czwartek, 17 lipca 2014
jolinkowo...
W jolinkowie duże zmiany, wiele pracy. Dzień goni dzień. Świt mnie budzi pianiem koguta, noc żegna..ale jestem szczęśliwa. Przybywa mi domowników, Walduś czuje sie świetnie. Najbardziej bałam się tego że nie przeżyje ani jednego dnia z tymi moimi zwariowanymi psami. Jak zabierałam go spod sklepu Waldi Lewiatan gdzie ktoś go po prostu podrzucił byłam pełna obaw, myślałam że nie ma szans żeby Fiona, Słonina
i Bekon zaakceptowali tego małego czarnego kota. Myliłam się. Fiona wręcz zakochała się w Waldusiu, obserwuje go bacznie i matkuje mu.
Słoninka chyba się go boi, Bekon chce się bawić, a Walduś..Walduś nic sobie nie robi z tego psiego towarzystwa, beszczelnie panoszy się po domu jakby chciał im powiedzieć.
- Widzicie nie boje się was, jestem Walduś i mieszkam w tej chałupie, w jolinkowie tak jak wy :)
Całymi dniami śpi w koszyku na piecu, a wieczorem rozrabia jak pijany zając w kapuście :) Już złowił pierwszą myszkę - ten Walduś, taki malutki kotek. Są pierwsze straty :) przewrócona lampa, stłuczona żarówka, ale co tam. Mam nadzieje że Walduś wyrośnie na Waldka i skończą sie kocie harce. Kury jajka niosą. Ta kwoka co to ją w prezencie dostałam wysiedziała dwa kurczaki w Wielki Piątek się wykluły i gdyby nie moi goście Karolina, Tomek i ich syn Tymek nie wiedziałabym co z nimi zrobić. Tak więc z trzynastu jaj wykluło się 5. Trzy nie przeżyły, nie zdążyły nawet zostać pisklakami. Mam już teraz kogucika i kurkę z tych pisklaków. A kwoka wierzcie lub nie od pięciu dni znowu
siedzi na jajkach. Nie miałam siły z nią walczyć: zabierać jej jajka, przeganiać, wiązać - a niech sobie siedzi na zdrowie. Zobaczymy co z tego wyniknie.
Zmiany.. Cóż sami nie wiemy co życie nam jeszcze przyniesie.
Fidel. Oj dużo z nim ostatnio kłopotów. W tamtym roku gdzieś tak na wiosnę kozioł nagle dostał strasznego kataru. Ciężko oddychał, męczył się. Weterynarz jeden, drugi, badania, antybiotyki -nic nie pomogło. Trwało to tak od lutego do lipca i nagle spokój. Zosia i Janusz których prosiłam o radę sugerowali mi alergię. Próbowałam dawać mu loratadynę - na nic. W tym roku od wiosny to samo. Niestety z dużo większym nasileniem, kozioł ciężko oddychał, był apatyczny, nie jadł. Serce się kroiło.. Pewnego ciepłego dnia Fidel dostał krwotoku z nosa. Myślałam że to jego koniec. Oczywiście żaden weterynarz nie mógł przyjechać. Gdyby nie było u mnie mojej córki Mariki nie wiem jak bym sobie poradziła. Udało się zatamować krwotok zimnymi okładami. Poszukiwania witaminy k w zastrzyku spełzły na niczym - nawet w Krakowie nie było. Bardzo mnie ten Fidel martwił. Przyjechała do mnie Helena - lekarz ogólny i ta oto Helena, posłuchała Fidela, obejrzała. Najpierw posłuchała Lutka żeby zobaczyć jak brzmi zdrowa koza:) Stwierdziła że u Fidela w oskrzelach gra jak na organach, ewidentnie jest coś nie tak.
Zaczęła drążyć, dzwonić do zaprzyjaźnionych weterynarzy, dociekać szukać i znalazła..Helena.. Prawdopodobnie Fidel jest uczulony na leszczynę, która pyli właśnie już od lutego. Teraz mój kozioł miewa się świetnie. Znowu je, bryka i jest wesoły, trzeba będzie w przyszłym roku zadziałać jakoś.
