Piękne słoneczne dni ustąpiły miejsca chłodom i zamglonym porankom, w piątek wieczorem temperatura spadła do zera, tylko czekaliśmy kiedy padający deszcz zamieni się w śnieg, byłam pewna, że Jaworzyny obudzą się otulone miękkim, śnieżnym szalem i myślałam sobie, jak ja to wytłumaczę Gali, Hrabiance i Fidelowi, że nie pójdą na łąkę, no chyba, że na sanki :) Śmialiśmy się z Tomkiem, że spakują swoje obróżki, miseczki i wyprowadzą się gdzieś na niziny, gdzie trawka zielona dostępna jest nieco dłużej. Jakież było moje zdziwienie kiedy sobotni ranek przywitał nas chłodem, ale śniegu nie było, uff moje kwiaty, które jeszcze kwitną nadal mają się nieźle, a i łąka jak najbardziej nie wymaga nart, ani sanek. Sprawdzamy w internecie, Zakopane zasypane, z naszych łąk widzimy ośnieżone Gorce, a i Tatry bieluteńkie. Piątkowy wieczór przypomniał nam jednak pewien październik, dwa lata temu.
We wtorek rano wybrałam się do Krakowa do mojej przyjaciółki z zamiarem zostania u niej do czwartku, Tomek przejął dowodzenie na gospodarstwie, już zacierał ręce, że będzie mógł w spokoju popracować, miał do skończenia dużą książkę. Pogoda piękna, jesień złota polska - żyć nie umierać, a i mnie perspektywa spędzenia tego czasu z Gosią napawała radością. Tak koło południa, słyszę w radiu, że pogoda ma się zmieniać i w górach niewykluczone opady śniegu. Myślę sobie, że najwyżej poprószy trochę i po krzyku, przecież to dopiero październik. Wieczorem dzwonię do Tomka, a on mi mówi, że sypie coraz bardziej, śniegu przybywa z godziny na godzinę i nie jest to takie sobie prószenie, tylko prawdziwa zamieć śnieżna. Mój spokojny babski wieczór powoli zamieniał się w nerwowe nasłuchiwanie wiadomości o pogodzie, a jaki był Tomka, dowiedziałam się nazajutrz. Tak więc śniegu przybywało w zastraszającym tempie, tak gdzieś koło godziny 23, coś błysnęło, trzasnęło i szlag trafił prąd, a tym samym plany o spokojnej pracy. Jako, że Tomka komórka było już nieco rozładowana, czym prędzej ją wyłączył, żeby nie tracić bateri i czekał z nadzieją, że wkrótce wszystko wróci do normy. Nie wróciło, ranek obudził go widokiem niczym ze środka srogiej zimy, całe Jaworzyny zasypane pół metrową warstwą śniegu, drogi nie ma, kontaktu telefonicznego ze wsią również, bo i prądu brak. Eh te czasy, każda chałupa posiada już telefony bezprzewodowe, które bez prądu działać niestety nie chcą, nas w takich sytuacjach ratuje stary telefon, który podłączamy, ale i linię telefoniczną szlag trafił po jakimś czasie. Została mu zdychająca komórka, którą włączał, żeby zdać mi relację, co też się dzieje, po czym natychmiast ją wyłączał.
Po przetarciu oczu ze zdziwienia, założył narty i poszedł na zwiady, droga nie tylko zasypana, ale zawalona połamanymi drzewami, które pod naporem ciężkiego śniegu pękały jak zapałki, wszędzie cisza i biel "ni drogi, ni kurhanu". Ale na Jaworzynach, ludzie twardzi, przyzwyczajeni do różnych sytuacji, szybko chłopcy uruchomili piły, żeby najpierw usunąć powalone drzewa, następnie do akcji wkroczył nasz czerwony traktor i do wieczora Jaworzyny zostały włączone do reszty świata. Następnego dnia przyjechała brygada panów z energetyki w poszukiwaniu uszkodzeń na linii, jak zobaczyli Tomka na nartach i nasze zimowe Jaworzyny, to oczom uwierzyć nie mogli. Zresztą, jak wróciłam w czwartek wieczorem, też nie wierzyłam w to, co widzę. Prądu nie było przez pięć dni, wieczorami wśród dziewiczej bieli widać było tylko okienka domów oświetlone migocącymi światełkami świec, paliliśmy w piecu i w kominku, w chałupie panowała niezmącona cisza, tylko od czasu, do czasu słychać było drwa trzaskające w kominku.
