czwartek, 30 sierpnia 2012

Dziękuję

 
 Dziękuję Wam  Wszystkim moim internetowi przyjaciele za tyle dobrych słów. Przepraszam za moją nieobecność, przyznaję się że przerosło mnie to wszystko. Ci którzy u nas byli i widzieli jak wygląda jolinkowo rozumieją o czym piszę. W odpowiedzi na Wasze pytania. Nie, nie zbudujemy drugiego domu. Dom jest jeden. Ksiu Babcia Aniela czuwa.To Wy tworzycie Wasze jolinkowo.  Tyle mam Wam do opowiedzenia..nazbierało się. Dziękuję...

wtorek, 28 sierpnia 2012

Z popielnika na...


Sierpień mija niepostrzeżenie, u nas czuć już jesień. Lato minęło mi jak mgnienie oka, nawet nie zauważyłam kiedy to się stało. Bukowe lasy powolutku zaczynają rudzieć, wieczory chłodne, a ranki pachną rosą na trawie. Ta końcówka sierpnia przyniosła nam wiele wzruszeń, chwil refleksji, przyprawiła o szybsze bicie serca. Jestem babcią, moja córka Marika urodziła córeczkę. Widziałam ją tylko przez chwilkę, oddzielał ją od moich ramion inkubator. Leżała w nim taka maleńka i bezbronna..nasza Anielka. Trudne cesarskie cięcie, serce przepełnione lękiem o córkę i wnuczkę. Każdy dzień przynosił nowe jakże trudne informacje. Przez dwa dni myśli gnały jak oszalałe, serce rozdzierał przejmujący ból, strach. Anielka urodziła się z wadą serduszka, w wieku czterech miesięcy czeka ją operacja.
-Mamo, czy pamiętasz słowa tej piosenki o Wojtusiu? Siedząc w szpitalu u Anielki słyszę jak jedna dziewczyna nuci ją swojej córeczce.

Z popielnika na Wojtusia
iskiereczka mruga.
Chodź opowiem ci bajeczkę.
Bajka będzie długa.

Była sobie raz królewna,
pokochała grajka,
król wyprawił im wesele
i skończona bajka.

Była sobie Baba Jaga,
miała chatkę z ciasta,
a w tej chatce same dziwy,
cyt! iskierka zgasła.

Patrzy Wojtuś, patrzy, duma,
łzą zaszły oczęta,
czemu żeś mnie oszukała?
Wojtuś zapamięta.

Już ci nigdy nie uwierzę
iskiereczko mała.
Najpierw błyśniesz, potem zgaśniesz,
ot i bajka cała.



niedziela, 5 sierpnia 2012

Łaziebny i pytania


 
Bekon zamieszkał z nami. Najbardziej bałam się tego jak przyjmą go Fiona i Słonina bądź, co bądź to one do tej pory rządziły w chałupie. Mijał dzień za dniem, Bekon mieszkał na werandzie pod stołem gdzie zrobiłam mu legowisko, dziewczyny powarkiwały na niego i patrzyły kątem oka jak go głaskałam, ale nie było źle. Pewnego wieczora rozpętała się burza, pies trząsł się ze strachu, widać było, że bardzo się boi. Nie zastanawialiśmy się długo i jego legowisko zostało przeniesione do chałupy. Jak to często u nas bywa przypadek zdecydował za nas i od tej pory Bekon zamieszkał z nami. Martwiłam się jednak, bowiem niedługo mieli przyjechać goście z psem i małymi dziećmi. To się będzie działo - myślałam sobie. Cztery psy i dzieci, toż tego nie będzie dało się ogarnąć. Z duszą na ramieniu czekałam na naszych gości. Przyjechali, z samochodu wysypały się najpierw uśmiechy, a zaraz za nimi Marta, Sławek, Marcelinka, Wojtuś i Nostra, biała ośmiomiesięczna labradorka. Oczywiście nasze panienki nie omieszkały pokazać jej, kto tu rządzi, natomiast Bekon, ten dopiero zgotował jej przywitanie. Merdał ogonem, biegał za nią jak szalony zachęcając do zabawy. Białe wymieszało się z podpalanym i dwa psy pognały w ogród jak szalone. To młody pies, chce się bawić, biegać i dokazywać, niestety ani Fiona, ani Słoninka nie są już skore do harców. Ten pies jest niesamowicie wrażliwy i w dalszym ciągu wystraszony, to pies specjalnej troski, jak powiedział Tomek. Każdy nieopatrzny gest, czy podniesiony głos powoduje, że zaczyna oddalać się drogą w stronę lasu, odwracając głowę i patrząc wystraszonym wzrokiem.

















































































Tym razem, ja uczę się od Marty jak zapleść chałkę, wyszły przepyszne :)






My pieczemy Marcelina zamiata.


