Miśka doskonale odnalazła się w mieście. Zaszczepiona, odpchlona i wykąpana, paradowała po krakowskich trawnikach wpatrując się w nas z pełnym uwielbieniem. W piątek pakowaliśmy plecaki i w drogę, tam gdzie nad głowami świeciły nam dwa księżyce. Na początku jak przyjeżdżaliśmy na Jaworzyny Miśka i Kuba biegali sobie wkoło chałupy aż pewnego razu zjawiła się zła kobieta. Zauważyła, że pies kręci się po naszym obejściu, złapała Miskę i zamknęła w szopie. Cóż było robić, w niedziele pojechaliśmy do Krakowa bez niej, ale nie zamierzaliśmy tego tak zostawić. Następnego dnia pod osłoną nocy wróciliśmy na Jaworzyny, weszliśmy do chałupy cichaczem nie zapalając światła. Wiedzieliśmy, że pies też się tu zjawi. Misia nie dała na siebie długo czekać i już po chwili w trójkę zeszliśmy do samochodu. Noc była pochmurna, ale czasami między chmurami pokazywały się dwa księżyce. Od tego zdarzenia zastosowaliśmy środki ostrożności, w świecie z dwoma księżycami, Misia nie biegała sama, wychodziliśmy z nią na spacery daleko do lasu, żeby żadne złe oko nas nie zauważyło. Ta zabawa w kotka i myszkę trwała jakiś czas, zła kobieta zaczęła podejrzewać że Miśki nie zastrzelili myśliwi, tylko wybrała inny dom - musieliśmy mieć się na baczności.
Krakowskie życie biegło spokojnie, Misia stawała się coraz grubsza i właśnie to mnie zaniepokoiło, zabrałam ją więc do weterynarza. Ten zbadał ją bardzo dokładnie i orzekł, że jest w ciąży urojonej. Minął tydzień, rano jak zwykle miałam wyjść do pracy, ale zaniepokoiło mnie dziwne zachowanie psa, biegał w kółko, skomląc i prosząc o wyjście na dwór. Pomyślałam, że dzieje się coś dziwnego, wpakowałam Miskę do samochodu i pojechałyśmy do lecznicy, a tam przez kolejne 3 godziny Misia rodziła całkiem nieurojone 4 szczeniaki. Maluchy podrosły, znaleźliśmy im dobre domy, została z nami Fiona. Pewnego dnia, jak zwykle, Tomek wziął trzy psy i poszedł na spacer, ja zajęłam się przygotowywaniem obiadu. Po jakimś czasie wrócił z dwoma i powiedział, że zła kobieta zaczaiła się w lesie i złapała Miśkę. Nie mogliśmy nic zrobić, Miśka została zamknięta w szopie. Jej wycie niosło się po Jaworzynach długo w noc, moje serce krwawiło, a temu wszystkiemu przyglądały się z bezchmurnego nieba dwa księżyce. Próbowaliśmy wszystkiego żeby ją odzyskać.Policja powiedziała, że nie może nam pomóc, zła kobieta nie chciała słyszeć o sprzedaży psa. Od tej pory Misia żyła zamknięta w szopie. Zła kobieta razem z dziećmi wróciła na Jaworzyny, tylko czasami chłopak przynosił mi jakieś wieści, wkrótce jednak i On podziękował za prace i wrócił do swojego Ojca. Widziałam ją tylko raz, uprosiłam złą kobietę, żeby mi ją pokazała. Misi już nie ma, teraz biega po innych łąkach razem z Kubusiem, jej miejsce w naszym świecie zajęła córka Fiona i wnuczka Słoninka. Nasza ścieżka do świata z jednym księżycem zgubiła się gdzieś w lesie, nawet nie chcemy jej już szukać, bo kiedy w bezchmurną noc patrzymy w niebo widzimy tam...
Na Jaworzyny wczoraj wróciła zima, śnieg pokrył moje krokusy, kozy meeczą w koziarni, domagając się spaceru, a ja pale w piecu i przygotowuje się do świąt. Wczoraj zapukał do naszych drzwi listonosz i wręczył mi paczkę. Oglądałam ją ze wszystkich stron i zastanawiałam się, co też może w niej być. Zaadresowana w sposób szczególny, widać, że ktoś nie znał ani mojego nazwiska, ani dokładnego adresu - Jolinkowo, Zawadka, kod. Nie muszę Wam mówić, że otwierałam ją z wielką niecierpliwością i to, co w niej zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Bo czymże zasłużyłam sobie na tyle ludzkiej życzliwości. Te "drobiazgi" nie zawisną w koziarni Asiu, będą zajmowały honorowe miejsce na naszym świątecznym stole. Dziękuje Ci Dziewczyno, sprawiłaś, że wczorajszy dzień był dla mnie wyjątkowo ciepły, chociaż za oknem szalała śnieżyca. W paczce były te oto, nie boje się użyć tu słów - dzieła sztuki.
Jakiś czas temu, nastawiłam wodę na herbatę i tak się zagadałam z gośćmi w paradnej izbie, że woda się wygotowała, a czajnik się spalił. Długo szukaliśmy jego następcy gotując wodę w rondelku, już traciłam nadzieje i wyrzekałam pod nosem, parząc sobie rękę rączką owego rondelka. Pewnego dnia na allegro zobaczyłam ten oto i zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia.
Świąteczne przygotowania w toku, na stole piętrzą się różne drobiazgi. Porcelanowy zajączek obserwuje moje poczynania i pewnie się zastanawia, co z tego całego bałaganu wyniknie :) Gałązki buka, jak co roku stoją w glinianym garze, mam nadzieje, że do świąt puszczą zielone listki.
Żegnam się wieczornie i życzę Wam, żeby każdy dzień przynosił wiele radości i żeby nad Waszymi głowami zawsze świeciły dwa księżyce.
) )