Haruki Murakami, japoński pisarz w swojej książce opisał dwa równoległe światy. Pierwszy to ten, na którego nocnym niebie świeci jeden księżyc i drugi, gdzie niebo oświetlają dwa księżyce. Przejście z pierwszego do drugiego jest łatwe, sami nie wiemy kiedy przekraczamy tą magiczną granicę i nie mamy pojęcia, że ją przekroczyliśmy, niby wszystko dookoła jest takie samo, ci sami ludzie, ta sama praca i obowiązki, a jednak, dopiero jak spojrzymy w niebo widzimy, w którym z nich tak naprawdę jesteśmy. "1Q84" dlaczego pisze o tej książce? Bo wywarła na mnie duże wrażenie, pomyślałam sobie, że ja kiedyś też nieświadomie przekroczyłam taką granicę i znalazłam się w innym świecie. Niby wszystko jest po staremu, mam tych samych przyjaciół, tą samą córkę, ale na niebie w bezchmurną noc świecą dwa księżyce, nie każdy je widzi. Jeden ten dobrze znany i drugi mniejszy jakby porośnięty zielonkawym mchem. Matka i Córka. Nie ma w tym świecie Little People, ale są góry, kozy, codzienna praca od rana, noszenie drewna, pieczenie chleba. A może są? Na pewno nazywają się inaczej, tylko jak na razie jeszcze ich nie poznałam? W tym świecie spotkały mnie różne przygody, nauczyłam się tego, czego nie umiałam, pojęłam to, o czym nie miałam pojęcia. Kiedy rozmawiałam z Jagodą na temat reportażu o nas w WC, opowiadałam jej różne historie, cofałam się w czasie, szukałam w zakamarkach pamięci, między innymi opowiedziałam o Misi.
Było to wtedy, kiedy jeszcze z łatwością przekraczałam granice między dwoma światami w obie strony. W tygodniu świecił mi nad głową jeden księżyc, a w weekendy dwa. Każde miejsce ma swoje tajemnice, ludzi, którzy otaczają się kolczastym drutem, stronią od reszty. Na Jaworzynach też tacy byli. Daleko by szukać, żeby dociec przyczyny owych zachowań, myślę, że kilka pokoleń wstecz. Tak więc między paroma chałupami przycupniętymi na Jaworzynach jest jedna, piękna drewniana, mieszkali w niej ludzie, którzy od wielu lat toczyli boje i spory z sąsiadami, a to o miedze, a to o drogę, nikt już nie pamięta od czego się zaczęło, ale trwało przez wiele lat. Każde następne pokolenie było dokładnie takie samo. Nikt z nimi nie chciał mieć nic wspólnego, otoczeni byli ostracyzmem, uważani za dziwaków i nieużytków, oni zresztą też nie garnęli się do ludzi. Kiedy zjawiłam się na Jaworzynach i posłyszałam opowieści o tychże ludziach, pomyślałam sobie, że jest to niemożliwe, żebym ja nie potrafiła nawiązać z nimi kontaktu. Niestety wieść gminna prawdę niosła, nijak nie dało się z nimi porozumieć, wszelkie próby kończyły się fiaskiem. W owym czasie w ich chałupie gospodarzył tylko najemny chłopak, zajmował się obejściem i sforą psów, bowiem cała rodzina mieszkała gdzie indziej, od czasu do czasu zaglądali tylko na Jaworzyny, a i tak, jak się tylko pojawili wybuchały awantury z sąsiadami. Zaprzyjaźnił się z nami i jak tylko przyjeżdżaliśmy wpadał do nas wieczorami, bo i smutno tak samemu całymi dniami. Siadał na ławie, wyciągał zza pazuchy jabłko, kroił je małym nożykiem, jadł i tak siedział wyciągając jedno za drugim, kiedy zjadł wszystkie, żegnał się i wychodził w ciemność nocy.
Ile tych psów było trudno policzyć, zawsze głodne, chłopak sam miał niewiele do jedzenia, a cóż dopiero psy, polowały w lesie na dziką zwierzynę, niejeden z nich skończył żywot zastrzelony przez myśliwych. Była między nimi też Misia, zaczęła podchodzić na nasz teren, a my zawsze rzucaliśmy jej jakieś jedzenie, z początku chwytała je i uciekała w popłochu, ale z czasem zaczęła podchodzić coraz bliżej, aż pewnego dnia odważyła się wejść do chałupy. Nigdy nie zapomnę jak postanowiliśmy ją umyć, bowiem śmierdziała okrutnie, namydliliśmy ją na dworze w misce wody, tak się wyrywała, że uciekła nam i biegała po polach cała w mydlanych bańkach, a my za nią z wiaderkiem wody. Miśka stała się naszym weekendowym domownikiem, wtedy jeszcze nie mieliśmy odpowiedniego samochodu, a i droga była gorsza, więc wychodziliśmy co piątek na górę, objuczeni plecakami z prowiantem, wędrował z nami nasz stary już wtedy pies Kubuś. Zawsze na rogu chałupy czekała Miśka, sama nie wiem, skąd ona wiedziała, że to właśnie już piątek.