Pięknie było, taka zima, jesienią połączenie bieli i rudości, Tomek biegał na nartach i cykał zdjęcia, a ten piątek przypomniał mi tamte wydarzenia. Cieszę się, że w tym roku śniegu nie ma, niechże się te nasze kózki popasą jeszcze ździebko..hej..
Krajobraz cudny ale wiem,że łatwo nie było i podziwiam wytrzymałość.My mieszczuchy narzekamy jak tylko nieco chłodniej w mieszkaniu,a kaloryfery ciągle zimne,a u Was zima.Zdjęcia cudne.Pozdrowienia i wyrazy uznania dla Tomka.Miłej nocki,pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńoj, aż mnie dreszcze przeszły
OdpowiedzUsuńnie lubię zimy, a jeszcze na takim pustkowiu, chyba bym oszalała ;)
kózki śliczne i niech się pasą jak najdłużej
hej :)
Kasia
Na te cudowne zdjęcia to i fajnie popatrzeć.Ale czytając o tych przygodach to już mniej radośnie.Życzę Wam calutkiej takie zimy jak na tych zdjęciach.Pięknej,słonecznej i bez żadnego łamania drzew.Świece niech będą zapalane dla romantycznego nastroju a nie z powodu braku prądu:)))Bez względu na warunki atmosferyczne kózki nigdzie się od Was nie wybiorą, bo nigdzie nie będzie im lepiej:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam baaaardzo baaaardzo serdecznie
Jeżeli jeszcze nie jestes pisarka to zostań - czytając dziesiejszy post zatopiłam sie jak w jakies tajemniczej bajce. Pieknie. U nas w mazowieckim zimno, ale sniegu na szczescie nie ma. Pozdrawiam i całuje w serce. Ila
OdpowiedzUsuńJolu, czy w te długie zimowe tygodnie pod śniegiem nie czujecie się czasem, jak bohaterowie "Lśnienia" S.Kinga? Bo ja szczerze mówiąc, tak się czasem czuję. Ale tylko czasem, bo uwielbiam tę białą, dziką, śnieżną pustkę.
OdpowiedzUsuńJolu, i ja pamiętam ten czas, połamane drzewa, spadły śliwki i niebieszczyło się od nich na śniegu pod drzewami, drogę trzeba było przerąbać, aby dostać się do chatki, tak, dwa lata temu, w połowie października. W sobotę pobieliło leciutko wysokie łąki, tak bardziej od strony Bieszczad, pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńOj, cudne te widoki jesienno-zimowe, ale oby się historia nie powtórzyła w tym roku... To są takie przygody, które po pewnym czasie miło się wspomina, a czyta się z zapartym tchem ;-) Kózki coraz piękniejsze, niech się pasą na zielonych łąkach jak najdłużej. Bo zimą tylko sianko i spacery ;-)
OdpowiedzUsuńŚciskam czule!
aż nie do uwierzeni!!! my z nizin nie mamy takich wydarzeń, ale i widoków takich nie miewamy....
OdpowiedzUsuńTrochę sie tu i Ciebie rozgoszczę, bo uwielbiam takie klimaty...
My tez pamiętamy ten śnieżny październik i ogrom drzew czy choćby konarów, które naporu śniegu unieść nie zdołały. Las wyglądał jak po tajfunie...
OdpowiedzUsuńI prądu nie było też... W takich chwilach żałujemy, że uzależnienie od prądu poszło tak daleko i nikt go nie leczy :DDD
Cudne zdjęcia
Pzdr.
Tak w takich momentach ,,płacimy rachunek" za życie w pieknym miejscu :) Mieszczuchy nie zawsze potrafją zrozumieć że ten piękny madal ma też drugą sronę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy :)
Piękna historia domowa. Teraz się wszystko miło wspomina. Ale i tak bardzo Wam zazdroszczę pięeknego miejsca, domu i zwierzyńca
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Znamy, pamiętamy.
