Jak wiecie czas jakiś - to znaczy 20 lat mieszkałam w Krakowie, moje życie płynęło sobie spokojnie między pracą, domem, zakupami i tym wszystkim, co się miejskie zowie. Było to życie raczej statyczne i konsumpcyjne. Wygodnie i czysto, szum telewizora co wieczór, czasami jakieś kino - ot, normalka. Płynęło sobie na fali odwilży, wielkich interesów, sklepów, niezliczonej ilości towarów kuszących swoim nowoczesnym wyglądem i tak rok za rokiem, człowiek chciał więcej i więcej, no bo to przecież meble trzeba zmienić, w sklepach tyle modnych ciuchów, do których wzdychałam nieustannie i co rusz kupowałam nowe - no bo przecież trzeba być na topie i tak dalej i tak dalej..
Zanim się spostrzegłam, byłam w szponach mody, układów, tego co wypada, a co nie, u kogo warto bywać, a kogo zbywać. Modna fryzura, makijaż, eleganckie buty i wydawało mi się, że jestem szczęśliwa. Gdzieś obok mnie był inny świat, widziałam go zza uchylonych drzwi, dobiegały mnie jego odgłosy, wiedziałam, że jest i to mi wystarczało, nie pragnęłam go poznać, dotknąć - miałam swój..
Nie będę się powtarzać, bo już wiecie, co spowodowało, że to się zmieniło, w każdym razie dopiero wtedy, gdy odważyłam się otworzyć uchylone drzwi, zobaczyłam coś, co mnie zauroczyło bez reszty, niczym szczeniak rzuciłam się w objęcia tego nieznanego, przekroczyłam próg do innego świata i zrozumiałam, że to, co wydawało mi się szczęściem było raczej złudzeniem.
Tak w ogóle, jak o tym teraz myślę, to moje życie można podzielić na równe trzy etapy: do 20 roku życia mieszkałam w małym miasteczku w świętokrzyskim, kolejne 20, to Kraków i dokładnie w roku 2000 - Jaworzyny. Przez 40 lat szukałam mojego miejsca na ziemi i w końcu go znalazłam, udało mi się wysiąść z tego pociągu, który wciąż przyśpieszał i gnał i gnał. Dokąd? Po co? Ano za lepszym samochodem, modniejszym ciuchem, kosmetykiem, tym wszystkim, czym karmią nas reklamy, wmawiając nam, że bez tego nie możemy żyć, a my, po prostu zaczynamy w to wierzyć. Przyśpieszamy coraz bardziej i bardziej, goniąc ten niedościgniony ideał posiadania, płacąc za to najwyższą cenę. Nie mamy czasu dla własnych dzieci, rodziny, ba nie mamy czasu dla siebie, młodzieńcze marzenia już dawno pokryła warstwa kurzu, nasze ideały gdzieś się ulotniły, a my udajemy, że jest OK. Smutne to bardzo..
Wielkie korporacje, które wysysają z nas ostatnie krople potu, płacą i owszem, nawet dużo, ale co z tego skoro nie mamy ani czasu, ani siły, żeby te pieniądze wydać i powoli stajemy się zgorzkniali, starzy i smutni siedząc przed najdroższą plazmą w skórzanym fotelu.
Nie chcę tak żyć, świadomie zrezygnowałam z wielu "dobrodziejstw" tego świata, nie mam modnych ciuchów, ani nie wyjeżdżam na Kanary i nie jeżdżę najnowszym modelem mercedesa i wiecie co, teraz wiem, że jest mi to zupełnie zbędne. Mam za to rosę o pranku, góry za oknem, niebo rozgwieżdżone tak, że oczy oderwać trudno, a w letnie wieczory prywatne koncerty świerszczy. Nie myślcie, że się wymądrzam i chcę Wam mówić, jak macie żyć, każdy z nas jest inny, każdy ma własny świat, ja tylko podpowiadam, żebyście czasami zatrzymali się w tym biegu i pomyśleli o sobie.
Najbardziej żal mi dzieci, które dziwią się: że po jagody do pierogów idzie się do lasu, że pierogi lepi się w domu - a nie kupuje w sklepie, a śmietanę do owych pierogów przynosi się w słoiczku od gospodyni.
