie może co czyta ten anioł? I co ta lektura mogła spowodować? Jest to anioł zrobiony przez Emilkę pod moim skromnym okiem, moim zdaniem jest przepiękny i pojechał gdzieś tam w Polskę, jeszcze nie ma twarzy, ale na wszystko przyjdzie czas..





Ślę buziaki dla Was Wszystkich, takie pachnące dymem z ogniska :)
Tojav w komentarzu, słusznie zauważyła, że anioł nie może czytać, bo nie ma oczu, więc może inaczej - Co jest nie tak z tym aniołem?