Dawno mnie było, wróciłam z długiej podróży, oczywiście dla mnie była ona niezwykle długa, bowiem od paru lat nie ruszałam się z Jaworzyn dalej niż 100 km. Co to się działo przed wyjazdem, pożegnania z Tomkiem, który przejął pieczę nad gospodarstwem, kózkami i psami, zaglądanie w każdy kąt chałupy, czy aby wszystko jest w porządku. Strasznie się tą podróżą denerwowałam, czułam się tak, jakbym wyjeżdżała co najmniej na inny kontynent. Moja serdeczna przyjaciółka wyprowadziła się na wiosnę w pomorskie, jako, że jej córeczka Blanka, a moja córka chrzestna kończyła 2 latka, a i stęskniłam się za Gosią, uradziliśmy z Tomkiem, że po prostu do nich pojadę. Jak uradziliśmy, tak zrobiliśmy i pewnego wieczoru wsiadłam w autobus, który ruszył w ciemną noc wioząc mnie prościuteńko do Chojnic, szkoda tylko, że nie mogłam zabrać moich kózek, śmialiśmy się z Tomkiem, że kierowca musiałby mieć dziwną minę, gdyby zobaczył na przystanku jakąś nawiedzoną babę z trzema kozami, a i Gosieńka byłaby szczęśliwa odbierając mnie na dworcu. Chciałabym pokazać Wam kawałek innego świata niż moje Jaworzyny, równie pięknego. Gdynia Orłowo, ten zakątek naszego wybrzeża zachwycił mnie.
Dobrze jest czasami wyjechać, by móc zatęsknić, a tęskniłam strasznie i po powrocie jakby na nowo, świeżym okiem spojrzałam na ten "mój koniec świata" i powiem to po raz setny chyba, nie zamieniłabym go na żaden inny, cisza dookoła wprost uderzyła mnie znienacka, zaskoczyła swą wszechogarniającą obecnością, zdziwiła, poczułam się jakbym usłyszała ją po raz pierwszy. Wszystko tu na mnie czekało, zamknięte w kokonie ciszy. Pierwsze kroki, prosto z podróży skierowałam oczywiście do koziarni, a tu Galusia na mój widok, uciekła przestraszona, dopiero po chwili dała się pogłaskać, ale już jest dobrze, wszystko wróciło na swoje miejsce.
Ale, ale, tak na prawdę nie o tym miał być ten post, wracam więc do tytułowego wątku, chciałam opowiedzieć Wam, co przytrafiło mi się pewnej wrześniowej niedzieli.
Siedziałam sobie na werandzie, Tomek pojechał do Krakowa, widzę, że drogą idą jacyś młodzi ludzie z małym chłopcem, ten widok nie zdziwił mnie ani trochę, ot turyści. Nagle słyszę głos dziewczyny, coraz bardziej podekscytowany.
-To jest ten dom, to jest ten dom!
Zapytałam więc, o co chodzi. Dziewczyna zbliżyła się do mnie i zapytała, czy w tym domu mieszkała może Aniela Śmietana, odpowiedziałam, że owszem mieszkała, a teraz my w nim mieszkamy. Od słowa do słowa, zaczęłyśmy rozmawiać, zaprosiłam całą gromadkę do chałupy. Dziewczyna weszła do kuchni i stanęła jak wryta, widziałam po jej minie, że jest głęboko poruszona, dopiero za chwilę zaczęła opowiadać.
Magda mieszkała z rodzicami na Mazurach, ale jej Dziadkowie mieszkali w Krakowie. Babcia Magdy prowadziła w okresie letnim schronisko w naszej szkole na Zawadce i dziewczynka co roku całe wakacje spędzała właśnie tutaj. Jej tata jest przewodnikiem górskim i zamiłowanym taternikiem. Razem z tatą przychodziła na Jaworzyny do mojej Anieli po mleko i twaróg, siadała na małym stołeczku i obserwowała jak Aniela krząta się po izbie. Zapytałam ją, jaka była Aniela, powiedziała, że na pozór szorstka, ale mimochodem podczas rozmowy, podchodziła do niej i zgrubiałą ręką głaskała ją po policzku.
Magda chodziła po chałupie jak w transie, nie mogła uwierzyć, że tak wiele w niej z przeszłości. W pewnym momencie, powiedziała.
-Nie lubię pani.