Tak płynął sobie czas, nad nami świeciły dwa księżyce, w chałupie spały dwa psy. Pewnej jesiennej niedzieli, jak zwykle spakowaliśmy plecaki, wygasiliśmy ogień w piecu i ruszyliśmy w dół do samochodu, z nami Kuba i Misia, która zawsze nas odprowadzała. Zeszliśmy na dół, wsiedliśmy do samochodu, Kubuś ulokował się z tyłu. Spojrzałam przez szybę i zobaczyłam Misię, w strugach deszczu siedziała i patrzyła na nas smutnym wzrokiem. Serce mi się ścisnęło, że musimy ją zostawić, otworzyłam drzwi i powiedziałam jej, żeby wsiadała, Miśka niewiele myśląc wskoczyła Tomkowi na kolana i pojechaliśmy. Dopiero w drodze uświadomiłam sobie, ze ukradliśmy psa i wpakowaliśmy się niechybnie w kłopoty. Od tego czasu ukrywaliśmy Miśkę przez dwa lata, razem z nami i Kubusiem, żyła w dwóch światach, kiedy niebo było pogodne raz świecił jeden, a raz dwa księżyce...
cdn.
Pozdrawiam Wszystkich bardzo wiosennie, wybaczcie, że nie napisałam tej historii do końca, ale długo jeszcze by pisać, nie chcę Was tak całkiem zanudzić. Jeżeli lubicie opowieści , gdzie przeplata się rzeczywistość i fantazja, koniecznie przeczytajcie Murakamiego, a wtedy może dowiecie się kim byli Little People, może i Wy dojrzycie na niebie dwa księżyce. Spójrzcie czasem w niebo, bo to, co zobaczycie może Was bardzo zaskoczyć..
Przeczytalam Twoja historie, wzruszajaca jest i czekam, moze bedzie jej dalszy ciag.
OdpowiedzUsuńA Twoje otoczenie , kozki, i wiosna ..och wszystko to czarowne jest Pozdrawiam serdecznie
Jak ślicznie napisałaś, czekam na dalszy ciąg. Miło widzieć Jaworzyny w słońcu. Pozdrawiam i miłej wiosny życzę z wielkiego miasta :)
OdpowiedzUsuńLiczę na Twoją opowieść - niemożliwe, by mogła mnie znudzić.
OdpowiedzUsuńJolu droga,piękny post. Cudna historia czytam i czytam i nie mogę przestać. Za chwilkę przeczytam po raz kolejny. Z utęsknieniem czekałem na Twój post. Jolu, widzę, że kózki zaczynają harce ,cudna wiosna w koło nawet krokusy już zakwitły. Pozdrawiam Cię bardzo , bardzo serdecznie. Grzegorz. Miłej nocy.
OdpowiedzUsuńPrzepiękna opowieść! Przepięknie napisana! Czytałam ją w nocy, czytałam rano. Będę czekać, może napiszesz jeszcze o tych dziwnych ludziach, chłopcu z jabłkiem i psach.
OdpowiedzUsuńMyślę, że kraina z dwoma księżycami, pojawia się czasami w naszym życiu, a my jej nie zauważamy. Warto słuchać, co mówią do nas inni. Oni widzą nasze życie w sposób nam niedostępny.
Koźlęta masz cudne! Wskakują na werandę, okna?
Ja jeszcze czekam na swoje przedszkole.
Pozdrawiam serdecznie!
Piękna historia!
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia!
Pozdrawiam serdecznie:)
Wzruszająca historia nie cierpliwie czekam na dalszy ciąg:) Kózki brykają na fotka tak,że aż mi się wiosennie zrobiło -pomimo wielkiej płyty dookoła:)
OdpowiedzUsuńPiękna i prawdziwa historia. Kózki też bym tak kochała i przytulała. Słodziaki kochane. cudnie tam u ciebie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWarto patrzeć w Niebo. Zastanawiamy się poważnie, czy ten drugi Księżyc jest bo jest, czy też może sami Go stwarzamy, hodujemy, by wreszcie stać się Jego najwierniejszymi wyznawcami, porzucając bez żalu ten srebrny???
OdpowiedzUsuńKochamy malutki Księżyc obrośnięty zielonym mchem!!!
Pozdrawiamy Was, a kozy (ależ żywioł!)drapiemy za uchem!
Jolu, Twój post, jak i Jolinkowo pochodzą właśnie z tego drugiego księżyca :)
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję za piękną opowieść. Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg.
