poniedziałek, 21 stycznia 2013

48 godzin


Co to znaczy DZIWNE???
...
-Są podejrzenia zespołu Downa...

Fot. Turkawa

Cały świat zawirował  mi przed oczami.Co za nami, co przed. "Koń  Turyński" - ..powtarzalność..codzienność..wicher..brak wody..brak..brak.. miii mii-tchu....
Zespół Downa..szperam w interenecie..niby wiem, a jednak..jak to jest możliwe..jest młoda..za młoda.? A jednak Anieka jest naprawddę dziwna!!! To ucho...??
Poszłam gdzie mnie oczy poniosły. Bekon, Fiona..Słonina..Gala..Hrabianka..Maja Lutek..obiad..kolacja..goście....
przez te 48 godzin pokochałam ją bez względu na to jaka miałaby być...
48 godzin czekaliśmy na konsultacje z genetykiem..przez 48 godzin mój świat kończył się i rodził od nowa.

Nasza Anielka jest zupełnie zdrowa..no może oprócz tej wady serca..

Fot.Turkawa
 
Fot. Turkawa
 
fot. Turkawa

Fot. Turkawa

 

czwartek, 10 stycznia 2013

Lato



Czerwiec..
Gorączkowe przygotowania do sezonu. Pomaga mi przy nich Marika i jej przyjaciółka.  Odwiedza nas Gosia z moją ukochaną córką chrzestną Blanką.Wszystko układa się dobrze. Marika już w zaawansowanej ciąży czuje się wspaniale, kwitnie. Krzyczymy na nią żeby odpuściła szorowanie łazienki, ale gdzie tam - energia ją rozpiera. Cieszy się na te narodziny. Wszystko już gotowe, pokój Anielki, łóżeczko - wszystko co najlepsze. Jest szczęśliwia...
Lipiec..
 Chałupa pełna gości, gwarno, wesoło i pracowicie. Kózki pasą się na łące, mleko leje się strumieniami..dom pachnie drożdżówkami z jagodami..lato...
Marika zaczyna czuć się gorzej, skoki ciśnienia, opuchnięte nogi, trudności z oddychaniem. Jej ginekolog daje skierowanie do szpitala. Bezsenne noce spędzone na siedząco..Nie byłam u niej rozmawiałyśmy tylko przez telefon. Badania które nic nie wyjaśniały, jej świszczący głos w słuchawce telefonu. Wszystko jest OK - mówą lekarze - upały. Po tygodniu wychodzi ze szpitala. Termin porodu koniec sierpnia, początek września. Była przygotowana na cesarskie. Od początku takie były wskazania jej wcześniejszego ginekologa. Tymczasem ordynator oddziału położniczego w którym leżała stwierdza, że ma czekać na rozwiązanie..nie ma mowy o żadnej cesarce..
- Mamo, boję się. Nie dam rady urodzić, ledwie oddycham..
Pocieszam ją jak mogę, myślę, że skoro sam ordynator szpitala tak zdecydował, trzeba czekać.
Marika - mój uparciuch, to Ona uratowała życie Anielki..może i swoje. Nie odpuszcza, idzie do ginekologa do którego chodziła jeszcze zanim zaszła w ciążę.
Czwartek..
- Mamo w poniedziałek mam cesarkę..?
Jak tylko ją zobaczył wiedział, że trzeba natychmiast wykonać cesarskie cięcie. W poniedziałek rano miała stawić się w szpitalu w którym pracował przeczuwał, że to cięcie nie będzie łatwe. Poprosił swojego kolegę żeby mu asystował i nie pomylił się, to była ostatnia chwila. To On uratował życie Anielki..On i niesamowita intuicja i upór Mariki..Za twa tygodnie Anielka by nie żyła..
Kiedy zobaczyłam ją zaledwie parę godzin po urodzeniu była taka malutka, od moich ramion dzielił ją inkubator.
-Dziwna jest - pomyślałam sobie. Malutka jakaś taka, jedno ucho całkiem zagięte..
-Taki mały brzydal - powiedział Jarek.
Po rozmowie z panią pediatrą, usłyszałam, że dziecko jest zmęczone ciężką cesarką i ostatnimi tygodniami ciąży, że wszystko jest w porządku. Uspokojona wróciłam na Jaworzyny gdzie chałupa tętniła gwarem. Goście czekali na kolację.
 Targał mną niepokój, ja tu a One tam, nie wiedziałam co się dzieje. Przypomnieliśmy sobie, że gościliśmy pewną położną która zostawiła swój numer telefonu. Zadzwoniliśmy do niej z pytaniem, czy nie ma kogoś znajomego w tym szpitalu w którym leży Marika. .
Zadzwoniła po chwili. Telefon odebrał Tomek - ja się bałam. Z przebiegu rozmowy wywnioskowałam że nie jest dobrze. Niby nie słuchałam, a i tak strzępki rozmowy docierały do moich uszu..
Marika została przewieziona do innego szpitala.. duże problemy z oddychaniem..mała została  przewieziona na intensywną terapię...Dziecko jest dziwne..
- Co to znaczy dziwne? Najpierw zmęczone, potem dziwne! Do cholery, co jest grane?...