wtorek, 28 czerwca 2011

Jest taki czas...

...tysiące myśli kłębi się w głowie, dzień goni noc, czas biegnie jak szalony i nie chce ani na chwilę zwolnić, sen za krótki..dzień za długi. Ach co to był za czas. Weselne przygotowania, ba jakie tam wesele, zaledwie przyjęcie na 50 osób, ale powiem Wam, że działo się, oj działo. Przez trzy dni i niemalże noce razem z moją siostrą Gosią i jej mężem mieszaliśmy w garach, Krzysiek ćwiartował połacie mięsiw wszelakich, z pieca żar buchał, a w garach bulgotały bigosy, galarety i sama jeszcze nie wiem co..
Czas nerwowy, pośpieszny, zapomniane kartki do spowiedzi i inne ważne dokumenty bez których ani rusz do ołtarza, ukąszona przez psa Mariki noga wuja, który z drugiego końca Polski przybył na wesele, przedłużający się remont budynku w którym owo miało się odbywać, znikający prąd, ufff...ale udało się, sama nie wiem jakim cudem doprowadzić wszystko do końca.



























































Wesele odbyło sie w zaprzyjaźnionej stadninie koni "Folwark Toporzysko" w otoczeniu pięknej beskidzkiej przyrody i zapachu siana ze stajni, a dzięki dziewczynom z kuchni goście do dzisiaj wspominają najlepszy żur jaki w życiu jedli. Nie myślcie, że na tym koniec, jeszcze nie czas odpocząć, w sobotę wesele trwało nadal w naszej chałupie, jako, że sąsiadów ugościć też należy. Tańcom i hulankom nie było końca, dopiero zaglądający do izby świt pożegnał biesiadników.






















Po trzech dniach i nocach pełnych gwaru, śmiechu i hulanek, życie powoli wróciło do normy, dom wysprzątany, przywitał wakacyjnych gości, kozy spragnione mojego towarzystwa pasą się na łące, a ja krzątam się w kuchni, czego efektem są nowe kozie przysmaki. Powolutku powstaje lista potraw z koziego mleka i tak mamy:
"Galusiową zupę"
"Przysmak Hrabianki"
Galusiowa zupa powstała na bazie serwatki, nauczyła mnie ją robić Maja, która jest teraz naszym gościem. Mówię Wam co to za zupa - niebo w gębie, od tej pory Galusiowa zupa będzie gościła na stole Jolinkowa i myślę, że każdy, kto jej spróbuje będzie długo pamiętał ten wyborny smak.
Pozdrawiam serdecznie Wszystkich zaglądających do Jolinkowa i bardzo dziękuję za maile i komentarze pod poprzednim postem, teraz zmykam czytać Wasze posty, bo zaległości mam duuże :)
..jest taki czas...


 




piątek, 10 czerwca 2011

Listonosze i kurierzy...


Oj wspinają się na naszą górę z mozołem i niosą paczki, paczuszki, prawie wszystko już jest, jeszcze tylko serwetki, które gdzieś tam w Polsce i uff...czas weselnych przygotowań, chciałabym żeby ten dzień był wyjątkowy, dlatego dużo wcześniej wymyśliłam, jak wszystko ma wyglądać. Alizze z Domu Artystycznego uszyła dla nas cudowne sztućcowniki, będzie trochę nietypowo: juta, bieżniki złamana biel, serwetki ecru i sama nie wiem, co mi jeszcze do głowy przyjdzie, bowiem ze mną jest tak, że pomysły często rodzą się na gorąco, a jeszcze trzeba będzie pobiegać po łąkach narwać kwiecia polnego ii.. sama już nie wiem... Chciałam pokazać Wam odrobinę moich przygotowań, chociaż fotograf ze mnie raczej marny i znikam, myślę, że na dłużej, trzymajcie kciuki, żeby wszystko wyszło :)










A od jutra przyjeżdża pomoc w postaci mojej siostry i do kuchni, chleby piec, bigosy  warzyć, kołacze szykować, spyrkę na smalec przetapiać i wiele, wiele innych kuchennych sprawek, a i syry robić :)