Bardzo wzruszające było dla mnie to, jak chłopiec który zjeździł pół świata, widział tyle, ile ja do końca życia nie zobaczę, siedząc w mojej wiejskiej kuchni z umorusaną buzią i rękoma zanurzonymi w cieście piernikowym, powiedział, że jest to jego najlepszy wyjazd - i czego chcieć więcej?
Wystarczyło lekko popchnąć uchylone drzwi, a za nimi czekało na mnie inne życie..
Nie myślcie, że taki ze mnie sportowiec, po prostu zaczęłam próbować tego, czego dotąd nie znałam i muszę powiedzieć, że podoba mi się to bardziej niż zwiedzanie galerii handlowych. Nigdy wcześniej nie jeździłam na nartach, po prostu uważałam, że to nie dla mnie. O jakże się myliłam, odkrycie nart biegowo-zjazdowych (back country) zmieniło moje nastawienie. Mówię Wam, jest to niesamowite uczucie, tylko ja i las, dziewiczy śnieg i ośnieżone drzewa, cisza i piękne widoki. Podejścia są czasami ciężkie, ale nagrodą jest powrót, narty same niosą w dół, a wiatr rozwiewa warkoczyki :)) Piękna sprawa.
Moim ostatnim osiągnięciem, z którego jestem niesamowicie dumna jest wyjście na Stare Wierchy i Turbacz tydzień temu. Przyznam szczerze, że z tym Turbaczem, to było strasznie ciężko, kilka razy chciałam się poddać, ale nie dałam za wygraną, a widoki jakie zobaczyłam ze szczytu wynagrodziły mi cały trud podejścia, no i ten powrót:)) mówię Wam bajka!!!
Jeszcze nigdy naleśniki nie smakowały mi tak, jak te na Starych Wierchach :))
Będę się z wami powolutku żegnała, teraz zniknę na dłużej, bo goście jadą, to i czasu na pisanie bloga nie będzie. Życzę Wam miłego wieczoru, i tak na dobranoc parę zdjęć z chałupy.
Bardzo piękne słowa! W ogóle piękny post!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Oj, oj, jak pięknie. Z Ciebie prawdziwie mocna kobieta. Masz rację, że trzeba odważnie otwierać drzwi i nie bać się podążać za głosem przeznaczenia. Piękne jest to co przed nami. Wracaj jak najprędzej.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że uchyliłaś te drzwi...;-)
OdpowiedzUsuńJa już dawno wysiadłam z tego pociągu, kiedy urodziła się moja córka, wtedy zrozumiałam, co jest w życiu najważniejsze. Potem wyprowadzka na wieś, szkoła życia, ale i nowe doznania, zachwyt, gwiazdy na niebie i rosa na własnej trawie ;-)
Ale nasze prawdziwe miejsce na ziem - takie "nasze Jaworzyny" - wciąż na nas czeka...
Pocieszyłaś mnie dzisiaj trochę, bo czasami martwię się, że na takie plany jesteśmy... za starzy ;-)
Udanego pobytu gościom i Tobie życzę!
Ściskam czule ;-)
Jestem pod tak wielkim wrażeniem Twoich słów... myślę,że z mojej strony tylko cisza coś będzie znaczyła...
OdpowiedzUsuńJolu... ja jeszcze pedze tym pociagiem.. ale wiem kiedy wysiade, jeszcze 7 lat. Szukalam swojego miejsca na ziemi.. w obcym swiecie nie znalazlam.. tymczasowe kilkanascie lat tylko, ale nie DOM! W Polsce jest moj dom.. ( fizycznie jeszcze nie stoi..ale bedzie :) ).. moje miejsce na ziemskim padole tam wlasnie jest. Zazdroszcze Ci bardzo odwiagi i podziwiam..oraz dziekuje, bo takie osoby jak Ty, sa przykladem na to, ze marzenia sa do spelnienia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jolu miła, bardzo mądre słowa płyną z tego wpisu, trzeba mieć w sobie nie lada siłę, żeby wyskoczyć z tego pociągu mknącego coraz szybciej. Bardzo podziwiam ludzi, którzy rezygnują z "dobrodziejstw" tego świata, szukają swego miejsca w ciszy, z dala od wielkomiejskiego zgiełku. Dziwią się ludzie nam, jak możecie w taką dzicz, krzaki, gdzie nie ma ludzi? można i to bardzo. Zauważyłaś, Jolu, że po wieczornym koncercie świerszczy następuje wielka cisza, jak nożem uciął, aż dzwoni w uszach? A poranne koncerty ptaków, zaczynające się o pierwszym brzasku? Czasami słyszę zza trzeciej góry modlitwy braci zakonnych z klasztoru na górze kalwaryjskiej, przy wschodnim wiaterku. Trwam w zachwycie nad cudnością tego świata, boję się, że zabraknie mi czasu, aby dotknąć tego wszystkiego, w zeszłym roku odkryłam urodę Sudetów, Pienin, u nas jest tak pięknie. Twoje zdjęcia oddają bez reszty to piękno, i natury, i Twojego domu, i ...... wszystkiego. Będę czekać z utęsknieniem na kolejne wpisy, pozdrawiam serdecznie i ciepło Maria z Pogórza Przemyskiego
OdpowiedzUsuńP.S. Zakupiłam sobie gumiaczki w kwiaty, żebym pasowała do wiosny, która już się skrada za opłotkami, pa.