OdpowiedzUsuńAle na Twoich zdjęciach o wiele piękniej, niż w moich wspomnieniach ... Połączenie śnieżnej bieli z kolorami jesieni jest cudnie baśniowe. Dobrze, że są narciarze z aparatem :)
Wiejskie uzależnienie od prądu jest bardzo udupiające! Przede wszystkim brak wody. A jeżeli jeszcze nie ma pieców kaflowych, tylko samo c.o. z pompką, to ... oj oj.
Wszystkiego dobrego i dużo trawy!
Tak, wszyscy pamietają tamten październik, Kasiu, nie takie znowu odludzie, mamy sąsiadów, co prawda większość domów na Jaworzynach, to domy zamieszkałe w lecie, w zimie jest nas tu trzy chałupy. Nie mamy dostępności cywilizacji w postaci sklepów, czy chodników, co najwyżej sarna zajrzy w gości:)
OdpowiedzUsuńJesteśmy w tej dobrej sytuacji, że wodę ciepłą mamy niezależnie od prądu, po prostu grzeje ją piec w kuchni. Nasze ujęcie zaprojektowane jest tak, że jeden ze zbiorników gromadzi zapas wody, która pod własnym ciśnieniem idzie do domu, tak więc bez prądu przetrwamy z tym zapasem, świec ci u nas dostatek. Jedynym problemem jest lodówka, ale w zimie i bez niej można się obejść.
Go i Rado pomyślałam sobie w tamte dni, że coś takiego w mieście, to niemalże zagłada ludzkości, tu w górach ludzie długo żyli bez prądu, jest to uciązliwe, ale się da, szkoda tylko byłoby internetu.
Och jakie cudne śniegi :) Ale niech się kozy jeszcze pasą!!!
OdpowiedzUsuńIdealne miejsce dla mnie:) jej, jak ja bym chciała uciec od tej całej cywilizacji i zaszyć się w takim miejscu, w taką zimę!nawet nie wiesz jak bardzo...
OdpowiedzUsuńJolu, ciężko z całą pewnością przetrwać nagłą zimę, ciężko szorować szmat drogi do sklepu, myśleć cały rok o drewnie, martwić się, że drogi nie przejezdne...itd. Ale Ty sama też wiesz, jak ciężko zmagać się z zimą w mieście :( Tu oczywiście jest inny wizerunek zimy, to jej druga twarz łagodniejsza, ale o wiele bardziej ponura. Zima w mieście to chodniki z brudnym śniegiem, to ciapa na ulicy, korki na skrzyżowaniach, buty przeżarte od soli, to wystawy sklepowe upstrzone imitacją świąt, to krążąca deprecha i ciągła frustracja... Ajajaj jaka pesymistyczny obrazek mi się wymalował.. Tak więc : zima w górach jest cudowna pomimo wielu niedogodności. Tęsknię za taką zimą, za takim domkiem, za spokojem i równowagą. Chciałabym żyć powoli. Jolu, trzymaj się ciepło! Pozdrawiam Cię pięknie i życzę Ci, żebyś zawsze, pomimo wszelkich niedogodności, dostrzegała cudne widoczki i smakowała każdy dzień! Ściskam wszystkie zwierzaki :)
OdpowiedzUsuńKasia K.
Kasiu, znam zimę w mieście i muszę powiedzieć, że zdecydowanie wolę odśnieżać ścieżkę do stodoły, nosić drewno do chałupy i biegać między piecami, niż patrzeć na brudne miasto zza szyby samochodu, u nas zima wygląda niczym z bajek Andersena i nic tam czasowy brak prądu :)
OdpowiedzUsuńPrześliczne zdjęcia i piękne opowiadanie;-)
OdpowiedzUsuńW pierwszej chwili myślałam, że już tego roku zawitała do Was zima;-)
Buziaki ślę.
I pięknie i straszno...!Lecz chyba jednak bardziej pięknie. Człowiek odcięty od zdobyczy cywilizacji, wystawiony na żywioł natury... I straszno i pięknie!!! Zima nadchodzi wielkimi krokami.Oby łaskawa była! Pozdrawiam ciepło! S.
