Zima w górach Bywa łagodna jak baranek, piękna jak panna młoda, groźna niczym rozjuszona bestia i kapryśna jak dziecko. Oj dały nam te pierwsze zimy ostro w kość. Były to czasy przyjazdów weekendowych, z Krakowa jechaliśmy naszym osobowym samochodem, który zostawialiśmy na dole, po czym plecaki załadowane jedzeniem na plecy i hajda pod górę. Droga do naszej chałupy wiedzie 2 km przez las, wiało, lało kidało śniegiem, nic to, trzeba było iść. Przyznam, że dla mnie, wtedy jeszcze mieszczucha, była to droga przez mękę: dyszałam, sapałam, płuca przewieszone przez ramię, ale szłam - oj gnało mnie do tej mojej chałupy, gnało..Kiedy człek zmarznięty na kość, czasami mokry lub ubłocony dochodził do celu, w nagrodę czekały na niego: lodowate izby, woda zamarznięta w wiadrze i wiele innych przyjemności.
Najpierw trzeba się było dostać do środka, przypominało to pływanie w metrowych zaspach, które otulały dom dookoła jak okiem sięgnąć, ale i tak te zimy nie przebiją tego co drzewiej bywało.
Opowiadał mi mój sąsiad Bronek, który się tu urodził, że zimą śnieg leżał aż pod same okna i jego rodzice często zakładali narty i z dzbankiem przez te okna wychodzili po wodę do źródełka, bo dawniej studni przy chałupach nie było. Jak zaczęło kidać w listopadzie, tak śnieg do kwietnia leżał, a ludkowie siedzieli sobie w chałupach chleb piekli, pierze darli i gwarzyli przy piecu. Trudny żywot wiedli, twardy niczym kamienie, które co roku wyorywali ze swoich pól. O nich czyli Kliszczakach napiszę jeszcze w innym poście, bo muszę przyznać, że bardzo intrygowało nas, po co ci ludzie pchali się w takie niedostępne miejsca gdzie "ni drogi, ni kurhanu", karczowali lasy by założyć swe domostwa z dala od wsi.
Musicie wiedzieć, że nawet teraz jest jeszcze wiele takich przysiółków, gdzie zimą muszą wystarczyć dobre buty i własne nogi. Jednym z nich jest Groń, góra wyższa od naszej, na której stoi kilka drewnianych chałup (teraz już opuszczonych), niesamowite miejsce, ale o tym kiedy indziej, jak zrobię zdjęcia żeby Wam wszystko zilustrować.
Teraz, kiedy tu mieszkamy nie musimy już wychodzić na nogach, zamieniliśmy samochód osobowy na taki, który ma napęd 4x4 i już nam zima nie straszna :)) ale mimo to nie ruszamy się z chałupy bez łopaty w bagażniku, latarki i komórki. No z tą komórką to różnie bywa, szczególnie ja nie zawsze pamiętam żeby ją zabrać i czasami kończy się to komicznie. Któregoś dnia wstałam wcześnie rano, żeby zjechać na dół na szybkie zakupy, bowiem na drugi dzień spodziewaliśmy się gości i huk roboty było przede mną. Całą noc padało, nie chciało mi się czekac aż sąsiad pojedzie traktorem i odśnieży drogę, myślę sobie -szkoda czasu. wsiadłam do samochodu i pojechałam, była 8 rano. Szybko i sprawnie zrobiłam zakupy, załatwiłam inne sprawy i zadowolona wracałam do domu, droga zasypana, ale mój samochodzik waleczny jest, jak się okazało do czasu. Niestety na jednym z podjazdów moje autko w pewnym momencie odmówiło współpracy i zaryło kołami w śniegu, niewiele myśląc wycofałam i próbowałam dalej i tak za każdym razem wyjeżdżałam wyżej i wyżej i to mnie zagrzewało do walki. Niestety za którymś razem wpakowałam się w taką zaspę, że nijak wykopać się nie mogłam, nawet łopata do śniegu nie pomogła. W tym czasie Tomek zdjęty zgrozą, co też się ze mną stało, obdzwonił pół wsi: sklep, w którym powiedzieli mu, że byłam, stację benzynową - tak owoż, pomyślał chłopak, że mnie coś rozjechać musiało - a ja w lesie (oczywiście bez komórki) walczę bezsensownie z zaspami śnieżnymi. W końcu musiałam się poddać, samochód zostawiłam na środku drogi, zakupy pod pachę i poszłam do chałupy. Wchodzę zziajana, a ten na mnie z gębą wylatuje, że niby jak tak można bez komórki wychodzić i gdzie ja tyle czasu byłam (jak wróciłam była 15, zakupy zwykle zajmują mi godzinę) on tu od zmysłów odchodzi i w ogóle.. Sami widzicie jaka mnie nagroda spotkała za moją waleczność :) Tomek narty założył zjechał do samochodu, w tym czasie sąsiad drogę odśnieżył i po kłopocie:)) Tylko do późna w nocy siedziałam nad robotą, co to ją w dzień zrobić miałam :))
Sprzęt Ciężki w boju: naszej drogi niestety nie odśnieża gmina, musimy sami dbać o jej przejezdność, jak śniegu jest mało wystarczy traktor z napędem 4x4, jak ostro kida odpalamy Deta.
W takie zimy nie jeden chłop co to w barze popił do chałupy nie doszedł, bo przysiadł gdzieś na pniaku w lesie i już tam został skuty lodem, do tej pory się o tym słyszy, bo choć czasy inne, zima też pazury pokazać potrafi.
![]() |
Lodowa zasłona za chałupą, moim zdaniem urocza |
Namachałam się nieźle, żeby to odśnieżyć |
![]() |
Biedna Słoninka, a ona tak nie lubi pływać |
Mieszkając w górach nauczyłam się wielu rzeczy o których jako mieszczuch pojęcia nie miałam,zobaczyłam, czego widzieć nie mogłam, spróbowałam jak smakuje życie..
Hala Kondratowa |
Turbacz |
Rusinowa Polana |
W drodze na Rusinową Polanę |
Rusinowa Polana |
Ogień dogasa w kominku, psy zwinięte w kłębek śpią smacznie, za oknem czarna noc, a ja zamiast drzeć pierze, albo prząść na kołowrotku, piszę tego posta. Cisza niezmącona, tylko z radia sączy się cichutko muzyka i zegar tyka miarowo - życzę Wam dobrej nocy i bajkowych snów..