Trochę mnie to zaskoczyło, ale ze spokojem, zapytałam dlaczego. Okazało się, że zburzyłam jej marzenie.
Magda mieszka teraz ze swoim mężem i synkiem Tadziem w Krakowie, od dłuższego czasu marzy jej się dom, gdzieś na uboczu, z dala od zgiełku miasta, jeździła więc w różne zakątki w poszukiwaniu swojego marzenia. Tej niedzieli, a była to rocznica śmierci jej babci, postanowiła wybrać się śladami swojego dzieciństwa, odnaleźć dom Anieli i kupić go, niestety spóźniła się 11 lat.
Często zastanawiam się nad tym, jak dziwnie zaplatają się ludzkie losy, gdybym nie siedziała na werandzie, Magda przeszłaby obok, nigdy byśmy się nie poznały i nie polubiły, wiem, że jej dom, gdzieś tam na nią czeka, może jest na wyciągnięcie dłoni, czas pokaże. Nie minął tydzień, kiedy na progu znowu zobaczyłam Magdę, z jej przyjaciółką, dzierżyły w dłoniach wiadra pełne jeżyn, jako mała dziewczynka też je tu zbierała, jej oczy pełne były śmiechu, mimo, że poznałyśmy się zaledwie przed tygodniem obie czułyśmy jakbyśmy znały się lata.
W ostatnim mailu "wieści z miasta" Magda donosi, że właśnie skończyła 36 lat, tak więc urodzinowo, życzę Ci Magdo, żebyś odnalazła to swoje marzenie, a Wam za zgodą Magdy pokazuję kawałek magicznej Zawadki małej dziewczynki.
Teraz Tadzio odkrywa swoją Zawadkę, biegając dookoła domu, penetrując zakamarki obejścia, Mama prowadzi go ścieżkami swojego dzieciństwa i widać, że bardzo mu się to podoba.
Czas niespiesznie mija w Jolinkowie, dni coraz krótsze. Nasze kózki grubieją z dnia na dzień, codziennie zabieramy je na spacer, zawsze znajdą sobie kawałek listka, trawki, czy liści jeżyn i zadowolone wracają do siebie na sałatkę warzywną, którą dla nich przyrządzam, muszę pilnować żeby każda jadła swoje, bo inaczej dochodzi do burd i przepychanek. Święta zbliżają się wielkimi krokami, czas na suszenie pomarańczy i jabłek, pieczenie pierników, robienie świątecznych ozdób.
Ten wyjazd uświadomił mi jeszcze jedną rzecz, jestem tu z Wami niespełna rok, a wytworzyła się między nami nić sympati i wzajemnej uwagi. Dziękuję Wam serdecznie za maile i komentarze, w których pytacie, czy wszystko u nas w porządku, to wspaniałe uczucie wiedzieć, że gdzieś tam jesteście.
Chciałabym zaprosić Was na naszą stronę domową, którą wreszcie po dwóch latach udało się uruchomić, jak mawiają "szewc bez butów chodzi", tak więc i nasze gospodarstwo, które dwa lata temu stało się gospodarstwem agroturystycznym biegało sobie zupełnie na bosaka, ale już jesteśmy obuci http://www.jolinkowo.pl/
Chciałabym zaprosić Was na naszą stronę domową, którą wreszcie po dwóch latach udało się uruchomić, jak mawiają "szewc bez butów chodzi", tak więc i nasze gospodarstwo, które dwa lata temu stało się gospodarstwem agroturystycznym biegało sobie zupełnie na bosaka, ale już jesteśmy obuci http://www.jolinkowo.pl/
Jakie piękne są te wspomnienia z dzieciństwa. To one powodują, że w pewnych momentach, szczególnie na zakrętach życiowych, zachowujemy się my tak, a nie inaczej. Tysiące drobnych iskierek z przeszłości, których czasem nawet nie zauważamy.
OdpowiedzUsuńGratuluję Ci wyjazdu i jeszcze bardziej - powrotu. I życzę wielkiej radości ze wszystkiego, co masz.
Macie bardzo fajną stronę :)
OdpowiedzUsuńWyprawa super i zdjęcia z niej bardzo ładne :)
Pozdrawiamy Was :)))
Opowiedziałas kolejny raz piekną historię ... z przyjemnością przeczytałam :)
OdpowiedzUsuńZaraz zerkne na Waszą strone i może kiedyś zawitam w Wasze progi ..