Zieloności wszechobecnej życzę
Pozdrawiam cieplutko i mocno ściaskam
Kasia K.
Przyjmij ode mnie
OdpowiedzUsuńUśmiech Wiosny
Słoneczny ...
Jasny ...
Ciepły ...
Radosny ...
Niech jego ciepło
Twój nastrój zmieni
Trwaj w nim ...
Aż do późnej jesieni ...
Ty najpiękniej, ja najcieplej, ważne że się uśmiechamy
I słowami serdecznymi, ciut radości sobie damy.
Czekałam na Twoją nową opowieść i doczekałam. Piękna historia. Czasem też widzę dwa księżyce, a może mi się tylko zdaje... Czekam na dalszy ciąg opowieści.
OdpowiedzUsuńKozie przedszkole cudne. Lutek jest już ogromny. Jak te "dzieciaczki" szybko rosną. Wiosna już do Was dotarła słoneczna. Serdecznie pozdrawiam. Założyłam bloga, jeśli masz ochotę zaglądnij. Pozdrawiam serdecznie i słonecznie
Piękna opowieść bardzo pięknie napisana :)
OdpowiedzUsuńKózeczki pięknie rosną,a Karpacka rodzinka jest po prostu jak z bajki :)
Muszę zatem nadrobić lekturę, opowieść szalona, ale jakoś ciepło po niej na duszy
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy ciąg, piękne zdjęcia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWspominałaś zdaje się, Jolinko, że ta historia nie ma happy endu...? ale i tak niecierpliwie będę wyczekiwała dalszego ciągu. Wolę wiedzieć, niż sobie wyobrażać...
OdpowiedzUsuńW ramach równowagi koźlątka piękne i wesoło brykają, domyślam się, że dają Wam popalić ;-)) Cieszę się, że wiosna już zawitała do Was i da Wam odetchnąć po długiej zimie.
Ściskam
Jolu kochana, a my nadal wygaszamy pod piecem i zostawiamy dwa księżyce i wyruszamy do miasta, z ciężkim sercem. Przeczytałam Twoją opowieść jak bajkę, na pewno ma dalszy ciąg, będę czekać; śliczne są te brykające stworzenia, serdeczności na Jaworzyny ślę, pa.
OdpowiedzUsuńJolu, ja też czekam na więcej...
OdpowiedzUsuńświetne kózki:)) ile w nich życia:)pozdrawiam!
Ta historia jest prawdziwa, wpleciona pod wpływem Murakamiego w świat z dwom księżycami, nie myślcie, że jest on zawsze przyjazny i sielankowy, łatwo do niego przejść, ale mogą być problemy z powrotem, jednym się udaje, innym nie. W świecie z dwoma księżycami czekają na człowieka różne zasadzki i dziwne zdarzenia. Inkwizycjo, zależy jak spojrzeć na tą historię, jakiś happy end jest.
OdpowiedzUsuńJolu ! Piękne słowa płynące z samego serca! Wydaje mi się, ze też mam dwa księżyce... jeden miastowy, drugi wioskowy, antydepresyjny. Masz rację mówiąc o trudnych powrotach z blasku tego drugiego. Ciężko jest wrócić pod pieczę tego drugiego, bardziej bladego... Zachęciłaś mnie do lektury książki Murakamiego. Sięgnę na półkę mojej córki i zacznę czytać. Długo namawiała mnie do tej lektury córunia:)Pozdrawiam wiosennie . S.aaaaaaa kózki piękne, radosne i szalone:) wiosna im służy :)
OdpowiedzUsuńSunnivo, Tomek ma wszystkie książki Murakamiego i też zabierałam się do nich z pewnym ociąganiem, ale jak moja córka Marika przyjechała do nas i łyknęła 1Q84, dwa tomy w dwa dni, to i ja z pewną nieśmiałością zaczęłam i przepadłam dla świata i tak miałam lepiej od Tomka, on na tom trzeci czekał rok, zanim się ukazał :) a ja po prostu sięgnęłam na półkę.
OdpowiedzUsuńa czy w Jolinkowie są koty?
OdpowiedzUsuńW jolinkowie nie ma kotów, to "miasto kóz" :)Tomek jest uczulony, żałuje bardzo, bo kotek by się przydał.
OdpowiedzUsuńOj Kochana chyba zacznę od zachwytów nad tym rozbrykanym towarzystwem.Nie da się nie uśmiechać patrząc na te cudeńka.a jakie już duże.Ale zawsze "czyjeś dzieci" rosną bardzo szybko:))))))
OdpowiedzUsuńHistoria z Miśką bardzo mnie wzruszyła.
Wiesz Jolu myślę że prawie każdy ma "dwa księżyce".
Tylko nie za wiele ludzi jest tego świadoma.Ci co często patrzą w niebo, poświęcając na to trochę czasu myślę, że mają swoje dwa księżyce.