Zgadzam się z każdym słowem i także z tym, ze do wszystkiego trzeba dojrzeć, albo musi się wydarzyć coś takiego co zmusi nas do otworzenie tych drzwi do innego świata, który jest na wyciągnięcie reki, a jednak daleko.
OdpowiedzUsuńSerdeczności przesyłam
Anula z Chaty pod Wiatrakami
Uwielbiam czytać Twoje posty! Ja też kilka lat temu zamieniłam miasto na wieś, co prawda nie w górach ale nad pięknymi jeziorami i nie żałuje ani jednego dnia spedzonego tutaj, ba...żyję tu pełną piersią!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię cieplutko życząc miłego tygodnia!:)
Pięknie napisane. Podobnie nam w duszy gra, więc i czytać miło.
OdpowiedzUsuńPoza tym podziwiamy i widoki i wnętyrza, bo to też właśnie "nasza bajka".
Świat chyba po to jest okrągły, by dla każdego wystarczyło i pępków i końców świata :-D
Pzdr.
Go i Rado
Jolu pod wieloma względami czujemy podobnie! Od zawsze jestem niemodna... Podczas nauki (wieki temu) w liceum, postanowiłam, że nigdy nie wezmę udziału w żadnym konkursie. Propozycji było wiele. Udało się! Nie ścigałam się z nikim, o nic. Korporacje - brzmi przerażająco. Jestem mocno związana ze światem sztuki, ale niestety tu też wkradają się różne zawirowania. Cieszę się ogromnie, że znalazłaś swoje miejsce. Lubię naturę, wieś, ale miasto też jest mi bliskie. " Człowiek wie z którego portu wyszedł, ale nie wie w którym stanie" Słońca i radości!
OdpowiedzUsuńDo pisania tego komentarza zbierałam się bardzo długo ... musiałam mieć nastrój i spokojną chwilę żeby sklecić tych parę słów :)
OdpowiedzUsuńMoże zacznę od tego że zdjęcia Waszego domostwa są po prostu przepiękne. Moje klimaty, dosłownie napatrzeć się nie mogę jak to wszystko pięknie urządziliście. Muszyńskie muzeum przy Waszych wnętrzach to marna namiastka. Tak, tak i nie zajmuję się w tej chwili żadnym lizusostwem ;)
Kiedy my tą naszą chatkę w końcu na poważnie zaczniemy remontować ? ... ech ...
Wiem tez że wiele osób nie lubi tego typu wnętrz. Nawet w naszym domu niektóre osoby się dziwią że mamy pełno zepsutych, podniszczonych sprzętów a na skornikowaną podłogę radzili położyć panele ;)
Dobrze to tyle o domu.
Twój post bardzo mnie poruszył bo widzę wiele podobieństwa z Twojego życia do mojego.
Z tym że ja bardzo długo się wahałam czy zamieszkać w domku na górce. Po przeprowadzce tutaj wiele nocy przepłakałam. Zostałam sama w ruince, chłop pojechał za chlebem. Najgorsze były noce kiedy wydawało mi się że ktoś wkoło chałupki krąży. Nie było mowy żebym po zmroku drzwi uchyliła. Zresztą czuję że wiesz o czym piszę.