Helenko dzięki wielkie
Zmiany i ludzie. To dzięki nim dzieje się w jolinkowie. Znacie portal Polak Potrafi? Ja też nie znałam. Nie miałam pojęcia co to takiego. To właśnie moi goście-Przyjaciele powiedzieli mi o nim, to Oni przekonali mnie że warto spróbować powalczyć o dom dla moich kóz. Więc walczymy napracowali się bardzo, przygotowali projekt, nagrody. Włożyli w to wiele pracy, zaangażowali się tak jakby robili to dla siebie. Właśnie ruszyliśmy. Michał, Marcin, Asia, Magda, Ania, Karina, Sebastian i wszyscy którzy nas już wsparli. To oni budują dom dla moich kóz. Ludzie...:))
Pozdrawiam Was z mojego jolinkowa, dziękuję za maile i komentarze i zobaczymy co nam czas przyniesie.
Wrzucam zdjęcia moich rumuńskich gości.
http://polakpotrafi.pl/projekt/kozy-karpackie#.U8VMuENu6G8.facebook
jola
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jaka fajna dziewczynka , urosla Wam pociecha ))
OdpowiedzUsuńIwona
Nadal obstajemy przy uczuleniu (alergii) jednak wydaje się że leszczyna nie jest trafionym alergenem. Kwitnienie leszczyn ustaje ono w kwietniu. Według nas to raczej coś z siana lub słomy. Reakcja alergiczna ustaje wraz z wykończeniem starych zapasów. W siane, słomie pod koniec zimy (luty) rozwijają się czasem (sposób składowania) pleśnie które potrafią wywoływać ostre reakcje alergiczne. Na Twoim miejscu Jolinko szukali byśmy winowajcy właśnie tu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy Was serdecznie.
Trzymam kciuki za Fidela... i za powodzenie projektu! :)
OdpowiedzUsuńPiekne zdjecia ''pociecha' ladna dziewczyneczka ciesze sie
OdpowiedzUsuńze wszystkie problemy zazegnane powodzenia w
dalszych projektach....Ula z Antypodow
Mimo tych kłopotów o których Kochana piszesz to i tak cały wpis tchnie wspaniałymi pozytywnymi fluidami.
OdpowiedzUsuńWnusia ,słodziak do zakochania:)))))
A najważniejsze w tym wpisie jest zdanie w którym stwierdzasz Jolu ,że "jestem szczęśliwa":)))))
Czyż nie o to głównie w życiu chodzi.
Wierzę, że wszystko się dobrze poukłada i zdecydowanie więcej będzie radości niż zmartwień.
Tego serdecznie Tobie i Wszystkim Tym Wspaniałym Ludziom, którzy Ci pomagają życzę.Juta .
Cieszę się, że wieści są takie dobre. Fidel dobrze się czuje, Walduś daje sobie radę, kwoce tak się spodobało, że została etatową wysiadywaczką, ludzie potrafią dać radość i pomoc, a Ty jesteś szczęśliwa. Tylko tyle i aż tyle. Tak trzymaj!
OdpowiedzUsuńJolu tak jak widzisz, są przy tobie dobre dusze, które pomagają i są blisko aby szczęście Twe było wieczne, one wiedzą że jesteś dobrą osobą czują Twe ciepło i to wystarcza, a uśmiech na Twej twarzy jest dla nich największą radością, trzymamy kciuki, już pewnie za chwilkę w Jolinkowie powstanie nowy wspaniały dom dla Twych kózek.Buziaki prosto z Górnej Chaty :)
OdpowiedzUsuńNo to następnemu kotu sprzyjało szczęście. Jak ja lubię takie wiadomości...Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam Wszystkim. Zosiu i Januszu czas pokaże, najważniejsze że wiem. Nie ważne czy to leszczyna czy nie, musze za rok w lutym zadziałać, jak? Trzeba się nad tym zastanowić. Teraz Fidel jest zdrów jak ryba, aż przyjemnie na niego patrzeć. Jeden z weterynarzy sugerował mi żeby go zastąpić innym kozłem, jak się domyślacie nie wchodzi to w grę, tak więc walczymy i zobaczymy co z tego wyniknie. W noc po napisaniu tego postu lis zadusił mi wszystkie kury. Rano zastałam kupę piór i smutek. Zmiany...Dzisiaj wróciłam z targu z nowymi kurami, tym razem postaram się lepiej o nie zadbać.
OdpowiedzUsuńTrafiłam na Was kilka miesięcy temu, przez green canoe i obserwuje ukradkiem bloga. Jestem pełna podziwu dla tego co tworzycie, cudowne miejsce, wspaniałe zwierzaki i ogrom miłości jaką je otaczacie!! Sama bardzo kocham zwierzęta i to co u Was widzę napawa mnie radością i wzruszeniem :) kibicuje Wam bardzo i serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMartyna z Pomorza
Jola rządzisz! Zlewozmywak w beczce mnie rowalił, jest piękny :) Pozdro Kura
OdpowiedzUsuń