A póki co ubolewam nieco ,że na swojej wielkiej wyprawie byłaś tak blisko mnie,a nie miałyśmy okazji się spotkać.
Sciskam Cię serdecznie
Jolu, Jolu, Jolu... w zasadzie miałam napisać coś innego ale koniec Twego posta sprawił, że napiszę to, co mi chodzi po głowie prawie codziennie. Ten blogowy świat, świat ludzi, którzy dzielą się swoim życiem, zaglądając również do domów innych ludzi, stał się też moim światem. I choć się nie znamy, to jednak mam za każdym razem wrażenie, że znamy się i to dość dobrze. Mimo iż nie mogę dzielić /jeszcze/ pewnych wspólnych tematów, to czuję całą sobą, że Twoje codzienne sprawy oraz sprawy ludzi wiodących podobny tryb życia do Twego, stają się poniekąd też i moje. Wiele się od Ciebie/od Was uczę... to cenne. Nawet nie wiesz jak bardzo. Za to bardzo Ci dziękuję. A historia Magdy jest mi też bliska i Ty już wiesz dlaczego... :-) a poza tym ona prawie moja rówieśnica i te fotki z dzieciństwa... ech...łza w oku. :-)
OdpowiedzUsuńPięknie opowiedziane, pozdrawiam ciepło i lecę na waszą stronę "domową" :)
OdpowiedzUsuńAch, Jolinko, nie uwierzysz, ale przed momentem pomyślałam o Tobie, tak mocno, zastanawiałam się, ile już czasu minęło, odkąd nic nie piszesz... A tu proszę ;-) Ja nie mogłam się jakoś zebrać do nowego posta, czas pędzi jak szalony, doba jest zbyt krótka...
OdpowiedzUsuńHistoria Magdy jest poruszająca, ale i piękna... tak czasami spóźniamy się po swoje szczęście, przegapiamy je... ale i tak wierzę, że gdzieś na każdego czeka jego miejsce, wymarzone...
Jolinko, bardzo wyczekuję Twoich koźlątek, tak prawie, jakby były moje ;-) chciałabym bardzo kózkę od Gali, może uda mi się Padre urobić (mam nadzieję, że tego nie czyta ;-)) bo na razie stawia jakiś dziwny opór ;-)
Ściskam Cię czule!
Jola ty mi podpadasz, za kazdym razem jak czytam twego posta, przelykam lzy, cudne te wspomnienia, tak bliskie czasowo mojego dziecinstwa :)
OdpowiedzUsuńOdwiedzilam wasza strone - oferte swietna
Jolu napisz mi prosze z jakim wyprzedzeniem czasowym trzeba u was rezerwowac pokoj?
no kurcze moja corka musi zobaczyc twoje kozki i posmakowac sera - ja zreszta tez hehe
buziaki :)
Jolu, nad morzem też pięknie wyglądasz!:)
OdpowiedzUsuńWiesz, ja też mam 36l, też Zawadkę i Białkę tak pamiętam:)
Piękna historia, pozdrawiam za Twoim pośrednictwem Magdę a Ciebie mocno ściskam:)
Jolu droga.Historia piękna i cudnie przez Ciebie opowiedziana. Każdy ma podobne wspomnienia ale nie każdy potrafi tak cudownie o nich opowiadać.Dziękuję Ci. Zdjęcia przepiękne. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie,dobrej nocy,Grzegorz. ;-)
OdpowiedzUsuńNo to niezłego skoku dokonałaś:)))Z jednego krańca kraju na drugi.Nie dziwi mnie absolutnie Twoja radość z powrotu do SWOJEGO azylu ciszy.Wszędzie dobrze ale.........
OdpowiedzUsuńWspaniale opowiedziane wspomnienia.Jak zwykle stworzyłaś cudowny klimat.
Piękne zdjęcia z Twojej wyprawy.
Ściskam i Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie z zamglonego Mazowsza:))))
11 lat temu, tamta Magda, nie była jeszcze gotowa na szukanie swojego domu. Teraz tę gotowość uzyskała (uzyskuje?) i na pewno znajdzie swoje miejsce. Tyle domów, tyle wspomnień, błaga o ratunek! Magda usłyszy ten głos. Twój dom na pewno jej nie wołał ...
OdpowiedzUsuńZnajomość z Tobą, a może nawet kiełkująca przyjaźń, może być dla niej wspaniałą nauką.