OdpowiedzUsuńpiękną zimę mamy tej jesieni:)
OdpowiedzUsuńJolu, wyobrażam sobie jakie to musiały być ciężkie dni, ale na zdjęciach Twoich to wygląda jak najpiękniejsza bajka. To zestawienie dwóch pór roku jest urocze. Ale ja i tak wszystko bym dziś oddała, żeby móc usiąść przy tym stole ze świecą, w tej pięknej izbie, napić się gorącej herbaty z filiżanki i rozkoszować się spokojem i urokiem chwili. Cudnie jest u Ciebie. pozdrawiam cieplutko. Ania:)
OdpowiedzUsuńJolinkowo- cudowne miejsce ,cudowne widoki,cudowne zwierzaki(Słoninka, Fiona i kozy)a co najważniejsze wspaniali gospodarze Jola i
OdpowiedzUsuńTomek.Spędziłam tam z mężem 4 cudowne dni (właśnie wróciliśmy).Mamy piękne wspomnienia i śliczne zdjęcia okolic i pięknego domu o który wspaniale dba Jola.Wspaniałe miejsce na odpoczynek od codzienności ,pośpiechu ,zabiegania.Dobrze ,że są takie miejsca:)Mam nadzieję ,ze tam jeszcze wrócimy.Jolu pozdrawiamy serdecznie Ciebie i Tomka ,uściski dla psiaków .Ciekawi mnie co tam słychać u Hrabianki:)Była randka?:)pozdrawiam Ula
Aniu, tak jest - tu nie zauważa się tego, że zimno i śnieg po kolana, że drzewo trzeba nosić, machać łopatą, a w lecie dbać o ogród, bo tu jest naprawdę jak w bajce. Właśnie wróciłam ze spaceru z kozami, tak szłam po Jaworzyńskich łąkach, patrzyłam na te rudości i góry osnute mgłami i na nasze kozy i psy biegające między nimi i nie mogłam oczu napaść tym wszystkim.
OdpowiedzUsuńUleńko bardzo dziękuję za tyle ciepłych słów i niezmiernie się cieszę, że było Wam u nas dobrze. Niestety Hrabianka robi nas w konia, w dalszym ciągu odtrąca zaloty Fidela, a on biedny tak się stara :) Przesyłam Wam buziaki i ucałuj ode mnie Waszych niesamowitch chłopaków acha i uściśnij łapki Kropce :)
ależ numer! Aż się nie chce wierzyć, ze taka aura to już w tym roku! Dobrze, ze prąd już macie!
OdpowiedzUsuńJolinko, dobrze wiem/// Pmiętam, jak miejsscowym na Zabaniu ślady robiłam, żeby do pracy im łatwiej było.. Kiedyś otwarte złamanie nogi skończyło się dobrze, bo ubikacja na zewnątrz była i ktoś usłyszał wołanie...
OdpowiedzUsuńGóry są piękne!!!!! Ale życie w nich- nie składa się z obrazków/// Choć obrazki piękne///
Dlatego... wiesz//// Chociaż daleko , w przestrzeni, TY WIESZ!!!! Podziwiam i zazdroszczę tak ... Wiesz jak, góralsko :)
Joluś, wiesz, że choć nie widziałyśmy się ani na moment, tak dobrze Ci życzę : beznawałnicowośnieżnychzim,prądu na codzień, a przede wszystkim : utrzymania tego. co dziś, teraz!! Ty wiesz... O czym myślę...
Niech wspiera WAS wszystko...
Buziole ślę
Jakieś trzy godziny temu zaglądnęłam do 'Jolinkowa' na chwilę i wciąż tu siedzę, zachwycona tym, co piszesz, a jeszcze bardziej - pokazujesz!
OdpowiedzUsuńTo moje strony, bo i ja z Krakowa, a Beskidy to moje pierwsze góry; Zawadki nie znam, ale okolice tak.
Teraz od trzydziestu lat mieszkam we Wrocławiu i bliżej mi na co dzień w Sudety, ale Beskidy i Gorce sercu pozostały najbliższe, więc - wzruszam się jak ta głupia oglądając zdjęcia..
Zapraszam w moje klimaty, jak znajdziesz chwilę i ochotę;)
Ewa/ ikroopka
www.klimaty.blox.pl