Po dwóch latach już się nie boję - no prawie ;)
Pierwszy rok zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam że przenieśliśmy się tutaj. Denerwowały mnie niewygody, zimno, problemy z dojazdem.
Chyba nawet chciałam wracać do miasta.
Dziś nie zamieniłabym już tego swojego życia na miejskie wygody. Chyba również znalazłam swoje miejsce.
Chociaż muszę Ci się przyznać że czasami mam chęć założyć przysłowiowe szpilki i wyskoczyć z koleżankami na "miasto" ;)
Nie mam tutaj koleżanek, ani jednej, ale okazuje się że nie są mi one wcale potrzebne.
Wystarczy otworzyć drzwi, siąść na schodkach chatki o świcie z kubkiem gorącej kawy, patrzeć, oddychać, mysleć, istnieć ... to jest dopiero życie !!!
pozdrawiam cieplutko
Jeszcze zapomniałam. Twój warsztat pracy podobny do mojego. Lubiłam lepić te cudaki ;)
OdpowiedzUsuńU mnie były jeszcze wykałaczki, druciki i wyciskarka do czosnku na włosy.
Chyba jutro coś ulepię - nabrałam ochoty :)
Jolu,ja to nazywam życiem na uboczu XXI wieku .I cieszę, jak i TY się ,że mogę tego doświadczać :)
OdpowiedzUsuńMiło się do Was zagląda - stworzyliście prawdziwy DOM Z DUSZĄ .Jeden z piękniejszych. Widać szacunek i miłość do starych przedmiotów, radość obcowania w tak pięknym miejscu .
pozdrawiam Jola (też) Z Innej Bajki :)
Inkwizycjo - za stara, nigdy, znajdziesz swoje miejsce na ziemi, na to nigdy nie jest się za starym. Wiesz na dole w Tokarni mieszka taki pan ma 70 lat i jest po zawale, w letnie poranki, godzina 6 rano, jak rozmawiam z moimi kwiatkami, On jest już na Jaworzynach - mówi, że ćwiczy formę, kocha góry schodził Tatry i nie tylko, był w Himalajach - jest niesamowity :))
OdpowiedzUsuńEstero miła masz rację - ja wychodząc z mojego portu nigdy bym się nie spodziewała gdzie zakotwiczę :)
Koza-bardzo dużo nas łączy, co prawda ja nigdy nie chciałam uciekać do miasta, Tomek na początku tęsknił, często jeździł do Krakowa, zauważyłam, że teraz jak jedzie, chce szybko wracać do domu, wsiąkł powolutku tak jak ja, oczywiście bywamy w Krakowie, wpadamy do empiku po jakąś książkę, czasami do teatru, czy kina. Jak to nie masz koleżanek a my to co?? A tak poważnie ja też nie mam tu takiej bliskiej przyjaciółki, ale nasi znajomi wpadają do nas, a poza tym Jaworzyny są wyjątkowe - tu ludzie są życzliwi i bardzo przyjaźni, traktują mnie już jak swoją. Poza tym, tu większość domów - to letnie domy Krakusów, tylko dwie chałupy zamieszkują rodowici Jaworzanie - no i teraz ja :)Chałup jest w sumie 10. Dobrze znam samotne noce w mojej chałupie, noc dookoła i tylko w oddali szczekanie psów - teraz oswoiłam już wszystkie odgłosy i szepty nocnych gości, ale na początku nie było fajnie. Nie wiem, jakbym przetrwała bez moich psów, one towarzyszą mi wszędzie i noce nie są już samotne. Jeżeli kupiłaś Bolusia, to już nic nie może Ci być straszne i tak trzymaj i pij kawę o poranku i bądź szczęśliwa :))
Pani Mario czuje, że miałybyśmy o czym rozmawiać i te rozmowy byłyby wiecznie niedokończone..
Ila - dziękuję, tych opowieści nazbierało się trochę przez te 10 lat, więc mam nadzieję, że Was nie zanudzę.
Dziękuję Wszystkim za odwiedziny i komentarze - są one dla mnie bardzo ważne.
Basiu, uważaj i nie przegap swojego przystanku, bo później może być trudno wyskakiwać w pełnym biegu, życzę Ci dużo siły i tego wymarzonego domu w Polsce.
