czwartek, 10 stycznia 2013

Lato



Czerwiec..
Gorączkowe przygotowania do sezonu. Pomaga mi przy nich Marika i jej przyjaciółka.  Odwiedza nas Gosia z moją ukochaną córką chrzestną Blanką.Wszystko układa się dobrze. Marika już w zaawansowanej ciąży czuje się wspaniale, kwitnie. Krzyczymy na nią żeby odpuściła szorowanie łazienki, ale gdzie tam - energia ją rozpiera. Cieszy się na te narodziny. Wszystko już gotowe, pokój Anielki, łóżeczko - wszystko co najlepsze. Jest szczęśliwia...
Lipiec..
 Chałupa pełna gości, gwarno, wesoło i pracowicie. Kózki pasą się na łące, mleko leje się strumieniami..dom pachnie drożdżówkami z jagodami..lato...
Marika zaczyna czuć się gorzej, skoki ciśnienia, opuchnięte nogi, trudności z oddychaniem. Jej ginekolog daje skierowanie do szpitala. Bezsenne noce spędzone na siedząco..Nie byłam u niej rozmawiałyśmy tylko przez telefon. Badania które nic nie wyjaśniały, jej świszczący głos w słuchawce telefonu. Wszystko jest OK - mówą lekarze - upały. Po tygodniu wychodzi ze szpitala. Termin porodu koniec sierpnia, początek września. Była przygotowana na cesarskie. Od początku takie były wskazania jej wcześniejszego ginekologa. Tymczasem ordynator oddziału położniczego w którym leżała stwierdza, że ma czekać na rozwiązanie..nie ma mowy o żadnej cesarce..
- Mamo, boję się. Nie dam rady urodzić, ledwie oddycham..
Pocieszam ją jak mogę, myślę, że skoro sam ordynator szpitala tak zdecydował, trzeba czekać.
Marika - mój uparciuch, to Ona uratowała życie Anielki..może i swoje. Nie odpuszcza, idzie do ginekologa do którego chodziła jeszcze zanim zaszła w ciążę.
Czwartek..
- Mamo w poniedziałek mam cesarkę..?
Jak tylko ją zobaczył wiedział, że trzeba natychmiast wykonać cesarskie cięcie. W poniedziałek rano miała stawić się w szpitalu w którym pracował przeczuwał, że to cięcie nie będzie łatwe. Poprosił swojego kolegę żeby mu asystował i nie pomylił się, to była ostatnia chwila. To On uratował życie Anielki..On i niesamowita intuicja i upór Mariki..Za twa tygodnie Anielka by nie żyła..
Kiedy zobaczyłam ją zaledwie parę godzin po urodzeniu była taka malutka, od moich ramion dzielił ją inkubator.
-Dziwna jest - pomyślałam sobie. Malutka jakaś taka, jedno ucho całkiem zagięte..
-Taki mały brzydal - powiedział Jarek.
Po rozmowie z panią pediatrą, usłyszałam, że dziecko jest zmęczone ciężką cesarką i ostatnimi tygodniami ciąży, że wszystko jest w porządku. Uspokojona wróciłam na Jaworzyny gdzie chałupa tętniła gwarem. Goście czekali na kolację.
 Targał mną niepokój, ja tu a One tam, nie wiedziałam co się dzieje. Przypomnieliśmy sobie, że gościliśmy pewną położną która zostawiła swój numer telefonu. Zadzwoniliśmy do niej z pytaniem, czy nie ma kogoś znajomego w tym szpitalu w którym leży Marika. .
Zadzwoniła po chwili. Telefon odebrał Tomek - ja się bałam. Z przebiegu rozmowy wywnioskowałam że nie jest dobrze. Niby nie słuchałam, a i tak strzępki rozmowy docierały do moich uszu..
Marika została przewieziona do innego szpitala.. duże problemy z oddychaniem..mała została  przewieziona na intensywną terapię...Dziecko jest dziwne..
- Co to znaczy dziwne? Najpierw zmęczone, potem dziwne! Do cholery, co jest grane?...