Pewnego wieczora w oddali zaczęło pogrzmiewać, akurat wtedy poszłam do kóz. Wystraszony Bekon trzymał się mnie towarzysząc przy wieczornym obrządku, Tomek zwoził drzewo, dziewczyny w chałupie kąpały dzieciaki. Musiałam wejść do koziarni żeby wydoić kózki, pies jak zwykle został na zewnątrz. Kiedy wróciłam z koziarni zorientowaliśmy się, że nie ma Bekona. Burza krążyła gdzieś dookoła grzmoty mieszały się z naszym wołaniem. Na nic, ani śladu. Wszyscy biegaliśmy po łąkach szukając go i nawołując, na dworze robiło się coraz ciemniej. Tomek wsiadł w samochód, pojechał drogą w dół, bez rezultatu. Straciłam nadzieję że kiedykolwiek go znajdziemy, pognał wiedziony strachem gdzieś przed siebie uciekając przed tym nieznośnym grzmotem, odtrącony, zostawiony pod drzwiami koziarni. Nie muszę pisać, że pół nocy przepłakałam i raz po raz z nadzieją wychodziłam na werandę, czy aby nie wrócił. Zostawiliśmy uchylone drzwi do chałupy gdyby jednak się pojawił. Rano skoro świat wstałam i wyjrzałam na werandę. Nic, legowisko które mu przygotowałam było puste. Wiedziałam, że już nie wróci, nie wiadomo gdzie pognał, dookoła las i znowu będzie błąkał się głodny i samotny. Wsiadłam do samochodu i pojechałam na dół, pytałam ludzi czy nie widzieli psa, wołałam, ale odpowiadała mi tylko cisza. Kiedy wróciłam Tomka nie było, za chwilę zadzwonił do mnie i zapytał, czy aby Bekon nie wrócił, bo on jeździ rowerem po leśnych drogach i go szuka. Dzwonił tak kilka razy z tym pytaniem, kiedy kolejny raz zadzwoniła moja komórka miałam przygotowaną odpowiedź.
-Nie, nie wrócił i nie wróci!
Nie zdążyłam jednak nic powiedzieć, bowiem usłyszałam.
-Mam go, wsiadaj w samochód i przyjeżdżaj po nas. Jedź żółtym szlakiem w stronę Kotonia, dojedź do rozwidlenia dróg i tam na nas czekaj.
Podskoczyłam jak oparzona, biegiem dopadłam samochodu i pognałam, mówiąc po drodze naszym gościom, że zaraz wracam z Tomkiem i Bekonem.
Tomek pojechał rowerem w stronę Kotonia, tam na Pękalówce zapytał ludzi, czy nie widzieli wieczorem psa. Ci mu powiedzieli, że gnał jakiś jak szalony drogą. Ponieważ Tomek zna tu wszystkie ścieżki i ścieżynki wydedukował którędy psisko mogło pognać. Znalazł go na łące pod Kotoniem. Mieliśmy farta, Tomek uratował go po raz drugi. Merdał ogonem na mój widok, a jego mordka cieszyła się okrutnie. Problem pojawił się z wsiadaniem do samochodu, za nic nie chciał dobrowolnie do niego wskoczyć, nie było wyjścia siłą zapakowałam go do środka i trzęsącego się ze strachu przywieźliśmy do domu. Od tej pory przeżyliśmy już razem kilka burz, zamykamy wtedy drzwi do chałupy, Bekon krąży zaniepokojony, nie odstępuje mnie na krok, najchętniej chowa się w łazience. Tak więc śmiało możemy powiedzieć, że mamy psa łaziebnego, bowiem łazienka powolutku staje się jego ulubionym pomieszczeniem. Tomek uratował go dwa razy, a pies chodzi za mną krok w krok, gdzie ja tam i Bekon, wiesza ze mną pranie, idzie do kóz, gotuje obiad, a nawet prasuje, doczekałam się osobistego ochroniarza. Kozy uwielbia, gania za nimi po łące zachęcając je do zabawy, a one patrzą na niego dziwnie nie wiedząc o co może mu chodzić. Wyganianie kóz na pastwisko i wieczorny powrót, to ulubione pory dnia Bekona. Słoninka i Fiona od czasu do czasu powarkują na niego, ale mam nadzieję, że z czasem całe psie towarzystwo jakoś się dogada. Stajemy się coraz bogatsi w zwierzęta wszelakie.










 Kózki nadal są z nami, okazuje się, że nie tak łatwo znaleźć dla nich domy. Na wiosnę, albo jeszcze w sierpniu będziemy mieć ich jeszcze więcej. Jeżeli ktokolwiek z Was myśli o posiadaniu kóz musi zdawać sobie sprawę z tego że kupując jedną kózkę za rok może mieć ich dwie, trzy, lub cztery. Za kilka lat dowolną wielokrotność kózek i koziołków i co z tym wszystkim począć? Jeżeli nie potraficie kierować się zdrowym rozsądkiem i logiką, tak jak my, w ogóle nie zabierajcie się za jakąkolwiek hodowlę. Odpuśćcie sobie, bo przyjdzie taki moment, że Wasze stado rozrośnie się niebotycznie i każde meee będzie domagało się od Was swojej miarki owsa i siana. Staniecie się niewolnikami kóz. Od wieków człowiek hodował zwierzęta, żeby je zjadać, wtedy panuje równowaga. Żeby mieszkać na wsi, trzeba być twardym. Niestety nie ma mleka bez wykotów, kózka która nie rodzi mleka nie daje,można ją jedynie traktować jak miłe domowe zwierzątko, a przecież nie o to chodzi. Ufam, że znajdziemy dobre wyjście z tej sytuacji, każdy dzień uczy nas nowego, stawia przed nami trudne pytania na które musimy znaleźć odpowiedzi. Pozdrawiam serdecznie z zapracowanego jolinkowa, życzę Wam samych łatwych pytań i trafnych odpowiedzi.