OdpowiedzUsuńJolu, dziekuje Ci... Nie przegapie, nie tym razem ( 12 lat temu bylam blisko przystanku,zatrzymalam sie, ale nie wysiadlam..)Jesli bym mogla, to juz dzis jestem w Polsce, ale mam dwoje dzieci. Starszy syn konczy studia w maju, mlodszy w 2012 liceum i pojdzie na studia... moje dzieci sa jedynym ( kochanym) 'powodem' tego, ze tutaj nadal mieszkam... Wiem ze nie bede mogla ich zabrac ze soba ( to bedzie okropne), oni juz tutaj zostana, bo to ich kraj. Poki co, musze ich wychowac, pomoc..byc.
OdpowiedzUsuńMoze dobrze ze tak kazdy dzien przecieka mi przez palce... tak szybciutko... mlodszy syn skonczy studia i wtedy ja wracam DO DOMU ! Beda obaj dorosli, wyksztalceni... poradza sobie...
Marzy mi sie domek .. dlatego w czerwcu lecimy do Polski, kupic kawalek ziemi.. zeby ten domek marzen moich ( meza tez) zaczac budowac.
Jolu, chce Ci jeszcze powiedziec ze... Wasza chata jest przecudna !
Pozdrawiam cieplutko :)
Witaj Jolu, piękne i mądre słowa. Tylko kiedy wysiąść z tego pociągu...? Też stoję przed tym dylematem. Kiedy mój pierwszy syncio skończył pół roku, wróciłam do pracy (teraz ma prawie 5), po porodzie drugiego syncia pozostałam na wychowawczym i trwam tak dalej gdyż moja córcia kończy właśnie 9 miesięcy. Moja przyjaciółka ciągle nie dowierza temu co się u mnie dzieje. Nigdy nie podejrzewała mnie o trójkę dzieciaczków, o to że zrezygnuję z pracy właśnie w korporacji. Szczerze mówiąc sama sobie kiedyś tego nie wyobrażałam. Ale strach przed tym, że "przegapię" najpiękniejsze chwile pozwolił podjąć decyzję. Nie znaczy to, że całkowicie chcę się "wyłączyć". Jak tylko zbyt długo siedzę na miejscu nosi mnie okropnie. W każdym razie teraz przytulam moje pociechy i myślę co zrobić dalej z moim (naszym) życiem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię gorąco! I miłych chwil z gośćmi życzę:-)
znam smak takich naleśników i wiem jak bardzo warto powalczyć z sobą aby do nich dotrzeć ... do takiego punktu w swoim życiu też warto dotrzeć i cieszę się, że trafiłam ... przeczytałam i uwierzyłam, że to a jakże możliwe ... piękny zakątek ... mnóstwo dobrej energii a te widoki ... wspaniale :)
OdpowiedzUsuńJolu doskonale wiem o czym piszesz....Ja wprawdzie swoje miejsce na ziemi znalazłam o rzut kamieniem od miasta, ale za to w jakim cudnym zakątku!!!! Aż się wierzyć nie chce, ze za zakrętem kamienistej drogi zaczyna się asfalt!Wprawdzie decyzja o uwolnieniu się z kieratu zapadła po ucieczce z miasta, ale stało się! Bardzo się cieszę , że znalazłam miejsce, do którego będę się chronić, gdy dopadną mnie "straszne szepty" .... Bo ja czasem boję się, że postąpiłam samolubnie dokonując takiego wyboru mając na utrzymaniu czwórkę dzieci i kredyt do spłacenia... I dziś te strachy sobie poszły!!!! DZiękuję Ci, że jesteś!
OdpowiedzUsuńWitaj Jolu :) Pięknie to wszystko opisałaś a te krajobrazy....bajka. Na chwilę mogłam powrócić tam po 10 latach. Pozdrawiam Ewa z Końskich-:)))
OdpowiedzUsuńJak pięknie piszesz o swoim życiu. A ja mieszczuch marzę o życiu takim jak Twoje i czekam tylko na okazję aby ziścić moje marzenie.
OdpowiedzUsuńPrzepiękna chałupa :))) Czytam sobie od początku... pięknie piszesz i masz rację, ten pęd, pośpiech jest sztuczny i koszmarny. A snopków już dawno nie widziałam... mam do nich sentyment bo w młodości wiązałam i układałam... :))))
OdpowiedzUsuń