30 komentarzy:

  1. wspieram myslami jak umiem
    A

    OdpowiedzUsuń
  2. Jolu proszę Cię, dopisz dalszy ciąg. My tu na zawał zaraz zejdziemy. Napisz co dalej, co było dalej...? Buziaki przesyłamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiszę...długo myślałam, czy w ogóle o tym pisać. Uznałam, że może nasza historia, pomoże jakiemuś maleństwu przyjść na świat.

      Usuń
  3. Hmm, życie to taka huśtawka, fajne uczucie gdy lecimy w górę,ale zaraz po tym przychodzi moment zawieszenia.....chwila gdy jesteśmy wysoko, i zaraz to nie przyjemne gdy plecami lecimy w dół.
    Pamiętaj Jolu że zawsze gdy lecimy w dół na huśtawce życia, to po to by się odbić i wystrzelić w górę do słońca, do ptaków szybujących na niebie, do euforii zwycięstwa.
    Tego z serca życzymy Anielce, Wam i Waszej rodzinie, radości wzlotu do słońca i euforii zwycięstwa życia nad...
    Zosia i Janusz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wtedy leciałam sama nie wiem gdzie, przez chwilę..taki ułamek sekundy..

      Usuń
  4. Znam takie sekundy, takie ułamki, ale one mijają jednak i dajemy radę.
    Wszystkiego co dobre...

    OdpowiedzUsuń
  5. Przerażająca historia! I wiesz Jolu, bardzo mi się kojarzy z moją starobabską ciążą. Życie maleńkiej Weroniki wisiało na włosku, bo chciano ratować mnie.
    No i jak widzisz obie hasamy po tym świecie!:)
    Będzie dobrze, Jolinko, będzie dobrze!
    Trudny ma start w życie Anielka, może będzie mocniej obdarowana żeby temu podołać.
    Dużo siły Jolu, jak upłynie trochę czasu, może będzie można zobaczyć, po co to wszystko?
    Uściski serdeczne!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jolu wróżę tej smutnej historii wspaniałe zakończenie. Jestem bardzo ciekawa jak teraz się czuje Wasza mała Królewna, na świątecznym zdjęciu patrzy na nas cudowna dziewczynka.
    Mam nadzieję że te najgorsze chwile macie już za sobą.
    Pozdrawiam ciepło


    OdpowiedzUsuń
  7. Naprawdę przejmująca historia...trzymaj się ciepło!pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozumiem Pani lęk Moje dwie córeczki również miały po porodzie przykre historie. Wiem co to strach o życie dziecka.
    Marzę by spędzić choć kilka chwil w Pani klimatycznym wnętrzu.
    Magdalena M.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jolu wiem że musiało trochę czasu minąć, ale cieszę się że piszesz, czekam bardzo na cd

    OdpowiedzUsuń
  10. Ta historia tak dramatyczna bedzie na pewno miala szczesliwy final..czekam na taki z niecierpliwoscia..wszystkiego najlepszego!

    OdpowiedzUsuń
  11. Jolu, nie wyobrażam sobie ,żeby Twoja opowieśc miała złe zakończenie, musi być dobrze, lepiej. Życzę Wam wszystkiego co najlepsze.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jolu, dziewczyny ze strachu spać nie będą mogły. Tak wiele osób się martwi, napisz szybciutko ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
  13. Jolu juz rozumiem twoja nieobecnosc, nie wiem jak konczy sie ta historia ale to co juz napisalas brzmi strasznie
    Ja Lene rodzilam w domu porodowym z dala od szpitala i lekarzy - balam sie trasznie tego miejsca
    mam nadzieje ze zycie wygralo, obie sa zdrowe i obie moga sie soba cieszyc i odzyskiwac wiare i nadzieje w to ze choc poczatek byl trudny to teraz maja siebie i dobro i sila przed nimi
    trzymam za to kciuki

    OdpowiedzUsuń
  14. Oj nawet nie masz pojęcia Kochana, jak często myślami podążałam do Jolinkowa.Szanując jednocześnie jednak Twoje milczenie.Nie ukrywam ,że byłam pełna obaw jakiś problemów:((
    Będąc sama matką i babcią wyobrażam sobie jakie emocje Tobą targały.
    Napisałaś tyle, ile chciałaś napisać.Życzę Ci wiele sił i odwagi.
    Jestem z sercem i pozytywnymi myślami przy Tobie.Juta.