Wszystkiego dobrego Jolinko!
Witaj Jolinko, znowu ogromne wzruszenie po przeczytaniu Twojego posta. Twój kawałek świata mnie też jest szczególnie bliski. Oglądając zdjęcia z dzieciństwa Magdy, widzę swoje dzieci tez prawie 30 lat temu w Więciórce. Moi teściowie mieli tam kiedyś dom na wypady wekendowe z Krakowa.Teraz zostały piękne wspomnienia. Dziękuję Ci za te piękne wpisy.
OdpowiedzUsuńWasza strona klimatyczna.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i zapraszam na "Anioła w miasteczku" 10- 11 .XII
Ja niestety będę w innej części kraju.
Bogusia.
Rano czytałam, potem czytałam, teraz czytam, jestem pod wrażeniem tego wpisu, jak dziwnie plotą się losy ludzkie. Gdyby Was nie było 11 lat temu i nie kupilibyście tego domu, to może już by go nie było albo w ruinie, teraz Magda dojrzała do tego, żeby swój los związać z wsią, odnależć swoje miejsce, na pewno jej się uda, bo chce. A Ty, Jolu, pokazywałaś nie tak dawno domy, które czekają , może tam uda im się coś znależć? I zauważyłam, że rude warkoczyki pięknie komponują się z różnymi odcieniami niebieskości, pozdrawiam serdecznie, pa.
OdpowiedzUsuńNiesławo, no widzisz, byłam blisko, szkoda, bo jakby się rozejrzeć, to parę osób mogłam odwiedzić, problem polegał na tym, że nie miałam samochodu.
OdpowiedzUsuńInkwizycjo kochana, jeżeli ja te porody przeżyję, to będzie cud. Jeżeli tylko Padre się zgodzi i Gala urodzi dziewczynkę, masz ją w prezencie. Wiesz zastanawiam się, że po Galusi i Fidelu mogą wyjść bardzo ciekawe dzieci, mogą być umaszczone jak Gala i mieć długą sierść, albo mogą wyglądać jak tata, albo jak mama - sama czekam na nie z wielkim niepokojem i ciekawością.
Lambi, dziękuję, może kiedyś zajrzysz w te strony i ruszysz tropami dzieciństwa, to Ty młódka jesteś :)
Marleno, mam nadzieję, że na wiosnę się zobaczymy i poznamy, choć ja czuję jakbym Cię już znała i masz rację, łączy nas podobne postrzeganie świata i ludzi i to jest piękne, że możemy choćby wirtualnie wspierać się nawzajem - więc niech żyje internet i blogi za którymi kryją się wrażliwi ludzie :)
Tak Magdo, masz rację, 11 lat temu Magda myślała zupełnie inaczej, ja też wiem, że znajdzie swój dom, może będziemy sąsiadkami, bardzo bym chciała, bo polubiłam Tadzia, Mariusza jej męża i samą Magdę oczywiście, już się cieszę, że dane nam było się poznać.
Mamon kuruj kręgosłup i nie przeciążaj go zbytnio, zapraszam o każdej porze roku, co się odwlecze, to nie uciecze.
Neilii, byłoby super Was poznać i gościć w naszym domu, trudno mi powiedzieć z jakim wyprzedzeniem trzeba rezerwować, to zalezy od pory roku, jako, że mamy tylko dwa pokoje dla Gości w wakacje, ferie, długie weekendy, miejsc nie ma na długo zanim nastąpią.
Bogusiu, oczywiście, że będę na Aniołach, mało tego, mam zamniar napisać posta, bo to piękne dni w Lanckoronie, dziękuję bardzo za odwiedziny. Więciurka jest za naszą górą, można do niej dojść przez las, przyjemny spacer, lubię taką kapliczkę w polach na Więciórce, na szlaku na Koskową Górę.
Marysiu, jeździmy tu i tam, szukamy, co z tego wyjdzie-zobaczymy, o włos Magda byłaby moją najbliższą sasiadką i dziękuję za komplementy, lubię niebieski :)
Z wielkim zaciekawieniem przeczytałam Twoje słowa:) wspaniała historia i ja wierzę, że każdy z nas ma gdzieś to swoje miejsce na ziemi...życzę Magdzie, żeby je znalazła!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Jolinko, oczywiście że przeżyjesz, i Ty i kózki - to MA BYĆ bułka z masłem, trzymam kciuki! Padre urabiam, już zaglądał jak tam do Was dojechać ;-) jestem pełna nadziei, a kiedy spodziewasz się rozwiązania?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJak nad morze to tylko jesienią! Nie będziemy powtarzać tego co mówią wszystkie komentarze, że śliczny post, bo u Ciebie WSZYSTKO jest śliczne. Niezwykła historia z tą Magdą. I chyba znana nam wszystkim. Szukanie Domu - Gniazda to wyprawa, gdzie baśń splata się w jeden warkocz, z przaśną rzeczywistością. Trzymamy kciuki.