Uwielbiam patrzeć w niebo.
Pozdrawiam i przesyłam moc serdeczności i zachwytów nad kózkami:)))))
Pięknie...:)
OdpowiedzUsuńA kózki to normalnie tylko tulić i za bródki pieszczotliwie ciągnąć :)
pozdrawiam!
Tak Jutka, ja kiedyś, chyba bardzo rzadko patrzyłam w niebo, o ile w ogóle, widziałam zupełnie inne rzeczy, a księżyc pewnie świecił w pogodne noce, aż pewnego dnia dołączył do niego drugi :)
OdpowiedzUsuńJolu, po pierwsze to mnie mocno wzruszyła ta Miśkowa historyja, mimo iż bez zakończenia. Zatem przebierając nogami czekam na cd.
OdpowiedzUsuńPo drugie faktycznie niesamowicie brykają te młodziaki i to się czuje na tych pełnych energii fotkach. Szkoda, że nie będą już takimi niemowlakami jak się u Was znajdziemy.
Po trzecie... dopiero teraz znalazłam na Waszym blogu zamieszczony wiersz Cynki i kapelusze z głów, jeśli ta poezja odzwierciedla Waszą rzeczywistość.
A po czwarte... napisz mi proszę czy Renault Twingo podjedzie do Was pod górę :-))))
po piąte... wiadomo.. :-) pozdrowienia najserdeczniejsze :-)
Droga Marleno:) Lucynka była jednym z pierwszych naszych gości, ma dziewczyna talent, pisze nie tylko wiersze, ale też teksty piosenek. Sama ocenisz, jak u nas jest :) Lucynka tak to czuła i tak napisała, według mnie ten wiersz jest piękny i dla mnie prawdziwy. Spokojnie wyjedziecie Waszym pojazdem, w maju bez problemu, w zimie, bez szans :)
OdpowiedzUsuńByłam ciekawa czy kozy się w końcu dogadały:)I udaje się...
OdpowiedzUsuńW ostatni weekend przechodziłam jakieś dwie godzinki drogi od Was i bardzo żałowałam, że nie mogę zmienić drogi... Może kiedyś się uda:) Pozdrawiam
Kasiu Agnieszko, zapraszamy, jak kiedykolwiek będziesz niedaleczko. Zawsze znajdzie się kubek herbaty, albo filiżanka kawy, a jak będziesz miała szczęście, to może i jakieś ciasto ocalone przed Tomkiem :)
OdpowiedzUsuńUśmiechnięty Fidel całujący swe dziecię, jest za.....
OdpowiedzUsuńWiem,wiem, że wącha, nie całuje ... :):)
W ogóle nie leje chłopaków?! Jest niesamowity!
Pozdrówki!
Magdo, Fidel jest świetny, nikogo nie leje, jest najspokojniejszy z całego towarzystwa, prym w laniu wiedzie Hrabianka, nawet Gala bawi się z koziołkiem karpackim, a hrabiostwo, jak tylko się jej Lutek nawinie to go ściga.
UsuńNo tak to z tym hrabiostwem onegdaj bywało - najpierw pogardzało plebsem, aż któregoś wieczora, szło z nim na siano :):):)
Usuńdobre, ale musze powiedzieć, że z imieniem to trafiliśmy w dziesiątkę hrabiostwo na maksa, ciekawe, co Hrabianka powie, jak przyjadą dwie nowe karpackie :) oby nie dostała globusa
UsuńJolu dziękuję za piękną podróż sentymentalną. Kocham Twoje opowieści i uwielbiam Twoje kozy. Jasiek właśnie podpatruje mi przez ramię zdjęcia i sprawdza jak urosły. "Śliczne są"... to jego słowa.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mimo nawału pracy znajdujesz czas by zajrzeć do mojego Zacisza, Twoje odwiedziny bardzo mnie cieszą. A moje życie to też dwa światy, całkiem różne. Książkę przeczytam. Pozdrawiam cieplutko. Ania:)
Ślicznie tu u Ciebie.... i słowo takie, że można się przy nim ogrzać:)Piękną historię opowiedziałaś. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńSepio-dziękuje za odwiedziny :)
Usuńhttp://agatuszka.blogspot.com/ nowy mój blog
OdpowiedzUsuńPięknie opowiedziałaś o tej Waszej Miśce, aż mi się oczy .... Chętnie "posłucham" dalszego ciągu:)
OdpowiedzUsuńA Murakamiego bardzo lubię. Poznałam jego książki dzięki mojemu uczniowi, który jest wielkim fanem pisarza. Również gorąco polecam!
Pozdrawiam z gwiżdżącym wiatrem w kominie
Tomaszowa
W Prawieku Tokarczuk też był motyw dwóch księżyców w czasie Florentynki.
OdpowiedzUsuń