    OdpowiedzUsuń
  15. Jolu droga, dobrze ,że piszesz o tym wszystkim. Czytam każde Twoje słowo z wielkim szacunkiem i wdzięcznością , bo musiało Cie to bardzo wiele kosztować emocji i nerw. Jolu , mam nadzieje ,że z serduszkiem Aniołka będzie wszystko dobrze i choć teraz jest ciężko to modlitwy wszystkich przychylnych Wam osób zostaną wysłuchane. Dołączam swoja żarliwą modlitwę. Jestem z Tobą sercem. Dobrej nocy Jolu. Całusy zasyłam , Grzegorz.

    OdpowiedzUsuń
  16. Jolu czekamy na ciąg dalszy tej historii ale wierzymy, że już wszystko jest w najlepszym porządku. Myślimy i ściskamy. ps. napiszę maila.

    OdpowiedzUsuń
  17. Przypomniały mi się, Jolinko, podobne dramatyczne chwile... dni... tygodnie w moim życiu... ale dla mojego synka skończyły się tragicznie... tym bardziej trzymam mocno kciuki za maleńką Anielkę i za Was, wierzę że najgorsze macie już za sobą, a czas pozwoli na zatarcie złych wspomnień.
    Wszystkiego dobrego, ściskam

    OdpowiedzUsuń
  18. Przypomniały mi się tamte chwile... Dobrze, że jest ok. Jak zobaczyłam zdjęcie Anielki w poprzednim poście, to wierzyć mi się nie chciało, że taka baba się z niej zrobiła :) Jak dojrzałam te fałdki spod rękawków wystające i te nóżki... Okrąglusia jak mój Wojtuś. Chociaż on teraz zeszczuplał :) Buziaki dla Was :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Czekam na ciąg dalszy, ale widać że malizna jest super :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Jolu, Jolu...Mam nadzieję, że jest już dobrze. Myślami jestem cały czas z Wami. A Aniołek taki dużu i śliczny w tej kołysce.

    OdpowiedzUsuń
  21. Wszystkiego co najlepsze Jolu dla Ciebie i całej Twojej rodziny !!
    Agata

    OdpowiedzUsuń
  22. Jolu, trzymam kciuki za Twoje skarby!
    Pozdrawiam Cię i ściskam mocno

    OdpowiedzUsuń
  23. Wierzę, że Wasz Dobry Duch czuwa...
    pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  24. Droga Jolu, czytałam tego posta z przyspieszonym biciem serca... Mam nadzieję, że wszystko się ułożyło dobrze. U mnie było podobnie, termin na pierwszy tydzień września, i niestety też nie obyło się bez pobytu na intensywnej terapii, i strasznego stresu... Pozdrawiam cieplutko i mam nadzieję, że wszyscy się już mają dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  25. Życzę Wam wszystkiego co najlepsze, samych pomieni sloneczka przede wszystkim w deszczowe dni. Trzymajcie się cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  26. Straszne. Matko, jakie to straszne!. U mnie było na odwrót: to mój lekarz postanowił, że muszę urodzić sama. I dobrze, że na czas zdążyła Pani ordynator. Nie było by ani mnie, ani Eliaszka. Ale wnusie masz śliczniutką. I tego gratuluję! :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Dobrze, że snujesz tę opowieść.


    Uściski dla Wszystkich Was

    OdpowiedzUsuń