OdpowiedzUsuńFajnie móc znów zajrzeć do Ciebie.
Cium.
Z rozrzewnieniem spojrzałam na fotki znad morza- nie byłam tam kilkanaście lat, a zawsze nasz Bałtyk uwielbiałam. Czasem trzeba na chwilę oderwać się od swojego życia, aby bardziej docenić to, co sobie stworzyliśmy.
OdpowiedzUsuńGratuluje strony- piękna i przejrzysta. Pozdrawiam serdecznie :-)
Inkwizycjo, spodziewamy się w lutym, jako, że u Gali ruje były mało wyraziste, więc tylko podejrzewamy początek lutego, ale byłoby super, trzymajmy kciuki, żeby były dziewczyny :)
OdpowiedzUsuńOla dziękuje w imieniu Magdy, wiesz, mnie tu ciągle spotykają jakieś niesamowite historie, a niby mieszkam tak troszkę na odludziu :) mam teorię, że to miejsce jest magiczne i przyciąga samych niesamowitych ludzi :)
Go i Rado dzięki wielkie.
Riannon, ja też lubię morze i nie byłam tam lata całe i znowu nie prędko pojadę, stronę wreszcie udało się Tomkowi sklecić, jeszcze trzeba ją troszeczkę udoskonalić, ale najważniejsze, że jest.
Witaj Jolu
OdpowiedzUsuńNie skusiłam się na żadną, chociaż miałam wielką ochotę. Tak jak Ty chyba kupię na wiosnę. Wydawało mi się że mam ogromny zapas siana ale moje dziewczyny tak dużo wcinają że obawiam się kryzysu "sianowego" ;) dlatego postanowiłam się wstrzymać. Docelowo mam w zamiarze trzymać 5 kózek mlecznych. Rozsmakowliśmy się w serach :)
A Madzia na pewno znajdzie swój wymarzony dom, jestem o tym przekonana.
Na Waszej stronce byłam, jak patrzę na te wspaniałe "ludowe antyki" to mnie zazdrość zżera. Mam też co nieco, ale Wasza kolekcja jest imponująca ... i ten klimat ... coś pięknego.
Pozdrawiam serdecznie
Ps. Ja jeżdżę na łyżwach, przynajmniej tak myślałam. Teraz jak patrzę na to co wyprawia mój synek to mi się wydaje że wcale nie umiem ;)
Wiesz my też rozsmakowaliśmy się w serach i mleczku, a co do antyków, to są to po prostu raczej stare graty, ale bardzo je lubię i ciągle wyszukuję coś nowego :)
OdpowiedzUsuńwsoaniałe miejsca pokazujesz :)
OdpowiedzUsuńJola,jak Ja Cię lubię! naprawdę dawno Cię nie było...zaglądałam i zaglądałam,a tu nic i nic...dobrze że wróciłaś.Tak lubię czytać co napiszesz,to terapia na życie.Dzięki za to!
OdpowiedzUsuńMieszkaniec dzięki
OdpowiedzUsuńAnonimowy, jak miło słyszeć takie słowa, często zastanawiam się, jak wyglądałoby zderzenie wirtualności z rzeczywistością, czy też byś mnie lubiła, gdybyśmy poznały się w realu. Mam nadzieję, że tak i że wyobrażenie jakie ludzie tworzą sobie o mojej osobie za pośrednictwem bloga, nie rozmija się z rzeczywistością. Myślę, że z czasem dowiem się tego.
A ja z mojego Gdańska niemal co dzień zaglądam do Jolinkowa . Kto by pomyślał . Teraz mogę spacerować w Orłowie po Pani śladach. Jak miło. Pozdrawiam ciepło z deszczowej Oliwy. Małgorzata
OdpowiedzUsuńsuper blog i piękne widoki na prawdę cudne:)))
OdpowiedzUsuńPiękny post Jolu. Cudne zdjęcia znad morza. Piękne spotkanie z Magdą. Jaki ten nasz świat mały jest. Prawda? A te Twoje kózki pokochaliśmy z moim Jankiem już dawno. Jaś nie może się doczekać na małe. Ale ja mam "przechlapane", bo co jakiś czas jęczy, że najbardziej to on by chciał mieć kozę. I odgraża się, że jak będzie duży (12l.) to sobie na pewno chociaż jedną kupi.:)) Pozdrawiamy cieplutko. Ania:)
OdpowiedzUsuńLosy ludzkie czasem bardzo pięknie się przeplatają. Serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJolu, zaglądam już chyba z piaty raz...czytam, oglądam, czytam...fajnie, że chociaż na parę dni oddaliłaś się od swojego "gniazda", mogłaś przeżyć uczucie tęsknoty za nim, a takie uczucia też są potrzebne, wtedy jakby z boku można spojrzeć na swoje życie! Cudne zdjęcia z nad morza. Świat niby taki duży a jednak mały! Spotkanie z Magdą i jej rodziną bardzo sympatyczne:)
OdpowiedzUsuńByłam na Waszej stronie, fajna! Pozdrawiam cieplutko w tak bardzo pochmurny i deszczowy dzień:))) Czy u Was jest już puchato i biało?
Małgorzato, proszę - żadna ze mnie pani, Jola i już, dziękuję za odwiedziny, morze jest cudne, bardzo je lubię, a Oliwa :)
OdpowiedzUsuńAniu, wiesz nie dziwię się Jankowi, ja wcześniej nie znałam kózek, a teraz jestem zakochana w tych zwierzętach, bywają uparte i kapryśne, jak np. Hrabianka, która imię naprawdę ma trafione w dziesiątkę, ale są kochane i lubią się głaskać i przytulać, tak, że za parę lat będzie kózka :)ano i sery pyszne i mleko takowoż :)
Ewuniu, tak masz rację, ja tak dawno się stąd nie ruszałam, że zapomniałam już jak świat wygląda, tęskniłam, ale też odpoczęłam od codzienności. Niestety nie jest ani pouchato, ani biało, dzisiaj wiał halny, wiał to mało powiedziane, duło, aż chałupka trzeszczała, teraz zrobiło się zimniej, zawsze halny oznacza zmianę pogody, więc może lada dzień nas pobieli :)
No i mamy, właśnie wyjrzałam na dwór sypie śnieg, już robi się biało :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie przed chwilką trafiłam tu włócząc się w sieci od bloga do bloga i...
OdpowiedzUsuń1.pięknie tu
2.ja z Gdańska, wiec miło,że po sąsiedzku gościłaś w Gdyni
3.ładna opowieść i ładnie napisana
4.będę zaglądać częściej!
Pozdrawiam z mokrego dzisiaj Gdańska!
Już Mikołaj grzeje sanie, czego pragniesz niech się stanie.
OdpowiedzUsuńKażde z marzeń skrytych w głębi Święty Dziadek może spełnić, a gdy Mikołaj Cię ominie zrób na wieczór smutną minę bo to obowiązek Świętych by przynosić nam prezenty . Gdy pierwsza gwiazdka błyśnie na niebie Święty Mikołaj przyjdzie do Ciebie, a potem odleci i skryje go mrok lecz się nie martw - wróci za rok.
Uwielbiam wybrzeże klifowe - zakochałam się w takim w Poddąbiu - cudne :)
OdpowiedzUsuńA zatem Jolu . Nie dojechaliśmy do Was w tym roku z naszej Oliwy ale w to lato na pewno .
OdpowiedzUsuńJuż ja mojego rozpracuję w tą zimę chociaż z wiekiem coraz większy z niego leniuch .
Pozdrawiam
Małgorzata
Szanaja, witaj w naszych skromnych progach.
OdpowiedzUsuńMagmark, nie byłam tam nigdy, trzeba to nadrobić :)
Anonimowy rozpracowuj i w takim razie do zobaczenia :)
Jolu zdjęcia jak zwykle piękne;-)))))
OdpowiedzUsuńale strona internetowa jest bajerancka;-)(czyli po mojemu ODLOTOWA). Widzę że Tomek się spisał na medal;-)))))
Ukłony dla Tomeczka
Danka
Pięknie tu.
OdpowiedzUsuń